Podobne
- Strona startowa
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Trollope Joanna Najlepsi przyjaciele
- J.Chmielewska Slepe szczescie
- J.Chmielewska Skarby
- Barker Clive Wielkie sekretne widowisko (SCA
- Robert Jordan Wielkie Polowanie BMFXE6CH5QELW
- Bulyczow Kir Nowe Opowiadania Guslarskie
- [2]Erikson Steven Bramy Domu Umarlych
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- James P.D Czarna wieza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doszła wiado-mość, taka nie bardzo dokładna, że w mieście Nowy York w firmie jubilerskiejpracuje i dosyć średnio mu się powodzi.Nie wzbogacił się nagle, więc tego dia-mentu, bo diament to był, nie sprzedał.Przeto nie miał ze sobą.I tyle o nim.A tu121moja bratowa przed śmiercią o skarbie zaczęła majaczyć, a to przecież jego na-rzeczona była i u niej go jaśnie pani Justyna znalazła.Tyle że i słowa jednego niezdążyła zamienić, bo uciekł.Ale został po nim taki sakwojażyk malutki, brat gowidział, bo bratowa na pamiątkę zachowała, no i tego sakwojażyka tutaj nie ma.Marcin powiada, że był żółty, ze skóry.Wszyscy siedzieliśmy czas jakiś, po ichślubie, w Noirmont, tedy możliwe, że tam został.Bo prawdę mówiąc, po śmiercijaśnie pani Klementyny, to oni przyjechali już dobrze po mnie i nie tak, jak sięjedzie na zawsze, z całym dobytkiem.Coś tam mogli zostawić.Remontu i odna-wiania to w Noirmont nie było aż od ślubu jaśnie pani Klementyny, ja to wiem, bow pózniejszych czasach cały dom prowadziłem i sprawdzałem, to już sześćdzie-siąt lat.Co po kim zostało, to pewno do dziś dnia leży.Dlatego o tym wszystkimmówię, może on i wleciał do morza, ten diament, ale co szkodzi sprawdzić? Byłto wielki klejnot, jeden na świecie. Czyj? Do kogo należał? Mam na myśli, do której rodziny? Tej z Polski czytej z Francji? Nawet była mowa, że on angielski, ale ja wiem, że francuski.Nie głuchyjestem, nie ślepy i może być, że nawet nie całkiem głupi.Z tego, co wiem, wynika,że do hrabiów Noirmontów należał z dawnych czasów, a jaśnie pani Klementynaod męża go dostała w chwili śmierci, ciepłą ręką.Sama się wcześniej troskała,czy on nie cudzy, ale nie, z dawnych listów wyszło, że teraz już jej. Teraz go może jakaś ryba zeżarła skorygowała Karolina. Ale Florekma rację, jak będę w Noirmont, to popatrzę.Chyba nawet wiem, gdzie zaglądaći szukać, znam cały dom, zawsze lubiłam się bawić w rozmaitych zakamarkach.Poza tym, mam wrażenie, że matka mnie zmusi do uporządkowania biblioteki, teżtam nabruzdził testament prababci, coś tam trzeba z książkami zrobić.No dobrze,mogę zrobić, lubię stare książki.Na tym na razie stanęło, nadjechał hrabia z upolowanym dzikiem, któregogajowy wlókł za koniem na saniach z gałęzi.Natychmiastowe i osobiste wędzenieszynki z dzika wygrało konkurencję z diamentem bez żadnego trudu i w Karoliniepozostał zaledwie ślad zainteresowania zaginionym skarbem.Florek natomiastdoznał wielkiej ulgi, wyrzuciwszy z siebie tajemnicę.Rzecz oczywista, tę drugą tajemnicę zachował dla siebie.O lokaju, któremunoga opsnęła się ze zrujnowanego muru w Noirmont, postanowił opowiedziećwyłącznie księdzu przy ostatniej spowiedzi.* * *Pomocnik jubilera zaś rzeczywiście przedostał się do Ameryki.Pracę znalazł122od razu z największą łatwością, z tym że najpierw zatrudnił się w charakterzetragarza, a dopiero nieco pózniej wrócił do własnego zawodu, wkręcając się dojubilera.Niejeden złodziej uciekał z Europy do Ameryki z łupem w postaci cen-nych precjozów i prawie każdy wolał zmienić ich oblicze.Nowe oprawy, prze-szlifowane kamienie i już mógł swoją zdobycz sprzedawać bez obaw.Jubiler nabrak roboty nie narzekał i fachowca przyjął chętnie, pan Trepon zaś, oddawszy sięzajęciom, które znał i lubił, zaczął powoli przytomnieć.Odetchnął po przeżyciach, uspokoił się i wróciła mu pamięć.Tak długo roz-pamiętywał i wałkował swoją ostatnią wizytę u narzeczonej, że wreszcie coś musię zaczęło majaczyć.Miał wszak przy sobie jakiś bagaż.Zawsze pętał się po mieście z sakwojaży-kiem, nosząc w nim różne klejnoty, pieniądze i ważne papiery, i tak samo byłotym razem, z sakwojażyka przecież wyjął bransoletę dla nieboszczyka wicehra-biego, musiał go zatem mieć, przewieszony, jak zwykle, przez ramię.I do Calaisz nim przyjechał, nie zdejmował go z siebie, a sam z niego nie zeskoczył.Dopie-ro potem.Miał ten diament w kieszeni, chciał pokazać Antoinette, nie zdążyłi pózniej co.? Nie schował go przypadkiem w sakwojażyku.?A co się z tym sakwojażykiem stało.?Na kutrze rybackim go nie miał.To przypomniał sobie dokładnie, bo bez prze-szkód zerwał z siebie surdut, kiedy pomagał sieć wyciągać.Potem fala z niego poraz drugi ten surdut zdarła, na nice wywróciła i dlatego tylko tyle grosza mu zo-stało, ile miał w ciasnej kieszonce kamizelki.Kamizelka była opięta, woda jej nieruszyła.A diament
[ Pobierz całość w formacie PDF ]