Podobne
- Strona startowa
- Carter Scott Cherie Jesli milosc jest gra
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc.BLACK
- Zanim milosc nas polaczy Courtney Cole
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc.WHITE
- Christie Agatha Detektywi w sluzbie milosci
- Lucy Maud Montgomery W strone milosci
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc
- w strone milosci montgomery
- Pozwolcie Ogarnac Sie Milosci
- Chmielewska Joanna (Nie)boszczyk Maz (www.ksiazki4
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak, tak, Łucjo, ty jesteś zanadto sztywna.- Z pewnością zasługuję na ten zarzut - przytaknęła Łucja z gryzącą ironią.Polly rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie.- Otóż mam dla ciebie zaproszenie, byś przyjechała do nas, osobiste zaproszenie od samego Joego, a jeśli nie jesteś zbyt wyniosła i dumna, to je przyjmiesz.Co do mnie, jestem przekonana, że Joe chce dla ciebie sięgnąć do kieszeni, więc byłabyś idiotką, gdybyś nie przyjechała.Łucja wydęła usta.- Wolę być idiotką - odparła pogardliwie.Polly znów wlepiła w nią oczy, ściągając poły płaszcza, opadającego w szerokich, niezgrabnych fałdach, co podkreślało jeszcze jej nadmierną otyłość.- Niewątpliwie jesteś idiotką - rzekła powoli, wstając.- Jesteś taką doskonałością, że nie widzisz własnej korzyści.Gdybyś tylko miała trochę oleju w głowie, mogłabyś przyjechać i zostać z nami.- Żałuję - wyrzuciła Łucja, ulegając chwilowemu impulsowi.- Mam inne plany.Zostałam zaproszona przez pewną damę, prawdziwą damę, by z nią zamieszkać.- Co, co? Zostałaś zaproszona? - W słowach jej brzmiało na pół złośliwe zdumienie.- Możesz zatem powiedzieć swemu bratu, że nie potrzeba mi jego wspaniałomyślnej pomocy.Nie! - Łucja parsknęła krótkim, pogardliwym śmiechem.- Ostatecznie nie będę musiała zamieszkać z wami nad szynkiem.Polly nie zrozumiała wcale ironii tego powiedzenia, lecz śmiech Łucji wywołał na jej czerwonej twarzy jeszcze bardziej płomienny rumieniec.- Prawdziwy cud, że w ogóle weszłaś do naszej rodziny - oświadczyła kiwając potarganą głową.- Zdaje ci się, że jesteśmy śmieciem pod twoimi nogami!- Wyszłam za Franka Moore'a - ostro odcięła Łucja.- A on był dżentelmenem.- Och! Nie różnił się tak bardzo od Joego! - złośliwie odparowała Polly.- Dość uganiał się za dziewczętami, kiedy był młodszy.Mogłabym opowiedzieć niejedno, gdybyś tylko chciała posłuchać.Delikatne nozdrza Łucji rozdęły się, a w oczach jej zamigotał zimny błysk.- Precz z mojego domu! - wycedziła lodowato.Rozpłomieniona gniewem, była trochę teatralna, lecz nie zdawała sobie z tego sprawy.Chciała pozbyć się tej wstrętnej, ordynarnej baby, więc bez skrupułów kazała jej się wynosić.I rzeczywiście Polly mrucząc coś pod nosem skierowała się ku wyjściu zniewolona twardym spojrzeniem Łucji.Łucja miała przeto wrażenie, że los tak zrządził, by przyjęła propozycję panny Hocking.Nie było to jednak zrządzenie losu, los nawet nie dotknął szali, by skłonić ją do tej decyzji, to ona sama i tylko ona sama w ten sposób ukształtowała dalsze koleje swego życia.Powiedziała Polly, że się przeprowadzi, więc zrobi to, a po dokładniejszym namyśle nie miała ochoty cofnąć swojej decyzji.Nazajutrz po wizycie Polly oświadczyła pannie Hocking, że zgadza się na jej propozycję, co tamta przyjęła z zachwytem.I to z jak wielkim zachwytem! Cechujący ją zazwyczaj optymizm powiększył się jeszcze.Entuzjazmowała się szczęściem, jakie zmiana ta przyniesie im obydwu, nalegała na Łucję, by wyraziła swoje bodaj najdrobniejsze upodobania, dotyczące urządzenia pokojów i kuchni, na znak radości kazała służyć psu.Wszystko było niezmiernie wesołe i zabawne!Początkowo Łucja nosiła się z myślą zatrzymania swego domu i wynajęcia go wraz z urządzeniem: byłoby to pożądanym, dodatkowym źródłem jej dochodów, ale administrator zarządzający willą okazał się nieugięty.Ponury i nieugięty! Nigdy nie zdarzyło się coś podobnego i nigdy na to nie pozwoli w punkcie tak wytwornym jak Ardmore Road.Napomknął jednak, że z łatwością będzie można rozwiązać z nią wcześniej umowę i znaleźć innego lokatora, gdy dom zostanie opróżniony.Stanęła więc wobec konieczności sprzedania swych mebli.Oddanie do przechowalni nie wchodziło w rachubę, ze względu na znaczne koszta, a mieszkanie panny Hocking nie mogło pomieścić dwóch urządzeń.Łucja niemal się zawahała.Był to krok decydujący, a ona zdawała sobie sprawę z jego nieodwołalności.Mimo to potrzeby najbliższej przyszłości były bardziej naglące od późniejszych, a Piotruś będzie przecież jeszcze przez pięć lat przebywał w szkole.Poza tym rozważyła już wszystko, postanowiła i nie cofnie się.Meble zostały przewiezione do miejscowego sklepu i bez licytacji sprzedane z wolnej ręki przy pomocy pośrednika.Gorzki ból sprawiło jej wyzbycie się tych dobrze znanych sprzętów, które czas i używanie uczyniły jej bezwzględną własnością.Kiedy oboje z Frankiem kupowali je tak radośnie - przypomniała sobie optymistyczne nadzieje owego dnia, zasadniczą rozmowę z panem Gow, dotyczącą zalet dębu i mahoniu, swoją własną powagę, ukradkowe, wesołe spojrzenia rzucane Frankowi - tak, w ciągu tych wszystkich lat, czyszcząc je z radosną dumą właścicielki, czy pomyślała, kiedykolwiek, że w ten sposób przyjdzie się rozstać z nimi? A przy tym dostała tak niewiele - marną sumę, niewiele ponad trzydzieści funtów!Zatrzymała kilka przedmiotów: szafę, obraz należący kiedyś do jej matki, bujający fotel ze swojej sypialni, na którego zaokrąglonej poręczy jeszcze widniały niewyraźne ślady zębów Piotrusia, który wpił się nimi w drzewo, uczepiwszy się jej sukni.I tak pewnego wieczoru w końcu stycznia, po raz ostatni szła po pracy promenadą do swego domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]