Podobne
- Strona startowa
- Carter Scott Cherie Jesli milosc jest gra
- Zanim milosc nas polaczy Courtney Cole
- Christie Agatha Detektywi w sluzbie milosci
- Lucy Maud Montgomery W strone milosci
- Motylek Lipowo 1 Katarzyna Puzyńska
- Katarzyna Berenika Miszczuk Szeptucha
- Cronin AJ Trzy milosci
- Ekspedycja Kolitz Katarzyna Rygiel
- Chmielewska Joanna Zlota mucha.BLACK
- Doyle Arthur Conan Studium w szkarłacie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czeka.Ciche milczenie, oddech Marty robi się krótki. Boję się, że umierasz mówi Marta i jakby przerażona tym, co powie-działa, chce uciec, ale nie ma gdzie, więc tylko patrzy na Iwonę, która otwieraoczy i w jej oczach jest podziękowanie. Nic już nie można zrobić, prawda? Zawsze jest nadzieja. Marta przełyka ślinę o wiele za głośno. Nie pierdol, siostro mówi Marta, ale jej głos przeczy przekleństwu.Jestspokojny. Nic już nie można zrobić, prawda? Wszystko, co było można, zostało zrobione.W ciszy szpitalnej sali zamiera powietrze. Nie ma dla mnie ratunku? Zawsze jest nadzieja powtarza martwo Marta. Na cud? Na cud.Iwona wyciąga rękę.Marta pośpiesznie wybiega ze swoją dłonią naprzeciw.Uścisk Iwony jest słaby. Dziękuję ci mówi ręka i spierzchnięte wargi.I wtedy Marta łamie się. Tak się boję, siostro. Tak się boję, siostro. Iwona oddaje uścisk. Wydaje mi się, że niewytrzymam tego strachu. Iwona kuli się, jej głos jest cichy, tak cichy, że Mar-ta musi się nachylić. %7łeby tak od razu.A potem myślę, że to dobrze, żejeszcze nie.Jak jest słońce.Ale słońce wschodzi niezależnie od wszystkiego,prawda? Prawda.133 I wzejdzie po mojej śmierci. Iwona patrzy w okno, tam, gdzie świtrano przedostaje się przez gałęzie rozłożystego kasztana.Pożółkłe liście drżą nawietrze. Jakby się nic nie stało.Jak po śmierci rodziców.A od ich śmiercinie było dla mnie nic świętego. Dla ciebie też?Iwona patrzy na nią uparcie, a w Martę wstępuje dawny niepokój.Więc wolipoprawić koc, poduszkę, woli nic nie mówić, bo przecież jest tylko cienka grani-ca. Marto? Pytałam cię.czy dla ciebie też.Marto!A jednak.Stało się.Dlaczego Iwona nie dała jej spokoju? Ale wezbrana falajuż ma ujście i twarz Marty wykrzywia się. Jak możesz! Jak możesz mnie pytać, co dla mnie było święte! Nigdy ci niejest za mało siebie samej? Nie rozumiem mówi Iwona i rzeczywiście nie rozumie.Więc przyszedłczas, żeby wszystko powiedzieć.Marta staje w nogach łóżka, chwyta za poręcz, pochyla się w stronę Iwony,ściska łóżko tak bardzo, że wydaje się, że wygnie metalową poręcz. Jak możesz używać słowa też ? Zapomniałaś, że to ja siedziałam przymatce, myłam ją i cierpiałam z nią, to ja byłam na każde zawołanie, to ja musiałamna to patrzeć! Ale ja. Iwona chce słabo zaprotestować.Lecz Marta jej nie pozwala.W Marcie coś pękło i wylewa się szeroką strugą,której już nie jest w stanie kontrolować. Wyjedziesz znowu ze swoimi pieniędzmi? Oczywiście, że dzięki tobie byłona najdroższe leki, ale to wszystko.To nic! To już tylko ja wyłam z rozpaczy iwidziałam, jak gaśnie dzień po dniu, i nawet wtedy nie zauważała mnie, tylkoczuła brak ciebie, i słyszałam twoje imię we wszystkich przypadkach.O tobie, ztobą, przy tobie.Ty, ty, ty! Marta nie chce, żeby jej głos był tak nabrzmiałyżalem, ale jest. Tęskniła do ciebie, a ja trzymałam ją za rękę.Iwona siada mocniej na łóżku, odrzuca tlen, chce Marcie przerwać. Marto!Ale Marta doskakuje do niej. Nie! Nie przerywaj mi teraz! Myślałaś, że nie będę miała odwagi w tej sytu-acji? Pieprzyć to! Chrzanić to wszystko! Zawsze ty! Wspaniała ty! Głos Martystaje się piskliwy, prześmiewczy. Bierz z niej przykład, kochanie, dlaczegonie zachowujesz się jak Iwona? Iwona to boże dziecko, widzisz, jaka jest odważ-na, nigdy nie bała się ryzykować.Jestem taka szczęśliwa, wiedząc, że Iwona sobieułożyła życie.Iwona jest po prostu bardzo zdolna.Iwona na pewno będzie robi-ła w życiu coś nietuzinkowego. Marta macha rękoma, jakby stała na areniei chciała szerszemu audytorium pokazać: oto coś wspaniałego.A potem nagleodwraca się do pustego krzesła i słodkim fałszywym głosem dodaje: Ale to134dobrze, że z ciebie taki pracuszek, o, Iwona to ma fantazję, widzieliście, co zrobiłaze swoim pokojem? Iwona jest taka barwna nadal jej głos brzmi fałszywie ale i z ciebie jesteśmy dumni, dziecinko. Marta zbliża się do Iwony, teraz mo-że jej spojrzeć prosto w oczy. Nawet wtedy kiedy ciebie nie było, było cię owiele za dużo dla mnie.A ty nie przyjechałaś.Ty Marta jest zdziwiona,tak zdziwiona jak nigdy przedtem ty nie przyjechałaś. Marto, ja.Ale Marta już się cofa od łóżka.Już nie mówi do Iwony, mówi do całegoświata. Ty nie przyjechałaś! Nawet na pogrzeb.A co z Iwoną, o Iwonie, dla Iwony,Iwona? Głos Marty kpi. Iwona nie przyjedzie, mamusiu, bo jej się nie opła-ca.Bo jak przyjedzie, to już nie wróci do swojej kochanej Francji, swojej nowejojczyzny, au revoir! I do Piotra, oczywiście.Już nie będzie mogła wrócić, mamu-siu.I dlatego masz tylko mnie.Ta, która zawsze była mniej kochana, siedzi przytobie i nie boi się, że jej coś zabiorą.Niestety.Tylko ta druga, ta mniej ważna,siedzi przy tobie i słucha o Iwonie. Głos Marty mięknie niespodziewanie.Przepraszam, mamusiu, że nie jestem Iwonką.Mogłybyśmy się zamienić, bo jabym przyjechała zewsząd, z końca świata i nie bałabym się ubecji ani stanu wo-jennego, mamusiu.Ale ta dzielna Iwona też się nie boi, mamusiu.Przecież zawszebyła taka odważna.Pewnie nie może znieść myśli o twoim umieraniu, mamusiu.Od tego masz mnie.Tyle osób umarło mi na rękach przed tobą, mamusiu.Niemartw się, poradzę sobie.Zawsze sobie radziłam.A poza tym jestem przyzwy-czajona, mamusiu.Przecież sama sobie wybrałam ten zawód, choć to był zawóddla ciebie, mamusiu.Zawiodłam cię. Marcie łamie się głos, chwilę walczy zewzruszeniem i czeka na tę wściekłość, która doda jej sił.Podchodzi do łóżka i jużma siłę, żeby prosto w te niebieskie, zmęczone oczy nareszcie powiedzieć praw-dę. Nie ćwicz tego ze mną! W tej chwili nie! Zawsze to robiłaś! Teraz jesteśtaka biedna, że nie można ci mówić takich rzeczy, prawda?Ale Iwona jej nie widzi.I Marta z rozpaczą powtarza raz jeszcze: To kiedy ci to mogę powiedzieć, kiedy, no!Iwona nie otwiera oczu, więc Marta nachylona nad nią szarpie ją za ramię. Odpowiedz mi!I wtedy spostrzega, że Iwona nie może złapać oddechu, widzi, że rurka z tle-nem leży obok.Nerwowo zakłada gumkę pod nos Iwony, odkręca kurek mocniej,bierze ją za rękę i czuje zamierający puls
[ Pobierz całość w formacie PDF ]