Podobne
- Strona startowa
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Trollope Joanna Najlepsi przyjaciele
- J.Chmielewska Slepe szczescie
- J.Chmielewska Skarby
- Brzezinska Anna, Winiewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garć złota
- Conrad Joseph Zlota strzala (SCAN dal 767)
- Jerzy Kosinski Malowany ptak
- Robert Jordan Smok Odrodzony
- Stanislaw Lem Eden (2)
- PoematBogaCzlowieka k.6z7
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dzisiajwieczorem da mu odpowiedz.I mnie jest teraz głupio, bo nie wiem, co zrobić. Poczekaj poprosiłam. Ja bym to chciała zrozumieć porządnie i po kolei.Kto to taki, ten co też chce kupić bursztyn i nie chcą mu sprzedać? Nie wiem.Jakiś Hindus. A, Hindus.A ten jeden, co ma muchę i wspólników, to kto? Nie wiem.Nie powiedział mi.Powiedział, że nazwiskami nikt tu sobie nie będziegęby wycierał.Nie moja sprawa. Rozumiem.O wspólnikach też pewnie pary z pyska nie puścił.A dlaczego cigłupio?Westchnęła tak ciężko i żałośnie, że niemal powiało przez słuchawkę. No bo najpierw powiedziałam, że Hamid to kupuje za wszystkie pieniądze świa-ta, a teraz mam powiedzieć, że się rozmyślił i nie kupuje.To co, niepotrzebnie szukał?Głupio okropnie.Bo przecież sama kazałaś mi coś zrobić, żeby nie kupił, a ja mu tegonie umiem wytłumaczyć przez telefon, Hamidowi mam na myśli, wolałabym osobiście.384Osobiście on mnie bardziej kocha niż na odległość.W dodatku chciałam to zobaczyć.To co mam zrobić?Zadecydowałam błyskawicznie. O niekupowaniu jeszcze nie mów.Upieraj się, żeby obejrzeć, za takie pieniądzedo oglądania ma się prawo, niech ci pokaże.A jak już się umówisz na to oglądanie,zadzwoń natychmiast i powiedz mi o tym.Też chcę przy tym być. No właśnie miałam ci to zaproponować! ucieszyła się Danusia. Nic z tejafery nie rozumiem, wszystko wydaje mi się podejrzane i trochę się boję.Wolę, żebyśbyła. I słusznie.Dzwoń wobec tego.Czekając na jej telefon oddałam się zajęciu, ostatnio ulubionemu.Polerowałam ręcz-nie oczyszczone wcześniej bursztyny, posługując się pastą polerską na flanelce i nieprodukując przy tym żadnego pyłu ani kurzu.Zarazem mogłam z tym siedzieć przyoknie i gapić się na willę Orzesznika do upojenia, chociaż wcale nie byłam pewna, czyma to jakikolwiek sens.Okazało się, że ma.385Około piątej po południu pod bramę podjechał Franio.Lornetkę położyłam sobiepod ręką, chwyciłam ją, sprawdziłam numer, zgadzał się z zapiskami wymarzeńca.Zanim jeszcze zdążyłam odłożyć przyrząd, pod dom Orzesznika podjechał drugi sa-mochód, z którego wysiadł Baltazar.Rozpoznałam go, wysiadł, rozejrzał się dookołai wyraznie ujrzałam jego twarz.Do licha, Danusia spowodowała zlot gwiazdzisty prze-stępców.! Ciekawe, kto tu jeszcze przybędzie.Zadzwonił Kocio z zapytaniem, czyprzypadkiem coś się nie dzieje.Z lornetką przy oczach opisałam mu sytuację, na cooświadczył, że zaraz przyjeżdża.Ucieszyłam się, pomyślawszy, że może zdoła zakraśćsię tam pod jakieś okno i coś usłyszeć.Warunki, co prawda, zbytnio nie sprzyjały, dombył pełen ludzi, w oknie na piętrze widziałam piszącą dziewczynkę, zapewne córka od-rabiała lekcje, w oknie na dole mignęła mi baba, prawdopodobnie żona, no i tych trzechfacetów, licząc i pana domu.Istny tłum!W chwilę potem podjechał jeszcze jeden samochód, zatrzymał się kawałek dalej,wysiadła z niego szczupła facetka, prawie pozazdrościłam jej figury, po czym zdumia-łam się śmiertelnie, bo też zadzwoniła do furtki Orzesznika.Otworzono jej, weszła downętrza.Któż to taki, na Boga, żadna baba w tym interesie nie tkwiła, czyżby to była386Idusia.? Chyba że przyjaciółka Orzesznikowej.%7łe też nie dowiedziałam się od Anidokładnie, jak ta Idusia wygląda!Następnie osłupiałam kompletnie.Ciągle gapiłam się przez lornetkę, oglądając dwietrzecie willi Orzesznika oraz kawałek ogrodzenia razem z bramą i furtką, widoczneto wszystko było doskonale, i nagle, wśród zieleni, dostrzegłam istotę ludzką.Faceta.Pokazał się na króciutką chwilę, ale nie miałam wątpliwości.To był wymarzeniec!Jak się dostał do środka, omijając furtkę, odgadłam z miejsca.Posesja pana Lucjanaprzytykała do zaplecza małej ciastkarni, sprzedającej produkty własne, piekli to sami,zapachami utrudniając mi odchudzanie, i mieli obok swojego pawilonu malutkie po-dwórze.Zakamarek, osłonięty od strony ulicy.Przelezć tamtędy przez ogrodzenie tożadna sztuka, każde dziecko by potrafiło, a wymarzeniec zawsze prezentował wyso-ką sprawność fizyczną.Znaczyło to, że, rany boskie, nie zrezygnował, nadal prowadziłswoje dochodzenie, skądś się dowiedział o tej naradzie produkcyjnej i, najwidoczniejna nią nie zaproszony, postanowił jednak wziąć bierny udział.Cholera.Co za szkoda,że to on, a nie Kocio.!Kocio właśnie zadzwonił do moich drzwi.387 Druga lornetka leży w torbie pod telewizorem! powiadomiłam go w pośpiechui popędziłam z powrotem do okna.Kocio miał tę zaletę, że najpierw działał, a dopiero potem zadawał głupie pytania,zdążyłam to już stwierdzić w czasie naszej dość krótkiej znajomości.Teraz też postąpiłracjonalnie, w pierwszej kolejności znalazł torbę z lornetką, w drugiej zaś przyleciałzobaczyć, co robię i do czego ma służyć oprzyrządowanie optyczne.Rychło wyszłona jaw, że właściwie do niczego, wymarzeniec bowiem znikł gdzieś za krzakami, a wewnętrzu domu nic nie było widać. Towarzystwo się powiększa powiedziałam smętnie. Dojechała baba, moż-liwe, że osoba postronna, a możliwe, że Idusia, ponadto w ogródku siedzi niepożądanyświadek.Właściciel tego bezcennego notesu.Sądzę, że podsłuchuje. Znaczy wie, co robi, i podsłuchiwać warto zaopiniował Kocio. Szkoda.Sam bym spróbował, ale za duży tłok.Chociaż.?Popatrzył na mnie pytająco.Pokręciłam głową. Nie, lepiej nie.Może ci zrobić coś złego.Nie dziabnie cię nożem, ale jakoś ujawnialbo co.On nie lubi konkurencji. zastanowiłam się nagle. Czekaj, a może.?388Ukryłby się przed tobą, to pewne.I ty byś coś usłyszał, a on nie, tego by nie zniósł.Do licha, wiesz, że nie wiem, co by zrobił. Możemy sprawdzić.Skoczę tam.Długo to już trwa? Od przyjazdu baby nie ma dziesięciu minut. W takim razie idę, ryzyk-fizyk.Przytrzymałam go za rękaw i pokazałam palcem. Tam jest podwórze ciastkarni, przytyka do ogrodzenia.Od ulicy nie widać.Idzod strony śmietnika.Patrząc przez okno na przemykającego się ku ulicy Kocia, zaniepokoiłam się nieco,czy nie wysłałam go na stracenie.Może być wzięty w dwa ognie, sami wrogowie tamsiedzą.Ciekawość i nadzieja na jakieś odkrycia były jednak tak silne, że nie zawróciłamgo z drogi rozpaczliwym krzykiem z trzeciego piętra.Za to znów przytknęłam do oczulornetkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]