Podobne
- Strona startowa
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc.BLACK
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc.WHITE
- Motylek Lipowo 1 Katarzyna Puzyńska
- Katarzyna Berenika Miszczuk Szeptucha
- Katarzyna Grochola Upowaznienie do szczescia (2)
- Grochola Katarzyna Upoważnienie do szczescia (2)
- Grochola Katarzyna Nigdy w zyciu
- Nie ma tego zlego Katarzyna Zak
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- commandos.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dłonie miała chłodne, a po plecach przebiegały jej dreszcze,chociaż noc była ciepła.Starała się jednak panować nademocjami.Tomasz powinien widzieć, że jest spokojna i rze-czowa.Był trudnym przeciwnikiem i często posługiwał siępółprawdami.Była pewna, że postara się przed nią ukryćprzynajmniej część tego, czego się dowiedział.Tymczasem onachciała wydobyć z niego wszystko.A co potem, zadała sobiepytanie, kiedy już mi powie? Jak go powstrzymam? Ponieważnie znała odpowiedzi, postanowiła poczekać na rozwójwydarzeń.Przy dawnej klasztornej bramie żarzył się ognik papierosa.Tomasz nie lubił się spóźniać, na spotkania stawiał się nawetkilka minut przed czasem.Nic nie mogło wpłynąć na zmianęjego przyzwyczajeń.- Zapalisz? - przywitał Ewę, podsuwając jej otwartą paczkę.Oparła się pokusie, czując, że w tej chwili za papierosaoddałaby wszystkie oddechy, jakie jej pozostały do końca życia.- Rzuciłam - powiedziała stanowczo, odsuwając jego dłoń.-Nie traćmy czasu.Co masz dla mnie?- A ty? - odparł po swojemu, pytaniem, zaglądając jej w oczy.Papieros błysnął, gdy rozciągnął usta w uśmiechu i Ewieprzypomniały się inne noce.Te, które spędzali razem, i te,podczas których znikał nie wiadomo gdzie, pozostawiając jej zakażdym razem uśmiech, taki jak ten.Cofnęła się przezornie o kilka kroków, by wyzwolić się spodjego wpływu.Nie zamierzała ulegać sentymentom.To był tylkointeres.Ich ostatnia wymiana handlowa.Przepustka doprzyszłości bez niewygodnych wspomnień.Nie chciała, byktokolwiek się dowiedział, czym się kiedyś zajmowała.Ktokolwiek czy Robert, przemknęło jej przez głowę.Wsunęładłoń do kieszeni i pokazała mężczyźnie wiązkę kluczy.- Grzeczna dziewczynka - mruknął Tomasz i nagłym gestemrzucił niedopałek pod nogi, po czym rozgniótł go butem namiazgę.Metodycznie, można by powiedzieć, niemal zajadle.Ewie zrobiło się zimno.- Wejdźmy do środka - zaproponował jej mąż, choć brzmiałoto raczej jak rozkaz.- Najpierw fakty - ośmieliła się mu przeciwstawić.- Mówiłeśo wymianie.Skrzywił się, widząc jej upór, ale był gotów wypełnić obiet-nicę.Współudział Ewy gwarantował jej milczenie, a na tymnajbardziej mu zależało.To, co zamierzał, miało szansę po-wodzenia i lepiej byłoby, gdyby jego planów nie udaremniłahisteryczka, która nagle postanowiła przestrzegać prawa.- Jeśli ktoś się o tym dowie - zaczął na wszelki wypadek, aleEwa była gotowa przysiąc na wszystko, byle tylko zdobyć noweinformacje.I pozostać w cieniu.- Będę cicho - powiedziała.- Po tych kilku latach niepowinieneś wątpić w moją dyskrecję.- Ludzie się zmieniają.- Tomasz popatrzył na nią badawczo.-Jeśli mi zaszkodzisz, pamiętaj, że ja mogę zaszkodzić tobie.Niechętnie sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjął zniej złożoną kartkę.W jego drugiej dłoni błysnęła maleńkalatarka.Snop światła skierował na papier, a ten podał Ewie.- Może jednak wejdziemy, tu jesteśmy zbyt widoczni.Przeczytasz w środku.Za chwilę.Na razie chodź ze mną dosamochodu, pomożesz mi zabrać kilka rzeczy.Zaparkował po drugiej stronie klasztornych zabudowań, zakępą zarośli.Dzięki temu samochód był niewidoczny zarównodla mieszkańców wsi, jak i osób kręcących się pod kościołem.Dotarcie do niego po ciemku nie było ani łatwe, ani przyjemne.Na szczęście pole, przez które musieli przejść, okazało sięświeżo skoszoną łąką.Jedynym problemem były więcnierówności terenu, na których można było skręcić nogę.Minęło pół godziny, nim udało im się wrócić, z reflektorem,skrzynką z narzędziami i jeszcze jakimiś metalowymiprzyrządami zawiniętymi w grubą tkaninę, która tłumiła ichszczęk.Ewa drżącymi dłońmi otworzyła drzwi i po chwili byli wśrodku, ona i mężczyzna, z którym jeszcze kilkanaście godzintemu nie chciała mieć nic wspólnego.Jak to się stało,pomyślała, że znowu ładuję się w kłopoty.I to za sprawą tegosamego człowieka co zawsze? Przypomniał jej się Robert i jegoniedawne słowa o starości i tęczy.Nie była pewna, czypociągają spokojna przyszłość u boku mężczyzny, który marzyo małej stabilizacji.Bała się nudy i przyzwyczajenia.Obejrzałasię niespokojnie na Tomasza, który właśnie włączył reflektor iosłaniał jego lampę czerwonym filtrem, jaki stosuje się wciemni fotograficznej.- Przeczytaj kartkę, którą ci dałem - polecił jej.- Powinno cisię udać w tym świetle.Posłuchała go.Pismo Ottona rozpoznała od razu.List adre-sowany był do profesora Alberta Kohla, uniwersytet w Berlinie.U góry widniała data: lipiec 1884 roku.Tym razem już niemusiała udawać, że nie zna niemieckiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]