Podobne
- Strona startowa
- Feliks W. Kres Pieklo i szpada (3)
- Feliks W. Kres Pieklo i szpada (2)
- Alex Joe Pieklo jest we mnie (2)
- Pieklo Gabriela (2)
- Pieklo Gabriela
- Chmielewska Joanna Trudny Trup
- Eating Disorders Mario Maj, KathrineJuan Jose Lopez Ibor, Norman Sartorius
- Morressy John Kedrigern w krainie koszmarow
- Lynch Jennifer Sekretny dziennik Laury Palmer
- Gibson William Swiatlo wirtualne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sięgnął do dzbanka i obsłużył się sam.Ziyraroześmiała się beztrosko.- Najwyższy czas, żebyś przestał jej unikać, nikt nie rozumie o co ci chodzi -powiedziała z wyrzutem.- Nikt - Jonathan postarał się, żeby jego głos zawierał tyle sarkazmu, ile tylko dało się weń zmieścić.- Ty też?- Szczerze? Ja też, to znaczy staram się, powiedziałeś mi, ale to nie jest ważne, zrozum.- Podeszłado Jonathana i przytuliwszy się, potarła policzkiem o jego podbródek.- W końcu akurat w tym, naszeświaty, aż tak bardzo się nie różnią, co?Jonathan chwilę zastanawiał się głaszcząc dziewczynę po plecach.- Może mi się wydawało, ale chyba jakoś specjalnie zaakcentowałaś to niby pytanie - Odsunął ją odsiebie żeby móc lekko pocałować w czubek nosa.- Może się i nie różnią - Chciał rozwinąć to zdanie,ale ponad plecami Ziyry zobaczył wchodzącą do pokoju Manikę.Poczuł ciepły rumieniec napoliczkach, ale nie widząc w spojrzeniu kobiety śladu wyrzutu czy cierpienia, odetchnął szybko i skinąłgłową.- WitajZiyra szybko wysunęła głowę poza ramię Jonathana.- Wiesz, że on rzucił mi wyzwanie? - zapytała ze śmiechem.- Zaczyna wreszcie czuć się tu dobrze,prawda?Rumieniec, który już zdążył zniknąć z policzków Jonathana wrócił nań jeszcze wyrazniejszy.PytanieZiyry wydało mu się nieco nietaktowne jakby chciała zaakcentować, że dopiero przy niej stał sięnormalnym mieszkańcem oazy.Manika jednak tak to wyglądało nie dopatrzyła się w pytaniu Ziyryniczego niewłaściwego, swobodnie uśmiechnęła się do Jonathana, wskazała go palcem.- Rzucił wyzwanie całej oazie - powiedziała.- Po raz pierwszy widzę jak zawodnicy zaczynają sięzastanawiać, czy aby nie zająć się swoimi wierzchowcami przed wyścigiem.- Zastanawiają się czy zajmują? - zainteresował się Jonathan.- Tylko zastanawiają, to w końcu nie wymaga wiele wysiłku - zakpiła ze współplemieńców.- Wyścig zadwa dni, więc pewnie nie zdążą już nic więcej zrobić.Chyba że w przyszłym roku.- Oczywiście pod warunkiem, że wygram- Oczywiście - chórem powiedziały kobiety i roześmiały się.- Bo kto stosuje metody pokonanego? - uzupełniła Manika.- Właśnie: pokonanego? - Jonathan wskazał dłonią drzwi.- -cigamy się czy nie?Ziyra obrzuciła go kpiącym spojrzeniem, mrugnęła do Maniki i szybko zrzuciła kamizelę.Jej spojrzenieobarczone było kpiną, sporą dozą pobłażliwości, wyzwania, a dopełniała go pewność siebie.Obiepatrzyły na mężczyznę zrzucającego buty i zakładającego swoje ziemskie kamasze.Jonathanprzytupnął kilka razy, odchrząknął i skinął głową:- Jestem gotów - odchrząknął.- Trasa?- Proponuję - usłyszeli głos od drzwi - żeby Ziyra pobiegła północnym korytarzem, klatką schodową dopierwszego poziomu i wróciła południowym korytarzem po schodach - wszyscy odwrócili się i słuchali,zaskoczeni bezszelestnym pojawieniem się Krycza.Oparł się o framugę drzwi.- A ty biegnij dowolnątrasą, byle byś zbiegł po najbliższych schodach, a wrócił innymi, to chyba wystarczy?- Mnie tak - powiedziała czupurnie Ziyra.- No to biegnijmy - zgodził się Jonathan i pierwszy ruszył do drzwi.Na korytarzu, będąc pewnym, że nikt nie widzi jego twarzy zaklął bezgłośnie.Rzucając wyzwanieZiyrze i jak to określał soyeftiańskiemu bezwładowi, nie spodziewał się, że wyścig, czyszczeniedrzwi i ich funkcjonowanie staną się tak prestiżową sprawą.Zainteresowanie Krycza i Manikiwskazywało, że s raczej pewni nieefektywności wykonanych przez Jonathana zabiegów, a to już cośznaczyło.Odetchnął głośno dwa razy, odwrócił się, objął Ziyrę i zapytał:- Obiecujesz, że jak przegrasz nie będziesz się złościć?- Ja przegram?!Jonathana zdziwiło wyraznie zarysowane w głosie dziewczyny napięcie.Nie mógł uwierzyć, że błahyjakby na to nie patrzeć zakład tak ją podniecił.Chciał powiedzieć coś, co rozładowałoby napięcie,ale kątem oka zauważył jakiś ruch na klatce schodowej, po której za chwilę miał runąć w dół.Odwróciłgłowę i zobaczył wchodzącego po schodach Chsalka.Teatralnie westchnął do nieba; widząc jegozdziwione spojrzenie, chłopak wysunął obie dłonie do przodu, jakby niósł przed sobą jakąśniewidzialną tacę i krzyknął:- Ledwo zdążyłem!Jonathan przesadnie zdumiony rozejrzał się dokoła.- Czy ktoś może mi wytłumaczyć co się tu dzieje? To miały być rodzinne wyścigi, a stały się niewiadomo czym.Może jeszcze obstawimy zawodników?- Obstawimy? - wydyszał Chsalk wskakując na ostatni schodek,Jonathan machnął ręką.- Mam nadzieję, że za zakrętem nie wbiję się w tłum widzów - powiedział z przekąsem, dając Kryczowiznak, że jest gotów do startu.Pochylił się do przodu.- Za zakrętem jest pusto, rzecz jasna - powiedział Chsalk i w tej samej chwili Krycz krzyknął: Już!".Jonathan nie zdążył już nawet rozzłościć się, runął w dół przeskakując po dwa trzy stopnie.Raz dwa raz dwa A żeby ich, pomyślał, zawody sobie urządzili Skręcił za róg i rozpędził się naprostej, zbliżając do głównej przyczyny dzisiejszych wyścigów.Drzwi, nieco ciemniejszą niż ścianyplamą, zamykały perspektywę korytarza.Wczoraj kilkadziesiąt razy otworzyły się przed Jonathanemnie spózniając ani o ułamek sekundy.Dla niego sprawa była jasna nie podobała im się emalia, więcdemonstrowały swoją niechęć tak jak mogły uchylając się od wykonywania swoich obowiązków.Pooczyszczeniu powinny, i chyba tak było, działać sprawnie.W każdym razie wczoraj ani razu niezawiodły.Dzisiaj zostało mu do nich pięć czy sześć jardów, a drzwi wciąż pozostawały zamknięte,odruchowo zwolnił nieco, potem, wściekły na swoje niezdecydowanie, przyśpieszył.Kiedy już byłpewien, że nie zdąży nawet wyhamować i nieodwołalnie rozbije sobie nos, płyta błyskawicznieodskoczyła.Jonathan krzyknął triumfalnie i w tej samej chwili uderzył o coś, co wyłoniło się z załomukorytarza za drzwiami.Zaskoczenie było tak duże, że wystraszony jęknął i dopiero po kilku sekundachchaosu w mózgu zrozumiał, że zderzył się z kowalem.Szarpnął się usiłując szybko wyzwolić z jegoobjęć, ale Sarfaneill trzymał mocno.- Nie śpiesz się tak - powiedział konspiracyjnym szeptem.- Za szybko to wszystko idzie- Puść mnie! Udowodnię- Właśnie o tym mówię - Kowal trzymał go mocno i choć nie miał klasycznej powieściowej postury,Jonathan zrozumiał, że wyrywając się nie osiągnie niczego.- Za dużo zmian, za szybko.Rozumiesz?- Potrząsnął nim lekko.- Za dużo Za szybko - powtórzył bezmyślnie Jonathan świadomy, że zwycięstwo wymyka albo jużnawet wymknęło mu się z rąk.- Do diabła! Akurat teraz musiałeś mi to powiedzieć?!- To najlepszy moment - mruknął kowal.Wypuścił Jonathana z objęć i odsunął się z drogi.Po jego twarzy przemknął i natychmiast zgasłefemeryczny uśmiech, co bardziej niż jego postępowanie, zdziwiło Jonathana.Wzruszył ramionami iruszył wolnym krokiem ku schodom, potem, wciąż zastanawiając się nad dziwnym postępowaniemSarfaneilla, zaczął biec.Był pewien, że cokolwiek miał na myśli kowal, nie chciał, żeby inni wiedzieli ojego zachowaniu: zasadził się na Jonathana tam, gdzie nie było innych Soyeftie, a jego słowa musiałyjednak mieć jakieś głębsze podłoże.I miały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]