Podobne
- Strona startowa
- Nekritin Alex Binary Options. Strategies For Directional And Volatility Trading
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Jonathan Kellerman Bomba zegarowa (Alex Delaware 05)
- Alex Kava Maggie O'Dell 05 Zło Konieczne
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 2 Czas drapieżników
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 3 Kod Apokalipsy
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 4 Wieczna wojna
- 681
- Choderlos De Laclos Niebezpieczne zwiazki
- Janet Evanovich Po czwarte dla grzechu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- letscook2011.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz najwyrazniej znowuprzesunęła się o dwa lub trzy rzędy ku przodowi.Ale to było zrozumiałe, a w każdymrazie usprawiedliwione.Przyjrzał się jej przelotnie.Była bardzo blada i siedziała z za-mkniętymi oczyma zaciskając dłonie na poręczach fotela.Najwyrazniej albo bała się tejburzy przeżywanej kilkanaście tysięcy stóp nad ziemią, albo walczyła z atakiem cho-roby morskiej, którą foldery niektórych towarzystw lotniczych nazywają niemal tkliwie słabością powietrzną.Innych pasażerów nie dostrzegał, siedząc zbyt daleko za ich plecami.Zauważył tylko,54że stewardesa pochyliła się nad kimś, na pewno pomagając mu w znalezieniu papiero-wej torby.Odwrócił się ku profesorowi, którego cera nie straciła świeżości.Najwyrazniej koły-sanie nie szkodziło mu ani trochę. Czy pamięta pan, co mówi Szatan w Raju utraconym, gdy przeleciawszy nad nie-zmierzoną otchłanią, zbliża się ku ziemi i dostrzega pierwszych ludzi, których pragniezniszczyć? Myślę, że w tej chwili nasz morderca mógłby powiedzieć niemal to samo. Nie przypominam sobie tego dokładnie& Barclay potrząsnął głową. Miltonzawsze nudził mnie trochę, jeśli mam być szczery. Lęka się powiedział Joe pochylając się blisko ku niemu i mówiąc głośno wprostdo jego ucha. Lęka się, gdyż wie, że sprawiedliwość dosięgnie go wszędzie! I dlatego,choć jest pozornie wolny, pojmuje, że nie ma dla niego bezpiecznej kryjówki ani praw-dziwej ucieczki:Gdziekolwiek zwrócę lot, tam czekać będzieGniew nieskończony, nieskończona rozpacz!Gdziekolwiek zwrócę lot, tam wszędzie piekło.Piekło jest we mnie, a na dnie otchłani.Głębsza, ziejąca czeluść się otwarta,Przy której piekło dręczące jest niebem.Zmiłuj się wreszcie! Czyż nie ma już miejscaDla mej pokuty i dla wybaczenia?Nie ma, zostało jedynie poddanieI lęk przed hańbą, która mnie okryjeWśród duchów w dole&Alex zamilkł. Tak, teraz przypominam sobie Barclay skinął głową.Spoważniał nagle. Tostraszne& powiedział tak cicho, że Joe przyglądający mu się spod oka, mógł pojąćjego słowa jedynie odczytawszy je z ruchu warg.Profesor wyprostował się i przesunąwszy wyżej leżący na kolanach neseser, oparł nanim lekko ręce, jak gdyby zapominając o tym, że dotąd piastował go jak niemowlę.Oczyjego powędrowały ku oknu i pozostały w nie wpatrzone.Joe znowu się rozejrzał.Dziewczyna po lewej nie zmieniła pozycji.Wydawało się, żecierpi, twarz jej stała się jeszcze bledsza, ale najwyrazniej walczyła wytrwale, nie wie-dział tylko, czy z atakiem histerii, czy z falą mdłości.Stewardesa podeszła ku niej i po-chyliwszy się, powiedziała coś.Dziewczyna otworzyła oczy i próbowała się uśmiechnąć.Skinęła głową, zapewne na55znak, że nie trzeba się o nią martwić, bo da sobie radę.Joe znowu zerknął ku profesorowi, który nadal wyglądał przez okno, jak gdyby stra-ciwszy chęć do dalszej rozmowy.Przymknął oczy.Burza trwała dalej, ale odniósł wra-żenie, że podmuchy jej są nieco lżejsze.Zbyt długo sam był pilotem, aby nie wyczuć, żemaszyna wydostała się już z wewnętrznej strefy nawałnicy.Bezwiednie niemal powtó-rzył w myśli cytat z Miltona.Trudno mu było nawet powiedzieć, kiedy się to rozpoczę-ło.Ale w pewnej chwili zaczął doznawać uczucia niepokoju& Musiało to chyba doty-czyć czegoś, co stało się tuż po odkryciu zbrodni albo w czasie przesłuchiwania tychdwojga& A może to było wcześniej& ?Siedząc nieruchomo na rozkołysanym fotelu zacisnął jeszcze mocniej powieki i za-czął zastanawiać się gorączkowo.Tak, na pewno czyjeś słowa albo jakieś fakty ude-rzyły go jako nieprawdziwe& A może to było wczoraj wieczorem? I czy było coś, coktoś powiedział? Jakieś słowa? A może coś co dostrzegł& ? Coś, na co świadomośćnie zareagowała, ale co zostało zanotowane w mrocznych komnatach podświadomo-ści, w owym niezależnym od woli człowieka królestwie, mieszczącym się w głębi jegoistoty? Wiedział, że te słowa, czy te obrazy, są ukryte tuż, tuż, na krawędzi pamięci i je-śli potrafi je przywołać, ukażą się ostro i wyraznie wraz z towarzyszącymi im okolicz-nościami.Samolot zanurzył się nagle w niemal nieprzenikniony mrok.Deszcz siekł ostro, alewicher nie uderzał już tak gwałtownie.Joe otworzył oczy i przymknął je ponownie.Profesor odwrócił twarz od oknai uśmiechnął się do niego.Alex oddał uśmiech, ale otworzywszy klamrę pasa, wstał.Chciał być teraz sam, póki& Wkrótce powinni być w Nairobi, jeśli samolot nie zmieniłnieco kursu w czasie burzy.Nim to nastąpi, chciał zrozumieć, jak to się stało.Przeszedł ku tyłowi kabiny i opadł na swój fotel.Pan Knox nadal leżał tam, gdzie do-sięgło go ostrze sztyletu, ale koc zsunął mu się z twarzy, a jedna z rąk opadła i kołysałasię teraz lekko i zgodnie z ruchami kabiny.Joe wstał, ujął tę zimną rękę i zgiąwszy ją z trudem, wsunął pod koc, który na powrótnaciągnął na twarz umarłego.Wrócił na miejsce.Zaledwie usiadł, o mało nie podskoczył do góry! Wiedział już! Wszystko pojawiło sięprzed nim niespodzianie, jak gdyby ktoś rzucił snop światła na leżącą w mroku otwartąksiążkę.Zmarszczył brwi i uniósł je ku górze ruchem, jakim młodzi niedoświadczeni akto-rzy zwykle wyrażają na scenie zdumienie.Ale nie był zdumiony.Tak, to miało znacze-nie.Musiało mieć znaczenie.Ale jakie? Odpowiedz była prosta: jeżeli to miało znacze-nie, mogło ono być tylko jedno. Ale to jeszcze nie są dowody mruknął. To nie są żadne dowody&Nagle mrok za oknami zaczai się przecierać.Rozjaśniło się i w pewnej chwili samolot56wypłynął z ciemnej, skłębionej, otaczającej go masy i znalazł niespodzianie pomiędzybiałymi, postrzępionymi obłoczkami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]