Podobne
- Strona startowa
- Koneczny.Feliks Cywilizacja zydowska
- Dębski Eugeniusz Pieklo dobrej magi
- dębski eugeniusz pieklo dobrej magi (2)
- Alex Joe Pieklo jest we mnie (2)
- Pieklo Gabriela (2)
- Harry Potter II Komnata Tajemni
- Terry Pratchett Zbrojni
- Scott Justin Blekitne Bractwo (2)
- King Stephen Miasteczko Salem (3)
- Eco Umberto Imie Rozy (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Otrzymałem list tej samej treści — rzekł na koniec, ściągnąwszy brwi.— Komu może zależeć, pułkowniku, na śmierci któregoś z nas? I którego? Czyż była gwarancja, że to ty mnie zabijesz, lub właśnie ja ciebie?Pokręciłem głową, ujmując go pod ramię.Pojął w lot, bo szybko popatrzył dokoła i sięgnął po pistolety, tkwiące w olstrach przy siodle.Ja także wyjąłem swoje.— Może więc ktoś próbuje dosięgnąć.nas obu? Skinąłem głową.Ale w ruinach pałacu zdawało się nie być nikogo.Zalany słonecznym blaskiem dziedziniec z martwą fontanną; szerokie, popękane stopnie; pokryte bluszczem i chwastami ściany — najwyraźniej były jedynymi świadkami naszego spotkania.Pokazałem konie.Wkrótce kłusowaliśmy ulicami miasta.Arelay była kiedyś stolicą.To dlatego walczono o nią tak długo.Zwykle zaatakowane miasta opuszczano w najwyższym pośpiechu.Arelay jednak oddawana była powoli, dom po domu, ulica po ulicy, kwartał po kwartale.Stąd brały się znaczne różnice w wyglądzie różnych części miasta.Od strony północnego przedmieścia ku centrum zniszczenia były coraz mniej widoczne.Południowa rogatka, opuszczona najpóźniej, wyglądała tak, jakby porzucono ją niedawno.Ale cóż oznaczało “niedawno”?Walki z Klątwą zaniechano przed siedmioma laty.W pustych domach nie gnieździły się już nawet pająki.Roztropnie byłoby wydostać się z miasta jak najszybciej, najkrótszą drogą.Potem jednak musielibyśmy okrążyć je, mitrężąc mnóstwo czasu.Przeklęte moce”które mogły czaić się w ruinach, wolały raczej noc niż światło dnia, podjęliśmy więc ryzyko i popędzając konie, przemknęliśmy ulicami.Wkrótce południowe rogatki pozostały z tyłu.Bezpieczni, wstrzymaliśmy wierzchowce.— Oto iście chłopięca brawura — rzekł szlachcic z lekkim uśmiechem.— Czy aby godna dojrzałych mężczyzn? Ale wybacz mi pan, pułkowniku; niezwykłość naszej przygody sprawiła, żem dotąd nie powiedział swego nazwiska.Jestem baron Monterres.— Mówiąc to, uchylił kapelusza.Odwzajemniłem ukłon.— Ale cóż to hańba! — powiedział Monterres z gniewem znamionującym żywy temperament.— Zmuszono nas, byśmy się bili, nie znając wzajem swych nazwisk! Przysięgam panu, żem otumaniony tym listem wyprawił się przeciw zbójowi, żądającemu ode mnie złota i chcącego mnie upokorzyć!Wyjąłem rapier i pochyliwszy się, nakreśliłem na gościńcu dwa słowa: “Zapraszam.Malle”.Po czym zatarłem je szybkim ruchem ostrza.— To zaszczyt dla mnie, mości pułkowniku — rzekł, znów uchylając kapelusza, nie zrażony mało wykwintną formą zaproszenia; łatwo odgadł, że pisanie na gościńcu niełatwo idzie w parze z wymianą grzeczności.— Jeśli tylko moje towarzystwo nie jest dla ciebie zbyt przykrym.Uniosłem brwi.Elena mówiła, że mam prosty i szczery, żołnierski uśmiech.Musiał być taki, bo baron od razu odpowiedział swoim.— Uwierz mi pan — rzekł z pogodną twarzą — że znajduję coraz więcej przyjemnych stron owego.niezwykłego zdarzenia.Od Malle dzieliło nas pół godziny jazdy.II— Czy pozwolisz, Baronie, bym używał dopisania ołowiu zamiast inkaustu i pióra? Pismo straci na urodzie, zaręczam jednak, że rozmowa nasza tylko na tym zyska.— Na Boga! — odrzekł poruszony.— Przyjemność rozmowy z panem nie zależy od tak marnych spraw!— Panie Baronie, Jego Królewska Mość pozostawił mi’ mój stopień; proszę o wybaczenie, że natura człowieka, który dziś miał zaszczyt skrzyżować z Tobą szpadę, nie dorasta do niego.Jestem prostym żołnierzem i proszę Pana, byś zechciał.Monterres, śledzący ruch mojej dłoni, powstrzymał ją gestem.— Do kroćset, młody człowieku! — powiedział.— A kimże ja jestem, jak nie starym żołnierzem? Przewaga lat daje mi prawo, by cię skarcić.Obaj wiemy, że żaden z nas nie jest dworakiem.Zaprzestańmy zatem jałowych grzeczności.Twoja ręka zmęczy się od nich równie szybko, jak mój język, a i jedno, i drugie, winniśmy oszczędzać na lepsze okazje.Popatrzyłem mu w twarz, oceniając, że wszystko, co słyszałem dotąd o tym człowieku, zdawało się uzyskiwać potwierdzenie.— Więc wybaczysz mi także, Waszmość, lapidarność.Okrągłe zdania to dużo pisaniny, mało treści.Szlachcic uczynił gest, który musiał oznaczać: “O, nareszcie!”.Uśmiechnąłem się.Nie byłem tak1 młody, jak — być może sądził mój rozmówca.Miałem lat blisko czterdzieści, choć podobno wyglądałem na mniej.Ale prawda, że baron Monterres, tak czy owak łatwo mógł być moim ojcem.— Jesteś mężczyzną, Baronie — napisałem krótko.— W dzisiejszych czasach rzadkość.Komu mogło zależeć na naszym spotkaniu w A.?Na czyjej śmierci? Twojej, mojej, obu?— Ten człowiek nie działa na oślep — rzekł Monterres.— Zna dobrze nas i nasze sprawy.Dowodem owe listy.— Człowiek? Może ludzie? — Kogo ma pan na myśli?Udałem namysł.Spoza domu dotarło do mnie posłanie Egaheer i chciałem na nie odpowiedzieć.“Znów przeżyłeś?” — pytała z ciekawością.“Tak”.“Polowałam!” — dorzuciła niewinnie;“Miałaś tego nie robić.Nie dzisiaj”.“Miałam.No to co?”.“Mamy gościa”.“O, wiem!”.“Przebierz się i przyjdź prędko”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]