Podobne
- Strona startowa
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Morderstwo na Via Appia
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Saylor Steven Roma sub rosa t Ramiona Nemezis
- Saylor Steven Roma sub rosa t Dom Westalek
- April Gentry Critical Companion to Herman Melville, A Literary Reference to His Life And Work (2006)
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Alice Clayton Nie dajesz mi spać. Tom 1
- Ptaszydlo Max Bentow
- Carolyn Hart Morderstwo wedlug Agathy Christ
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Przyślę inną.Dwie młode dziewczyny z ostatniego transportu.– Podszedł do Felisin i pociągnął ją z krzesła.– Gwarantuję, że będziesz usatysfakcjonowany, kapitanie.Zjawią się tu najpóźniej za godzinę.– Beneth.– Głos Sawarka był cichy.– Baudin pracuje dla ciebie, zgadza się?– To tylko znajomy, Sawark.Nie jest jednym z moich zaufanych ludzi.Pytałem o niego dlatego, że należy do mojej brygady tunelowej.Jeśli jutro nadal będziesz go przetrzymywał, będziemy mieli jednego silnego mężczyznę mniej, a to spowolni pracę.– Pogódź się z tym, Beneth.Żaden z nich nie wierzy drugiemu.Ta myśl była dla Felisin jak błysk dawno utraconej świadomości.Dziewczyna głęboko zaczerpnęła tchu.Coś się tu dzieje.Muszę o tym pomyśleć.Muszę zacząć ich słuchać.Od zaraz.Beneth westchnął ciężko na słowa Sawarka.– Skoro tak mówisz.Do zobaczenia, kapitanie.Felisin nie opierała się, gdy Beneth popchnął ją w stronę schodów.Gdy wyszli na zewnątrz, powlókł ją przez rondo, nie odpowiadając wartownikowi, który powiedział coś do niego szyderczym tonem.Dysząc ciężko, zaciągnął ją w osłonięty zaułek i odwrócił twarzą do siebie.– Kim jesteś, dziewczyno? Jego dawno zaginioną córką? – wychrypiał ciężko.– Na oddech Kaptura, myśl jasno! Powiedz mi, co się wydarzyło w tym gabinecie? Baudin? Kim on jest dla ciebie? Odpowiadaj!– Ni.nikim.Gdy grzbiet jego dłoni uderzył ją w twarz, wydał się jej ciężki jak worek kamieni.Felisin padła na bok.Pod jej powiekami eksplodowało światło.Z nosa trysnęła krew.Dziewczyna leżała nieruchomo pośród gnijących odpadków, wpatrując się tępo w odległy o sześć cali grunt, na którym rosła czerwona kałuża.Beneth podniósł ją brutalnie i oparł o ścianę z desek.– Jak brzmi twoje pełne nazwisko, dziewczyno? Gadaj!– Felisin – wymamrotała.– Tylko tyle.Warknął wściekle i znowu uniósł dłoń.Wpatrywała się w ślad, który jej zęby zostawiły tuż nad kłykciami.– Nie! Przysięgam! Byłam znajdą.W jego oczach pojawił się szalony błysk niedowierzania.– Kim?– Znaleźli mnie pod klasztorem Fenera na Malazie.Cesarzowa oskarżyła wyznawców Fenera.Heboric.– Twój statek przypłynął z Unty, dziewczyno.Za kogo mnie masz? Jesteś szlachetnie urodzona.– Nie! Tylko zadbana.Proszę cię, Beneth, nie kłamię.Nie rozumiem, o co chodziło Sawarkowi.Może Baudin wymyślił jakieś kłamstwo, żeby ratować własną skórę.– Twój statek przypłynął z Unty.Nigdy nie byłaś na wyspie.Pod którym miastem leży ten klasztor?– Jakata.Na wyspie Malaz są tylko dwa miasta.Drugie to Malaz.Wysłali mnie tam na lato do szkoły.Miałam zostać kapłanką.Zapytaj Heborica, Beneth.Proszę.– Powiedz mi, jak nazywa się najbiedniejsza dzielnica Malazu?– Najbiedniejsza?– Jak się nazywa?!– Nie wiem! Świątynia Fenera znajduje się w Dzielnicy Portowej! Czy ona jest najbiedniejsza? Za miastem, wzdłuż Traktu Jakatańskiego, stało pełno ruder.Spędziłam tam tylko kilka miesięcy, Beneth! Jakata też prawie nie widziałam.Nie pozwalano nam wychodzić ze świątyni! Proszę cię, Beneth! Nic z tego nie rozumiem! Dlaczego mnie bijesz? Robiłam wszystko, czego chciałeś, spałam z twoimi kumplami, pozwalałam, żebyś mnie pożyczał, starałam się być wartościowa.Uderzył ją raz jeszcze.Nie szukał już odpowiedzi, nie próbował się zorientować w jej rozpaczliwych kłamstwach.Do jego oczu powrócił wyraz rozsądku, któremu towarzyszył dojmujący gniew.Tłukł ją systematycznie z zimną, bezgłośną furią.Po pierwszych kilku ciosach Felisin zwinęła się w kłębek, chcąc złagodzić ból.Ostudzona przez cień ziemia zaułka była dla jej ciała jak balsam.Próbowała skupić się na oddychaniu, myśleć tylko o tym.Odetchnęła głęboko, walcząc z towarzyszącymi tej czynności falami bólu, a potem wypuszczała powietrze powoli jednostajnym strumieniem, który unosił ze sobą cierpienie.W końcu zdała sobie sprawę, że Beneth już przestał, że być może uderzył ją tylko kilka razy, a potem sobie poszedł.Została w zaułku sama.Wąski pasek nieba widoczny na górze ciemniał już.Od czasu do czasu słyszała głosy na ulicy, nikt jednak nie zaglądał do wąskiego przejścia, w którym leżała skulona.Po jakimś czasie ocknęła się znowu.Musiała zemdleć, czołgając się ku wylotowi zaułka.Od oświetlonej pochodniami Drogi Roboczej dzielił ją zaledwie tuzin kroków.Przed jej oczyma przebiegały jakieś postacie.Choć w uszach ciągle jej dzwoniło, słyszała krzyki i wrzaski.Powietrze śmierdziało dymem.Chciała znowu zacząć się czołgać, ale świadomość ponownie umknęła.Poczuła na czole dotyk chłodnej szmatki.Otworzyła oczy.Pochylał się nad nią Heboric.Odniosła wrażenie, że przygląda się jej źrenicom, najpierw jednej, a potem drugiej.– Jesteś z nami, dziewczyno?Szczęka ją bolała, a wargi miała pokryte strupami.Skinęła głową.Powoli dotarło do niej, że leży na własnej pryczy.– Wetrę ci w wargi trochę oliwy, żeby się przekonać, czy potrafisz otworzyć usta bez większego bólu.Musisz się napić wody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]