Podobne
- Strona startowa
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Morderstwo na Via Appia
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Saylor Steven Roma sub rosa t Ramiona Nemezis
- Saylor Steven Roma sub rosa t Dom Westalek
- Elliott Kate Korona Gwiazd 4 Dziecko płomienia
- Fowles John Mag (3)
- A imie jej Ciemnosc
- Chronicles of Nick 3 Infamous Sherrilyn Kenyon
- borland c unleashed
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtem dźwięki umilkły i rozległ się głośny trzask.Alchemik poderwał się nagle, przewracając prawą ręką kałamarz.Czerwony inkaust rozlał się po mapie.Baruk usiadł z przekleństwem na ustach.Wybałuszył oczy na widok plamy, która zalała Darudżystan, sięgając na południe aż do Catlinu.Wstał, by sięgnąć po szmatkę i wytrzeć dłonie.Wstrząsnęło nim to wydarzenie, które z łatwością można było wziąć za omen.Podszedł do okna i wychylił się przez nie.Na dole brygada robotników rozkopywała ulicę.Dwóch krzepkich mężczyzn machało kilofami, a trzech dalszych ustawiło się w rządek, rzucając rozbite brukowce na rosnący stos na chodniku.Brygadzista stał oparty plecami o wóz, studiując zwój pergaminu.Baruk zmarszczył brwi.– Kto w tym mieście odpowiada za konserwację dróg? – zastanowił się głośno.Jego uwagę odwróciło ciche pukanie do drzwi.– Słucham?Do pokoju wszedł sługa, Roald, który zatrzymał się tuż za drzwiami.– Przybył jeden z twoich agentów, panie.Alchemik rzucił spojrzenie na stół z mapami.– Każ mu chwilkę zaczekać, Roald.– Tak, panie.Służący wyszedł, zamykając za sobą drzwi.Alchemik zwinął w rulon zniszczoną mapę.Z korytarza dobiegł donośny głos, po którym rozległ się szept.Baruk odłożył mapę na półkę i odwrócił się akurat na czas, by zobaczyć wchodzącego agenta.Roald podążał za nim z wyrazem irytacji na twarzy.Baruk odprawił sługę skinieniem dłoni, spoglądając z góry na jaskrawo wystrojonego człowieczka.– Dzień dobry, Kruppe.Roald zamknął cicho drzwi za sobą.– Więcej niż dobry, Baruku, drogi przyjacielu Kruppego.Wręcz cudowny! Czy zakosztowałeś już porannego powietrza?Alchemik zerknął na zewnątrz.– Niestety, za moim oknem powietrze jest pełne pyłu – zauważył.Grubasek umilkł na chwilę.Opuścił ręce, po czym wydobył z rękawa chustkę, którą otarł sobie czoło.– Ach, prawda, roboty drogowe.Kruppe natknął się po drodze na robotników i doszedł do wniosku, że to wojownicza banda.Wręcz chamska, ale czegóż można się spodziewać po prostych wyrobnikach?Baruk wskazał mu krzesło.Grubasek usiadł na nim z błogim uśmiechem.– Ależ dziś upał – zauważył, spoglądając znacząco na stojącą na obramowaniu kominka karafkę wina.Alchemik zignorował gościa.Podszedł do okna i obrócił się do niego plecami.Wbił wzrok w Kruppego, zastanawiając się, czy uda mu się kiedykolwiek przeniknąć maskę rozanielenia, którą otaczał się jego gość.– Co słyszałeś? – zapytał cicho.– Co Kruppe słyszał? Zapytaj raczej, czego nie słyszał.– Może byś tak się streszczał? – rzucił Baruk, unosząc brwi.Grubasek przesunął się na krześle, ocierając czoło chusteczką.– Okropny upał! Ale przejdźmy do wieści – ciągnął, widząc srogą minę Baruka.Pochylił się, ściszając głos.– O tym szepcze się w barach, w ciemnych, wilgotnych bramach, w podejrzanych mrokach najczarniejszej nocy, w.– Do rzeczy!– Tak, oczywiście.Do uszu Kruppego dotarła pogłoska.Doszło do wojny skrytobójców ni mniej, ni więcej.Podobno gildia ponosi znaczne straty.Baruk odwrócił się do okna i wyjrzał na ulicę.– A co na to złodzieje?– Na dachach zrobiło się tłoczno.Ludziom podrzyna się gardła.Zyski dramatycznie spadły.– Gdzie jest Rallick?Grubasek zamrugał.– Zniknął – odparł.– Kruppe nie widział go od wielu dni.– Czy ta wojna skrytobójców to wewnętrzna sprawa?– Nie.– A czy udało się zidentyfikować tę nową siłę?– Nie.Baruk przyjrzał się uważniej robotnikom, którzy zdawali się poświęcać więcej czasu na kłótnie niż na pracę.Wojna skrytobójców mogła oznaczać poważne kłopoty.Gildia Vorcan była silna, lecz imperium było od niej silniejsze, jeśli ci nowi przybysze faktycznie byli szponami.W całej tej sprawie kryło się jednak coś bardzo dziwnego.W przeszłości cesarzowa nieraz korzystała z usług miejscowych gildii, a często nawet rekrutowała ich członków.Alchemik nie potrafił zrozumieć, jakiemu celowi miałaby służyć taka wojna, a to niepokoiło go jeszcze bardziej niż sam fakt, że do niej doszło.Wtem usłyszał za sobą szuranie nogami i przypomniał sobie o agencie.Odwrócił się z uśmiechem na ustach.– Możesz już iść.W oczach Kruppego rozbłysło coś, co zdumiało Baruka.Grubasek wstał płynnym ruchem z krzesła.– Kruppe ma jeszcze coś do powiedzenia, mistrzu Baruku.Lekko otumaniony alchemik skinął głową, każąc mu mówić dalej.– Niestety, opowieść jest długa i pełna niejasności – oznajmił jego gość, zbliżając się do okna.Chusteczka gdzieś zniknęła.– Nawet człowiek o tak niezmierzonych talentach, jak Kruppe, może jedynie snuć przypuszczenia.W wolnych chwilach, gdy oddaje się grom hazardowym i innym takim zajęciom.W aurze Bliźniąt adept może usłyszeć, zobaczyć, wywęszyć i wymacać rzeczy, które są niematerialne jak wiatr.Smak Pani Szczęścia, gorzkie ostrzeżenie śmiechu Pana.– Kruppe spojrzał na alchemika.– Rozumiesz, co mam na myśli, mistrzu?– Mówisz o Oponn – stwierdził spokojnie Baruk, wpatrując się w pyzatą twarz rozmówcy.Kruppe spojrzał na ulicę.– Niewykluczone.Być może jednak to tylko okrutny podstęp, mający wyprowadzić w pole takich jak głupi Kruppe.Głupi? Baruk uśmiechnął się w duchu.Z pewnością nie on.– Kto to wie? – Grubasek uniósł dłoń, ukazując płaski woskowy dysk.– Oto przedmiot – ciągnął cicho, nie spuszczając wzroku z krążka – o którego pochodzenie nikt nie dba, którego poszukują liczni ludzie spragnieni jego zimnego pocałunku i dla którego często ryzykuje się życie i wszystko, co ono w sobie mieści.Jeden jest koroną żebraka, a wielkie ilości szaleństwem króla
[ Pobierz całość w formacie PDF ]