Podobne
- Strona startowa
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- A imie jej Ciemnosc
- r 8
- Oramus Marek Hieny cmentarne (2)
- Jordan Robert Kamien Lzy
- Tolkien J R R Niedokonczone opowiesci T II
- Weber Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wytrzeszcz - powiedział Goodwin.Wytrzeszcz szedł dalej, z papierosem snującym smużkę dymu za jego ramieniem, z głową na pół odwróconą, jak gdyby nie patrzył tam, dokąd szedł, przy czym wydawało się, że ten papieros wyrasta mu ukośnie z boku szczęki.- Nie rusz jej - powiedział Goodwin.Wytrzeszcz stanął przed Tempie, nadal trochęodwracając głowę.Prawą rękę trzymał w kieszeni marynarki.Lewą Tommy nieomal zobaczył sięgającą pod płaszcz nieprzemakalny na piersiach Tempie, bo tkanina marynarki przekazała cień tego ruchu.- Zabierz rękę - powiedział Goodwin.- Ale już!Wytrzeszcz usłuchał.Odwrócił się z obiema rękami w kieszeniach i spojrzał na Goodwina.Przeszedł przez pokój patrząc na Goodwina.Odwrócił się od niego i wyszedł.- Weź, Tommy - rzekł Goodwin spokojnie.- Podnieś to.Dźwignęli Vana i wynieśli.Kobieta zeszła im z drogi.Oparła się o ścianę, otulając szczelniej płaszczem.Naprzeciwko niej, wciśnięta w kąt Tempiezbierała na sobie rozdarty płaszcz nieprzemakalny.Gowan zaczął chrapać.Wrócił Goodwin.- Idź ty lepiej do łóżka - powiedział.Kobieta nie poruszyła się.Położył jej rękę na ramieniu.- Ruby!- A ty przez ten czas będziesz kończył te umizgi, których nie dałeś dokończyć Vanowi? Ty biedny idio-to! Biedny idioto!- No, chodź - powiedział trzymając rękę na jej ramieniu.- Wracaj do łóżka.- Ale ty nie wracaj.W ogóle możesz już nie wró-cić.Mnie nie będzie.Nic mi nie zawdzięczasz.Nic.Niech ci się nie zdaje.Goodwin chwycił ją za przeguby rąk i rozdzielił je bez pośpiechu.Powoli, bez pośpiechu założył jej ręce na plecy i przytrzymał.Drugą ręką rozwarł jej płaszcz.Koszula nocna była wyblakła, z różowej krepy, obszyta koronką i, jak tamta halka na sznurze, prana i prana od tak dawna, że koronka zupełnie się wystrzępiła.- No - powiedział.- Wystrojona!- A czyja to wina, że mam tylko tę koszulę? Czyja to wina? Przecież nie moja.Kiedyś oddawałam koszule po jednej nocy czarnuchom, które u mnie służyły.Ale czy myślisz, że którakolwiek czarnucha wzię-łaby teraz tę koszulę i nie parsknęła mi śmiechem prosto w nos?Puścił płaszcz.Puścił jej ręce, a ona zacisnęłapłaszcz na sobie.Z ręką na jej ramieniu pchnął ją ku drzwiom.- Idź - powiedział.Ramię jej uległo.Ale tylko ramię.Wykręcona od pasa w stronę drzwi stała jak wryta oglądając się na niego.- Idź - powtórzył.Ale poruszył się tylko jej tors; biodra i głowa w dalszym ciągu dotykały ściany.Odwrócił się, szybko przeszedł przez pokój i za łóżko i jedną ręką pochwycił poły nieprzemakalnego pła-szcza na Temple.Zaczął Temple potrząsać.Trzymając w garści kłąb ściągniętych fałd płaszcza, tak nią potrząsał, że drobne jej ciało obijało się cicho w tym luźnym okryciu, ramiona i uda uderzały o ścianę.- Ty durna mała! - powiedział.- Ty durna mała!Oczy miała szeroko otwarte, prawie czarne i w świetle padającym na nią dwa maleńkie odbicia jego twarzy w jej źrenicach wyglądały jak dwa ziarnka grochu w dwóch kałamarzach.Puścił ją.Z szelestem nieprzemakalnego płaszcza osunęła się i omal nie upadła.Podtrzymał ją i zaczął znów nią potrząsać, przez ramię spoglądając na kobietę.- Weź lampę - powiedział.Kobieta stała nieruchomo.Głowę lekko przechylała; zdawała się dumać nad nimi.Goodwin ujął Tempie pod kolana.Podniósł ją i zaraz już leżała na wznak przy Gowanie na łóżku, trzęsąc się jeszcze, słysząc coraz cichszy chrzęst łusek kukurydzy w sienniku.Patrzyła, jak Goodwin przechodzi przez pokój i bierze, lampę z kominka.Kobieta wyprostowała głowę i odwrócona do łóżka profilem, coraz ostrzejszym w miarę zbliżania się światła, patrzyła na Good-wina także.- Idź - powiedział.Odwróciła się i twarz jej była teraz w cieniu.Lampa oświetlała jej plecy i jego dłoń leżącą na jej ramieniu.Jego cień zupełnie zamroczył pokój; wyciągnięta w tył ręka cienia sięgała do drzwi.Gowan chrapał, przy każdym oddechu dławiąc się powietrzem, jak gdyby nigdy nie miał odetchnąć ponownie.Tommy stał za drzwiami, w sieni.- Poszli już do ciężarówki? - zapytał Goodwin.- Jeszcze nie - odpowiedział Tommy.- Idź i zobacz, co z nimi - polecił Goodwin.Szli oboje dalej.Tommy patrzył, jak wchodzą w swoje drzwi.Potem ruszył do kuchni bosy i cichy, wykręcając trochę szyję, nasłuchując.W kuchni siedział okrakiem na krześle Wytrzeszcz i palił papiero-sa.Van przy stole czesał się kieszonkowym grzeby-' kiem przed kawałkiem stłuczonego lustra.Na stole obok mokrej pieluszki z plamami krwi leżał zapalony papieros.Tommy nie wszedł do kuchni, przykucnął nie opodal drzwi w ciemnościach.Był tam jeszcze, gdy przez ganek przeszedł do kuchni Goodwin, z płaszczem nieprzemakalnym na ręku.Nie zobaczył go.- Gdzie Tommy? - zapytał.Wytrzeszcz coś odpowiedział i Tommy patrzył, jak Goodwin wychodzi z kuchni z Vanem i tym razem Van niesie płaszcz nieprzemakalny, zarzucony na ramię.- Prędzej - powiedział Goodwin.- Wynieśmy już wreszcie ten towar.Siwe oczy Tommy'ego zaczęły słabo się jarzyć jak oczy kota.Kobieta widziała je w ciemnościach, gdy Tommy wsunął się do pokoju za Wytrzeszczeni i gdy Wytrzeszcz stanął nad łóżkiem, na którym leżała Tempie.Nagle rozbłysły skierowane po ciemku wprost na nią, a potem nie było ich widać i słyszała tylko tuż przy sobie oddech Tommy'ego, dopóki znów się nie rozjarzyły, jak gdyby wściekłe i pytające, i smutne, a potem znów nie było ich widać i Tommy wysunął się za Wytrzeszczeni z pokoju.Tommy zobaczył, że Wytrzeszcz wraca do kuchni, ale nie poszedł za nim od razu.Zatrzymał się przy drzwiach i przysiadł tam.Pełen zgrozy i niezdecydowania znów skręcał się cały i kołysał z boku na bok, z cichym szuraniem bosych stóp, i łokcie powoli wyginał przy biodrach.- I Lee także - powiedział.- I Lee także.Cholera ich.Cholera ich!Dwukrotnie wysuwał się na ganek, żeby sprawdzić, czy na podłogę w kuchni pada cień kapelusza Wytrzeszcza, po czym wracał do sieni, gdzie były te drzwi, za którymi leżała Tempie i chrapał Gowan.Trzecim razem nawet poczuł zapach papierosa Wytrzeszcza.- Jeżeli on będzie dalej tak.- powiedział.- I Lee także - powiedział kołysząc się z boku na bok w katuszach tępej udręki.- I Lee także.Gdy Goodwin doszedł zboczem do tylnego ganku, Tommy znów tam siedział w kucki tuż przed drzwiami.- Co, do diabła? - zapytał Goodwin.- Dlacze-goś nie poszedł z nami? Szukam cię od dziesięciu minut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]