Podobne
- Strona startowa
- Dicker Joel Prawda o sprawie Harry'ego Queberta
- Harry Eric L Strzec i bronic (SCAN dal 714)
- Rowling J K Harry Potter i wiezien Azkabanu
- J. K. Rowling 4 Harry Potter i Czara Ognia
- J. K. Rowling Harry Potter i czara ognia 4
- J. K. Rowling 3 Harry Potter i więzień Azkabanu
- Rowling J K Harry Potter i Komnata Tajemnic
- Access 2000 Księga eksperta (4)
- Walczak R. Prawo Turystyczne
- Feist Raymond E. Adept Magii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z radością ci powtórzę.Ty i twoi zacni ludzie macie przyjemność przebywać w obecności najlepszych muzyków poznanej galaktyki!Mówiąc to, dotknąłem modułu zdalnego sterowania z boku torby i potężne organy ryknęły kilka początkowych taktów „Mutantów z Merkurego".Floyd i Stingo szybko włączyli się pierwszymi linijkami tekstu.Co dwie głowy - to nie jednaW nosie cewka moczopędna.Efekt skromnej rymowanki o żarcie genetycznym był imponujący.Wojownicy jak jeden mąż zanieśli się rykiem i rzucili w naszą stronę.- Walka czy ucieczka? - zapytał ponuro Floyd, chwytając za miecz.Miałem już krzyknąć „walka" - ale w ostatniej chwiliugryzłem się w język - i zawołałem:- Słuchajcie!Ponieważ tamci zapomnieli o broni i wrzeszczeli z radości!- To oni, jak w programie „Galaktyczny nóż do szmalu".- Ten zarośnięty brzydal - to Floyd!- Zagrajcie „Po ile prochy w tym parku sztywnych?"! Otoczyli nas ze wszystkich stron, próbując uścisnąć nam dłonie i wydając chrapliwe okrzyki entuzjazmu.- Ale.ale.- wykrztusiłem.- Wasz oficjalny witacznigdy o nas nie słyszał?Pierwszy wojownik - warczenie zdążyło już przejść w rechot - bez ceregieli odepchnął starego.- Afatt nigdy nie ogląda telewizji.Ale my tak! Powiadam ci, że zrobiła się tu istna wioska samobójców na wieść, że was deportowano.Należało się domyślić, że skończycie u nas.Poczekajcie, aż chłopaki z baraków się dowiedzą.Dziś wieczór stara knajpa zamieni się w dom wariatów!Prowadzili nas wesoło pod sklepieniem na plac apelowy, a na czele pochodu maszerował z dumą nasz nowy gospodarz.- Jestem Ljotur, sierżant gwardii.Nie przejmujcie się, kiedy będę się na to powoływał.Napoje! - rozkazał swoim ludziom.- I jedzenie, wszystko, czego zażądają.Nie skończyło się na tym.Piwo smakowało jak piwo, choć miało interesujący zielonkawy kolor.Wojownicy tłoczyli się wokół nas, łowiąc uważnie każde słowo, jakie wypowiadaliśmy.Zagryzłem zęby, aby przyciągnąć uwagę kapitana, i złożyłem mu raport w formie przemówienia.- Waleczni rycerze Raju, jesteśmy pod wrażeniem waszego powitania.Przyjęliście nas, zaprawionych narkotykami skazańców, jak bohaterów, na swoją ziemię.Poczęstowaliście nas obfitością jedzenia i picia oraz głośnymi okrzykami radości.Czuję, że czeka nas tu piękna przyszłość.- Mam nadzieję, że się nie mylisz - oznajmił w mojej głowie głos kapitana.- Ale dowiedz się najpierw, o co chodzi w tej męsko-damskiej szopce.Tymczasem każę Madonetce zaczekać tam, gdzie jest.- Zgadzam się całkowicie! - zawołałem.- Nie uważacie, koledzy, że spotkało nas tutaj najgorętsze powitanie w naszej karierze?Moi kompani skinęli głowami, nie przerywając powodzi jedzenia i picia.W miarę znikania piwa rozlegały się zewsząd radosne wrzaski aprobaty.Akurat ocierałem usta, kiedy wyrósł przede mną Ljotur.- Rozmawiałem z samym Żelaznym Johnem.Wzywa was natychmiast przed swoje oblicze.Ale zanim przyjadą Rydwany Ognia, czy możecie - och, bardzo proszę - zagrać dla nas jakiś kawałek?Jego słowa wykipiały na fali szczerych i męskich okrzyków radości.- Zorganizujemy szybki występ, przyjaciele; ci chłopcy zasługują na to.- Rozejrzałem się wokoło.- Jakieś życzenia?Wykrzyczano całe mnóstwo propozycji, ale wydawało się, że „Nie ma kary zbyt okrutnej dla nieprzyjaciela" cieszyła się największym powodzeniem.Był to również najlepszy wybór, skoro utwór miał tekst ze wszech miar męski.Przetoczył się grzmot pioruna i wystrzelił zygzak błyskawicy.Nasi fani cofnęli się w entuzjastyczne półkole, a my daliśmy czadu.Śmierć i tortury, i zbrodnia, i gwałt.W TO NAM GRAJ! W TO NAM GRAJ!Rzezie, krew, mordy i rabunekDusić, dźgać.Sztylet, kulka w łeb.Eksplozja, rozwałka, masakra i trup,Puszczać z dymem, kopać wrogom grób,Bo-o-o.NIE MA KARY ZBYT OKRUTNEJDLA NIEPRZYJACIELA.Pijaństwo, pijaństwo, pijaństwo, pijaństwoWrzaski, przekleństwa, kanty i draństwo.Rwać mężatki, panny, całować i ściskać,Pokazać tym dziwkom, ile mogą zyskać.Jak łatwo można sobie wyobrazić, ów delikatny kwiat poezji znalazł wśród bractwa uznanie.Wciąż jeszcze wiwatowali, kiedy za naszymi plecami rozległ się syczący łoskot i odwróciliśmy głowy.Podstawiono środki transportu.Może miejscowi przywykli do tego rodzaju pojazdów, ale turyści mieli prawdziwą sposobność do wybałuszenia oczu.- Tylko na specjalne okazje, dla specjalnych gości -powiedział z dumą Ljotur.Gapiliśmy się w milczeniu, zabrakło nam słów w gębie.To były dwa wehikuły, oba drewniane, ozdobione złoconymi spiralami i sznurami klejnotów.Każdy miał jedno koło z przodu połączone ze sterownicą.Obsługiwał ją zasiadający na wysokiej grzędzie kierowca.Przyjrzałem się bliższemu pojazdowi.Na środku miał szerokie siedzenie, a z tyłu dwa koła.Nic nadzwyczajnego, nie licząc zbytkowej dekoracji -jeśli pominąć napęd z tyłu.Była to lśniąca metalowa rura, skrzypiąca w tym momencie i plująca od czasu do czasu kłębami dymu.Oderwałem od niej oczy, kiedy zdobne drzwiczki otworzyły się gwałtownie.Wkroczyłem do wnętrza i usadowiłem się na miękkiej kanapie.Floyda i Stinga zaprowadzono z szacunkiem do drugiego wehikułu.Zatrzasnęły się drzwi i Ljotur ryknął na kierowców.- Jazda! Podać paliwo! Frapu viajn startigilojn! Kierowcy, kopa w rozrusznik!W tym momencie zobaczyłem, że pod siedzeniem mojego kierowcy znajduje się metalowy zbiornik.Szofer sięgnął w dół, otworzył zawór i rozległ się bulgot płynu w przewodzie.Wtedy nadepnął na pedał, najwyraźniej rozrusznika.Nie - on tylko rozruszał rozrusznik.Pedał szarpnął linką biegnącą na rolkach na drugi koniec rydwanu do małego młotka.Młotek podniósł się i uderzył rozrusznik l w ramię.Był nim człowiek w całkowicie czarnej odzieży, * siedzący na wąskiej platformie uwieszonej za kołami.Nie tylko ubranie było czarne, twarz i ręce też miał sczerniałe, a na głowie wypalone ściernisko.Szybko wyszło na jaw dlaczego.Raptem z metalowej rury jęła kapać jakaś ciecz, rozrusznik wyciągnął rękę i przyłożył zapałkę, a kiedy się zajęło, gwałtownie się odsunął.Trysnęły języki czarnego dymu i ognia, osmalając żołnierzy, którzy nie dość szybko ustąpili z drogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]