Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Rozdział 63
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krótki karabin kopnął go ze zdumiewającą siłą.Przesunął celownik na środek okna i posłał trzy kule do wewnątrz i dwie w mur.Dymiące łuski spadły na chodnik.Przerzucił selektor na pojedynczy ogień i co sekundę posyłał po jednym pocisku.Zmienił pusty magazynek na pełny, patrząc, jak kilku żołnierzy odciąga rannego kolegę za osłonę domów.Nadbiegli pozostali żołnierze z plutonu i natychmiast rozpoczęli ostrzał okna.Dwóch ludzi rozstawiło na skrzyżowaniu karabin maszynowy i rzuciło się za jego osłonę.Gdy tylko znaleźli się na ziemi, M-60 zagrzmiał basem.Dla ludzi znajdujących się dookoła było to wstrząsające przeżycie.Huk karabinu został dodatkowo wzmocniony przez wąski kanion ulicy.Po chwili wszystko ucichło.- Dwójkami! - wrzasnął wąsaty sierżant.- Gotowi! Naprzód!- Tra-ta-ta-ta-ta-ta - zadudnił znowu M-60.Nikomu z żołnierzy nawet nie przyszło do głowy, by strzelać ze swoich pukawek.Biegli przy samej ścianie.- Wstrzymać ogień!Na ulicy się uspokoiło; ciszę przerwał dopiero trzask drzwi wyłamanych mocnym kopnięciem.Nic nie było słychać, dopóki żołnierze nie wbiegli na górę.Wdarli się przez drzwi do pokoju, w którym siedział snajper.Po paru sekundach rozległa się eksplozja.Z dwóch okien naraz wyleciały języki płomieni, a za nimi pokazał się czarny dym.- Czysto! - krzyknął żołnierz z ciemnego okna.- Snajper nie żyje!- Zabezpieczyć broń - odkrzyknął dowódca plutonu.Clark instynktownie zareagował na tę komendę.Klęczał pośród mosiężnych łusek, powietrze wypełniał zapach prochu.Powoli wstał.Czuł ból w kolanie, odgniecionym na wystającej płycie chodnika.Ścięgna paliły go jak ogniem.Przez chwilą myślał, że nie zdoła uruchomić żadnego mięśnia.Wszyscy powoli stawali na nogi i zbierali się w gromadkę.Uspokajali nerwy po krótkiej walce.W oknie, z którego strzelał snajper, pojawił się porucznik.- To był partyzant? - zawołał brytyjski pułkownik.- Nie, panie pułkowniku - odkrzyknął dowódca plutonu.- Żołnierz Ludowej Armii Wyzwoleńczej!- Dzięki ci, Boże - mruknął dowódca batalionu, stojący u boku Clarka.- Mieliście tu do czynienia z partyzantami? - zapytał cicho Nate.- Jeszcze nie, panie generale.Spojrzeli sobie w oczy.- Ma pan jakiś plan awaryjny? - zapytał Clark.Pułkownik odetchnął głęboko.- W najgorszym wypadku opuszczamy miasto i obozujemy w terenie.Oczywiście jeśli pan to zaaprobuje.- Clark skinął głową.- W terenie łatwiej zachować dystans i wyznaczyć pola ostrzału.Ale nawet w takim przypadku naprawdę trudno będzie się obronić przed półtora miliardem ludzi.Jeśli zaczną się prawdziwe rozruchy, nie opanujemy tego.Clark milczał.- Co za optymizm - odezwał się Cuvier, by przerwać milczenie.- Proszę mnie powiadomić, gdy się pan dowie, jaki jest stan tego rannego - powiedział Nate do pułkownika.- Chcę go odwiedzić w szpitalu.A teraz chodźmy dalej.Drużyna zmieniła szyk przed dotarciem do linii obrony.Żołnierze zajmowali pozycję za dwoma zniszczonymi autobusami przegradzającymi ulicę.Osmalony przez ogień zbiornik na ropę naftową, pozostawiony przez Chińczyków jako pułapka, dał małemu oddziałowi świetną osłonę na ostatnich metrach.Schyleni biegli chodnikiem i szybko wskakiwali jeden po drugim w otwarte wejście.Pokój, w którym się znaleźli, był zupełnie zrujnowany pociskami.Pod ścianami leżeli czterej żołnierze.Nie ruszyli się, ale uważnie obejrzeli przybyłych gości.Broń mieli w zasięgu ręki.Jeden trzymał karabin przy piersi, karabin innego leżał mu na udach.Broń pozostałych stała oparta o ścianę.Zrobiło się ciasno.- Jak tam było dzisiaj, kapralu? - zapytał dowódca batalionu.- Och, do zniesienia, panie pułkowniku.Nic wielkiego.A teraz cisza i spokój.Ale podobno miał pan jakieś kłopoty po drodze, panie pułkowniku.Oberwał ktoś?- Jeden facet dostał kulką, o tutaj.- Pułkownik pokazał palcem miejsce zranienia.- Postrzały w nogi potrafią być niebezpieczne.Bardzo krwawią.Kilku żołnierzy pokiwało głowami.- W porządku.- Pułkownik odwrócił się w stroną Nate'a, który dopiero teraz odczuł, że nie jest tu bynajmniej bezpieczny.Poczuł się winny, że niepotrzebnie naraża się na niebezpieczeństwo.- Chciałbym was przedstawić generałowi Nathanielowi Clarkowi z Armii Stanów Zjednoczonych, dowódcy UNRUSFOR.Żołnierze już chcieli poderwać się na nogi, ale Clark energicznym gestem nakazał im pozostać na miejscach.- Mam na imię Nate.Ochrzcili mnie Nate, nie Nathaniel.Żołnierze skinęli mu głowami.- Jak się pan czuje, panie generale? Miło pana poznać, panie generale -mówili jeden przez drugiego.- Kapral Sheffield, panie generale.Edgar, panie generale.Ze Spilsby.Nate potrząsnął jego dłonią.- Spilsby? To jest.?- Na północy, panie generale.Blisko morza.- Aha - pokiwał głową Clark
[ Pobierz całość w formacie PDF ]