Podobne
- Strona startowa
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Scott S. Ellis Madame Vieux Carré, The French Quarter in the Twentieth Century (2009)
- Diane Adams & RJ Scott In the Shadow of the Wolf 3 Splintered Lies
- Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (SCAN dal 700)
- Card Orson Scott Chaos (SCAN dal 705)
- Card Orson Scott, Kathryn Kerr Lovelock
- Cole Courtney Beautifully Broken. Tom 3. Zanim miłoÂść nas połączy
- Eddings Dav
- Jacq Christian ÂŚwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- erfly06132.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie opuściła lornetkę z westchnieniem rezygnacji.- Dlaczego przyszedłeś? - spytała.Alan wzruszył ramionami.- Jest ładny dzień.I lubię cię.Zmrużyła oczy; wyraz jej twarzy złagodniał i stał się delikatny.- Doceniam sposób, w jaki ze mną rozmawiasz i słuchasz mnie.Mnóstwo ludzi myśli, że zwariowałam, skoro to wszystko robię.Takie zajęcie dla samotników.Springer uśmiechnął się.- Ty też jesteś samotny, Alanie.- Czasami.- Dlaczego?Chciał zbyć ją jakimś żartem, ale nagle przypomniała mu się Angela i wkrótce usłyszał własne słowa opisujące jak wypełniła pustkę w jego życiu, większą niż kiedykolwiek sądził.- Była młoda i kochała medycynę.Inteligentna.Myślę, że lubiłem ją uczyć.Stała się moim oczkiem w głowie.Cenniejszym niż mój biedny praktykant, którym powinienem się zajmować, a rzadko go widuję.On pracuje w nocy, ja w dzień.- Roześmiał się.- Ale ona była o wiele ładniejsza.Jego śmiech znikał w miarę opowiadania.Ellen słuchała z większą uwagą niż zazwyczaj.Rzadko się zdarzało, żeby koncentrowała się dłużej na jakimkolwiek temacie nie mającym związku z jej obsesją, zauważył Alan.- A więc ciągle jesteś samotny - powiedziała, kiedy skończył.- Albo znowu samotny.- Czasami.Odwróciła się na brzuch, uniosła lornetkę i przyjrzała się sekciarzom.- Co zamierzasz z tym zrobić? Kolejna pielęgniarka?- Nie mam żadnych planów, jeśli o to ci chodzi.- Myślę, że szukasz.- To widać?- Tylko dla kogoś, kto jest do tego przyzwyczajony.- A ty jesteś?- Wielu mężczyzn myślało, że jestem tą, której szukali.Brak emocji w jej słowach sprawił, że zabrzmiały one jak zaproszenie.Jej uśmiech, jeśli się uśmiechała, skrywały włosy.- Oceniając z mojego punktu widzenia - powiedział powoli Alan - przynaję, że rozumiem ich.Pochylił się, odsunął jej włosy i pocałował w kącik ust.Powoli opuściła lornetkę, odwróciła ku niemu twarz, aż złączyli się w długim, namiętnym pocałunku.Springer leżał na plecach, patrząc na bezchmurne niebo.Jego myśli snuły się leniwie.Wokół śpiewały ptaki, bzykały owady.Jego ciało przebiegało drżenie.Przeżywał raz jeszcze ich zbliżenie.Coś nagle zakłóciło ten spokój.Ellen poruszyła się koło niego i przypomniał sobie, jak ją posiadł.Miała przyjemność i dała mu przyjemność.Jeszcze nigdy jego ciało nie było tak pieszczone, a dusza tak pusta.Wrócił do rzeczywistości.Alan zerwał się gwałtownie na dźwięk bliskich głosów, przestraszony, że sekciarze wyszli poza swój teren, później zły, że mogło go to zaniepokoić.Ellen spojrzała na polanę szeroko rozwartymi oczami.Byli jeszcze sami, ale głosy zbliżały się coraz bardziej.- Tam, na łące - powiedział Springer.Podczołgali się bliżej i wyjrzeli znad krawędzi grzbietu.Trzy metry niżej i dwadzieścia dalej dwie pary rozkładały koce na piknik.Doktor widział ślad, który wydeptali w wysokiej trawie, idąc od zachodu, wzdłuż płotu ośrodka Bractwa.- Letnicy - stwierdził.- Na Rock Road, jakieś półtora kilometra w tamtą stronę, jest parę domków.Ellen skinęła głową zamiatając włosami mech, na którym leżeli nago.- Poszłam tam w zeszłym tygodniu.Przybysze rozebrali się do kostiumów kąpielowych.Jeden z nich cicho grał na gitarze, a pozostali rozkładali jedzenie i wino, zachowując się na luzie, jak bliscy przyjaciele.Springer i Ellen przyglądali się im przez parę minut ze swojego punktu obserwacyjnego, dopóki nie upewnili się, że tamci nie zamierzają spacerować po okolicy.Wycofali się na własny koc.Brzmienie gitary i odległe, radosne śmiechy były miłym dodatkiem do głosów ptaków i szumu wiatru w liściach drzew.Doktorowi poprawił się humor.Ellen znów zbliżyła się do Alana upierając się, że najpierw ona doprowadzi go do rozkoszy.- Zepsujesz mnie - protestował.- Za dużo myślisz - odparła.Pomyślał, że jest bardzo piękna.Później, kiedy zapadali w kolejną drzemkę, jej obraz migotał mu przed zamkniętymi oczami, aż musiał je otworzyć, żeby potwierdzić to, co zdawało mu się, że pamiętał.Gdy znów się obudził, z głową na ramieniu Ellen, słońce stało niżej.Zamrugał, zastanawiając się, co wybiło go ze snu.Gitary już nie było.I głosy wydawały się inne - zamiast słów dolatywały dźwięki.Usłyszał jęk.Ellen otworzyła oczy.- Co to?- Nie wiem - odparł.- Zobaczymy.- Przyczołgali się do krawędzi grzbietu i spojrzeli na łąkę.- No, to dopiero prawdziwy piknik - stwierdził Alan.Pośród pustych butelek po winie i pozostałości po lunchu letnicy tworzyli pofalowany, wijący się kłąb nagich ciał.Jeden z mężczyzn usiadł, uwolnił rękę, aby zaciągnąć się głęboko fajką, i ponownie wrócił do orgiastycznej zabawy.Do wzniesienia dotarł słodkawy zapach marihuany.Springer przyglądał się krytycznie, przesuwając rękę po plecach Ellen.- Amatorzy.- Mhmm.- mruknęła Ellen.- Popatrz! - rzuciła nagle.Przestraszony nagłą zmianą w jej głosie, Springer spojrzał tam, gdzie wskazywała.- O, nie! - przylgnął do mchu i pociągnął za sobą Ellen.Drżała.Wzdłuż płotu wspinali się Błękitni Bracia.W sile trzydziestu czy czterdziestu osób wyszli na łąkę szeroką, nierówną ławą.- Ach! - wyszeptała Ellen.- Co oni zamierzają zrobić? Twarze sekciarzy były jak nieruchome maski.Podchodzili coraz bliżej i bliżej, aż ludzie na kocach zorientowali się, że nie są sami.Patrzyli z niedowierzaniem i przestrachem na gromadę o kamiennych obliczach, która ich otoczyła.Powoli doszli do siebie; kobiety zaczęły sięgać po ubrania, mężczyźni przykucnęli w defensywnych pozach.Jedna z członkiń Bractwa, surowa, energiczna kobieta o szorstkim głosie, krzyknęła:- Bójcie się Boga i oddajcie Mu chwałę, bo nadchodzi godzina Jego sądu.Dołączyło do niej kilka innych, równie nieprzyjemnych głosów:- Babilon upadł, a wszystkie narody piją wino gniewu, spowodowanego cudzołóstwem tego miasta.Macie nienawidzić nierządnicy, pożreć jej ciało i spalić ją w ogniu.Jeden z siedzących mężczyzn zerwał się na nogi.Był wysokim, dobrze zbudowanym człowiekiem o mięśniach pływaka.Twarz miał czerwoną od gniewu.- Spieprzajcie stąd!Sekciarze przyglądali mu się w milczeniu.Całe jego ciało poczerwieniało.Zacisnął pięści.- Spieprzajcie, świrusy! Zostawcie nas w spokoju!Wpadł w krąg otaczających go ludzi i pchnął jednego z nich.Pierścień Braciszków zafalował, ale pozostali na miejscach.Nagi mężczyzna wyprowadził cios, ale człowiek, w którego celował, usunął się i uderzenie trafiło w powietrze.Rozwścieczony napastnik rzucił się na sekciarzy waląc obiema pięściami.Kobiety na kocu zaczęły krzyczeć, a drugi mężczyzna pobiegł za przyjacielem, aby go powstrzymać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]