Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Donaldson Stephen R Moc ktora oslania
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- White Stephen Program (2)
- Stephen King Mroczna Wieza t3 Ziemie jalowe (rtf)
- Eco Umberto Imie Rozy
- Ken Kesey Lot nad kukulczym gniazdem (2)
- § Fowles John Mag
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wili się w mechanicznym szale.Danny zmarszczył nos.Całowali swoje siusiaki.Zrobiło mu się niedobrze.W chwilę pózniej wszystko zaczęło się dziać na odwrót.Chłopak z powrotemokręcił się wokół dzwigienki.Postawił dziewczynę na nogi.Zdawało się, że z mi-ną osób znających się na rzeczy kiwają sobie głowami, jednocześnie zaś wznosiliręce łukiem do góry.Wycofali się tak, jak przyszli, i zniknęli wraz z ostatnimtaktem Pięknego, modrego Dunaju.Zegar zaczął odliczać srebrzyste uderzenia.(Północ! Bije północ!)(Hura dla masek!)Danny obrócił się w fotelu i o mało nie upadł na ziemię.Sala balowa byłapusta.Widział, jak za dwuskrzydłowym ostrołukowym oknem zaczyna prószyćświeży śnieg.Olbrzymi dywan (zwinięty naturalnie z uwagi na tańce), z bogatymsplotem czerwonych i złotych nici, leżał spokojnie na podłodze.Otaczały go małe270stoliki przeznaczone dla dwóch osób, na każdym zaś stały pająkowate krzesła,nogami wskazujące sufit.Cała sala świeciła pustkami.Ale nie naprawdę.Bo tu w Panoramie ciągle coś się działo.Tutaj wszystkiepory stapiały się w jedną.Bez końca trwała sierpniowa noc roku 1945, ze śmie-chem i trunkami, i olśniewającą garstką wybrańców losu, którzy jezdzili w gó-rę i w dół windą, pili szampana, obrzucali się konfetti i serpentynami.I szaryczerwcowy świt w jakieś dwadzieścia lat pózniej, kiedy najęci przez mafię rewol-werowcy nieprzerwanie dziurawili kulami poszarpane, skrwawione ciała trzechmężczyzn przeżywających męczarnie bez kresu.W łazience przy pokoju na dru-gim piętrze rozwalona w wannie kobieta czekała na gości.W Panoramie wszystko w jakiś sposób żyło, jakby ją nakręcono srebrnymkluczykiem.Zegar chodził.Zegar chodził.To on jest tym kluczem, myślał smętnie Danny.Mimo przestróg Tony egopozwolił, aby rzeczy się działy.(Mam dopiero pięć lat!)zawołał, na wpół wyczuwając czyjąś obecność w pokoju.(Czy nie robi różnicy, że mam dopiero pięć lat?)Nie usłyszał odpowiedzi.Z ociąganiem odwrócił się znowu w stronę zegara.Zwlekał z tym w nadziei, że coś się stanie i nie będzie musiał jeszcze razprzywołać Tony ego, że zjawi się strażnik czy helikopter albo ekipa ratowników;zawsze przybywali na czas w oglądanych przez niego programach telewizyjnychi ratowali ludzi.W telewizji strażnicy, ratownicy i niższy personel medyczny sta-nowili przyjazną, dobrą siłę, przeciwwagę niesprecyzowanego zła, jakie dostrze-gał na świecie; kiedy ludzie popadali w tarapaty, śpieszono im z pomocą, zajmo-wano się nimi.Nie musieli sami sobie radzić.(Proszę?)Nie dostał odpowiedzi.Brak odpowiedzi, gdyby zaś Tony przyszedł, czy byłby to ten sam koszmarnysen? Aoskot, ochrypły, rozdrażniony głos, niebiesko-czarny chodnik jak w węże?Redrum?Ale co jeszcze?(proszę, och, proszę)Brak odpowiedzi.Z dygotem i westchnieniem spojrzał na tarczę zegara.Kółka się obróciły, zazę-biły z innymi.Balans wahał się hipnotycznie.A jeśli ktoś trzymał głowę absolut-nie bez ruchu, mógł dostrzec nieubłagane przesuwanie się wskazówki minutowejz XII na V.Jeśli ktoś trzymał głowę absolutnie bez ruchu, mógł dostrzec, że.Zniknęła tarcza zegara.Na jej miejscu ukazała się okrągła czarna dziura.Pro-wadziła w dół, w nieskończoność.Zaczęła olbrzymieć.Zniknął zegar.Sala w głę-271bi.Danny się zachwiał, runął w mrok przez cały czas skrywający się za tarczązegara.Mały chłopiec zwalił się nagle na fotel i leżał nienaturalnie wykrzywiony,z głową odrzuconą do tyłu, niewidzącymi oczyma wpatrzony w sufit sali balowejwysoko ponad nim.Dalej i dalej, i dalej, i dalej na.- korytarz, kulił się w korytarzu i skręcił w złą stronę, próbując wrócić naschody, skręcił w złą stronę i teraz, i teraz.- zobaczył, że jest w krótkim ślepym korytarzyku prowadzącym tylko doapartamentu prezydenckiego, a łoskot rozbrzmiewał coraz bliżej, młotek do ro-que a dziko świszczał w powietrzu, obuch walił w ścianę, ciął jedwabną tapetę,wzbijał kłęby gipsowego pyłu.( Chodz, do cholery! Zażyj swoje. )Ale w korytarzu była też inna postać.Nonszalancko oparta o ścianę tuż zanim.Jak duch.Nie, nie duch, lecz cała w bieli.Ubrana na biało.(Ja cię znajdę, ty zakazany,rozpustny kurduplu!) Danny skurczył się i cofnął, słysząc ten głos, który terazdobiegał z głównego korytarza na trzecim piętrze.Niebawem ten, kto go wydaje,wyjdzie zza rogu.( Chodz tu! Chodz tutaj, ty mały gówniarzu! ) Postać w bieli wyprostowałasię nieznacznie, wyjęła papierosa z kącika ust i zdrapała strzępek tytoniu z pełnejdolnej wargi.Danny poznał Halloranna.Ubranego w biały strój kucharza, niew granatowy garnitur, który miał na sobie w dniu zamknięcia hotelu. W razie jakichś kłopotów powiedział Hallorann zawołaj.Krzyknijtak głośno, jak parę minut temu.Może cię usłyszę nawet tam na Florydzie.A jeśliusłyszę, przylecę co sił w nogach.Przylecę.Przylecę.(Więc przyleć teraz! Przyleć teraz, przyleć teraz! Och, Dick, jesteś mi potrzeb-ny, potrzebny nam wszystkim) co sił w nogach.Przepraszam, ale muszę już pędzić.Przepraszam, Danny,dziecino, staruszku, ale muszę pędzić.Choć było mi tak miło, że nawet się nieśniło, teraz pędzić już muszę, śpieszę się, na mą duszę.(nie)Danny widział, jak Dick Hallorann zawraca, znów wtyka papierosa w kącikust i nonszalancko przechodzi przez ścianę.Pozostawiając go samego.Właśnie wtedy ukazał się zza rogu cień, olbrzymi w mrokach korytarza, z wy-raznym tylko czerwonym błyskiem w oczach.(Jesteś tu! Teraz cię mam, ty draniu! Teraz dostaniesz nauczkę!)Cień chwiejnym krokiem pobiegł w jego stronę, jakoś strasznie powłóczącnogami i zamachując się młotkiem do roque a.Danny z wrzaskiem rzucił się do272tyłu i wtem przeleciał przez ścianę, skoziołkował w dziurę, wpadł do króliczejnory i wylądował w krainie obrzydliwych dziwów.Dużo niżej od niego Tony też spadał.(Nie mogę już przychodzić, Danny.on nie dopuszcza mnie do ciebie.niktz nich nie dopuszcza mnie do ciebie.wołaj Dicka.wołaj Dicka.) Tony! wrzasnął.Tony zniknął jednak, on zaś nagle znalazł się w ciemnym pokoju.Choć niezu-pełnie ciemnym.Napływało tu skądś przytłumione światło.To była sypialnia ma-my i taty.Widział biurko taty.Lecz w pokoju panował straszliwy bałagan.Dannybył tu przedtem.Adapter mamy na podłodze.Jej płyty porozrzucane na dywanie.Materac do połowy ściągnięty z łóżka.Obrazy pozdzierane ze ścian.Jego łóżecz-ko przewrócone na bok i leżące jak martwy pies, Wściekle Fioletowy Volkswagenpogruchotany na drobne plastikowe kawałki.Zza uchylonych do połowy drzwi łazienki padało światło.Tuż za drzwiamibezwładnie dyndała ręka, z jej palców kapała krew.A w lustrze apteczki rozbły-skiwało i przygasało słowo REDRUM.Wtem przed lustrem zmaterializował się wielki zegar pod kloszem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]