Podobne
- Strona startowa
- Chandler Raymond Hiszpanska krew
- Nancy Kress Zebracy na koniach
- Kress Nancy Zebracy na koniach
- Nancy Kress Hiszpanscy Zebracy (2)
- Nancy Kress Hiszpanscy zebracy
- Chandler Raymond Zegnaj Laleczko
- Corel PHOTO PAINT (2)
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika (2)
- Małecka Karolina Cherem
- Follet Ken Na skrzydlach orlow scr
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do Leishy zaś nic z tego nie dotarło.Siedziała na podłodze studiując sznurkową kulę Mirandy, dopóki przekaz nie dobiegł końca i obraz nie zniknął.Potem przeniosła wzrok na pozostałą trójkę: Stellę, Jordana i Dana.Stella wzięła głęboki wdech.- Leisho.Twoja twarz.- Świat się zmienia - oznajmiła rozpromieniona Leisha, siedząc wciąż po turecku na podłodze.- Zawsze istnieje druga i trzecia szansa.A potem czwarta i piąta.- No tak, to oczywiste - odpowiedziała jej zdziwiona Stella.- Leisho, wstań, proszę!- Świat naprawdę się zmienia - powtórzyła Leisha jak mała dziewczynka.- I to nie tylko w stopniu natężenia, ale i pod względem jakości.Nawet dla nas.A jednak.A jednak.A jednak.* * *Było ich trzydzieścioro sześcioro, przylecieli rządowym samolotem z Waszyngtonu.Cała sprawa trwała o wiele dłużej niż ktokolwiek, poza Leisha, prawniczką, mógł się spodziewać.Dwadzieścioro siedmioro Superbystrych: Miri, Nikos, Allen, Terry, Diane, Christy, Jonathan, Mark, Ludie, Joanna, Toshio, Peter, Sara, James, Raoul, Victoria, Anne, Marty, Bili, Audrey, Alex, Miguel, Brian, Rebecca, Cathy, Victor i Jane.Takie zwyczajnie brzmiące imiona u tak niezwyczajnych ludzi.A z nimi czworo Normalnych Bezsennych dzieci: Joan, Sam, Hako i Androula.I jeszcze pięcioro rodziców, znacznie bardziej spiętych niż ich dzieci.Pomiędzy rodzicami był i Ricky Sharifi.Ciemne oczy, które w cierpieniu nabierały cierpliwości.Niepewne ruchy, jakby nie był pewien, czy ma prawo stąpać po ziemi.Kiedy Leisha uświadomiła sobie, dlaczego wydaje jej się to takie normalne, aż się skrzywiła.Richard, który teraz prezentował się młodziej od własnego syna, wyglądał dokładnie tak samo wtedy, po procesie Jennifer.Po pierwszym procesie Jennifer.Teraz wszyscy członkowie Rady Azylu siedzą w więzieniu w Waszyngtonie.- Czy jest tu mój ojciec? - zapytał Ricky cicho zaraz pierwszego popołudnia.- Nie.On.On wyjechał, Ricky.Ricky bez zdziwienia pokiwał głową.Wyglądał tak, jakby tej właśnie odpowiedzi się spodziewał.Może i tak było.Miranda od razu objęła przywództwo.Kiedy minął już pierwszy zamęt ich przyjazdu - wnoszenie sprzętu, walizek i zabezpieczeń, skomplikowane plany Stelli względem zakwaterowania - Miri przyszła z ojcem do pracowni Leishy.- Dziękuję, że pozwoliła nam pani tu przyjechać, pani Camden.Chcielibyśmy ustalić jakąś formę komornego, które zaczniemy płacić, jak tylko wasz rząd uwolni nasze aktywa.- Mów mi Leisha.I jeszcze jedno: teraz to i wasz rząd.Nie trzeba komornego, Miri.Gościmy was tu z radością.Ciemne oczy Miri badały uważnie jej twarz.Dziwne oczy.I nie, jak wydawało się Leishy, z powodu jakichś swoistych cech fizycznych, ale dlatego, że sprawiały wrażenie, iż widzą coś, czego nie sposób dostrzec innym.Ku swemu niemałemu zaskoczeniu Leisha odkryła, że pomimo całego uwielbienia, jakie natychmiast zaczęła czuć do Miri, wzrok dziewczyny budzi w niej niepokój.Ile potrafi w niej dojrzeć to niezachwiane spojrzenie? Na ile ten mózg - poprawiony, inny, lepszy - potrafi zrozumieć wnętrze jej duszy?To samo kiedyś musiała czuć Alice w stosunku do Leishy.A Leisha o tym nie miała pojęcia, zupełnie nie zdawała sobie sprawy.Miri uśmiechnęła się.Ten uśmiech zmienił całkowicie jej twarz, stała się jasna i otwarta.- Dziękuję, Leisho.To bardzo wspaniałomyślnie z twojej strony.To nawet coś więcej: mam wrażenie, że myślisz o nas jako o swojej społeczności, a za to naprawdę jesteśmy ci wdzięczni.Społeczność to dla nas pojęcie ogromnie ważne.Ale wszyscy jesteśmy zdania, że należy ci płacić.Wiesz, jesteśmy wszyscy jagaistami.- Wiem - odparła Leisha, zastanawiając się, czy pomiędzy tymi wszystkimi sprawami, które mózg Miri pojmował lepiej, znajduje się też ironia.Mimo wszystko miała dopiero szesnaście lat.- Czy.Czy jest tu jeszcze Dan Arlen? Czy może wyruszył już w trasę?- Jeszcze tu jest.Czekał na ciebie.Miri zarumieniła się.Oho! - pomyślała Leisha.- Oho!Posłała po Dana.Przyjrzał się Miri ze swego wózka z zainteresowaniem i wyciągnął do niej dłoń.- Witaj, Mirando.- Chciałabym później porozmawiać z tobą o snach na jawie - odezwała się czerwieniąc się jeszcze bardziej.- O neurochemicznych reakcjach mózgu.Wykonałam kilka badań, może zainteresują cię ich wyniki, to byłoby takie spojrzenie na własną sztukę z naukowego punktu widzenia.Leisha rozpoznała w pozornie bezsensownej paplaninie dziewczyny to, czym naprawdę była: dar.Ofiarowywała Danowi to, co w jej mniemaniu było najlepszą jej cząstką - swoją pracę.- Bardzo ci dziękuję - odparł z powagą Dan.Coś zamigotało w jego oczach.- Bardzo jestem ciekaw.Leisha nie mogła się sobie nadziwić.Zastanawiała się już przedtem, czy nie poczuje lekkiego, ulotnego ukłucia zazdrości, kiedy Dan przerzuci swoje zainteresowanie na Miri - jego gotowość była aż nadto widoczna - ale to, co poczuła w rzeczywistości, nie było bynajmniej ani lekkie, ani ulotne.Ani też nie była to zazdrość.Instynkt opiekuńczy rozgorzał w niej jak płonące leśne poszycie.Jeśli Dan ma zamiar wykorzystać to niezwykłe dziecko, żeby dostać się do Azylu, już ona go załatwi.Kompletnie.Miri zasługiwała na coś lepszego, potrzebowała czegoś lepszego, była lepsza niż.Miri się uśmiechnęła.Jej dłoń nadal spoczywała w dłoni Dana.- Odmienił pan nasze życie, panie Arlen.Później panu o tym opowiem.- Będę rad.I proszę, mów mi Dan.Oczyma duszy Leisha zobaczyła tamtego brudnego dziesięciolatka o bezwzględnych, zielonych oczach i odpychającym uśmiechu.„Któregoś dnia mam zamiar mieć Azyl na własność”.Zerknęła na Mirandę.Ciemne włosy zakrywały zarumienioną twarz i zniekształconą głowę.Poszycie rozgorzało jeszcze silniej.- Wydaje mi się - odezwał się Ricky Sharifi - że Miri będzie wkrótce potrzebowała posiłku.Jej metabolizm znacznie różni się od naszego.Poważnie nadszarpniemy twoje zasoby, Leisho.Pozwól nam pokryć koszty.Nie widziałaś jeszcze, co Terry, Nikos i Diane zrobili z twoim sprzętem komunikacyjnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]