Podobne
- Strona startowa
- Kress Nancy Hiszpanscy zebracy
- Nancy Kress Hiszpanscy Zebracy (2)
- Nancy Kress Hiszpanscy zebracy
- Kress Nancy Zebracy na koniach
- Joseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat
- Makuszynski Kornel Dusze z papieru (SCAN dal 1022)
- Aleksander Kondratow Zaginione cywilizacje
- Pullman Philip Mroczne materie 2 Magiczny nóż
- Sharon Michael Zdrowo jesc (2)
- abc delphi 6
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czego właściwie? Stert ubrań, pudeł wypełnionych najróżniejszymi rzeczami.Lizzie dojrzała lalkę z pękniętą głową, jakieś niedobrane naczynia, porysowane drewniane pudełko, kilka koców.Wtedy wszystko pojęła.Woły ze Wschodniego Manhattanu rozdawały rzeczy, których same już nie chciały.Ludzie porywali różne przedmioty ze stert, z pudeł i sobie nawzajem z rąk.Trochę się przepychali, ale nie wyniknęła przy tym żadna poważna bójka.Lizzie rozglądała się uważnie, próbując ogarnąć wzrokiem wszystko: i budowę kopuły, i porzucone graty.Ubrania, obrazy, zabawki, pościel, doniczki, meble, plastiki - nic elektronicznego albo na energię Y, nic, co mogłoby posłużyć jako broń.W trzy minuty kopuła została wyczyszczona do cna, a wszyscy Amatorzy uciekli, unosząc swoje zdobycze.Lizzie czekała, czując, jak serce w piersi zaczyna jej walić coraz mocniej.- Proszę teraz opuścić kopułę - odezwał się surowy głos robota.- Wydawanie darów na dziś zakończone.Proszę teraz opuścić kopułę.Lizzie została na miejscu, namacawszy palcami włącznik pola.- Proszę teraz opuścić kopułę.Wydawanie darów na dziś zakończone.Proszę teraz opuścić kopułę.Na zewnątrz ktoś krzyknął coś niezrozumiale.Amatorzy na moment zamarli w bezruchu, a potem rzucili się do biegu.- Proszę teraz opuścić kopułę.Wydawanie darów na dziś zakończone.Proszę teraz opuścić kopułę.A potem, tak po prostu, Lizzie znalazła się na zewnątrz.Tylna ściana z energii bezceremonialnie wypchnęła ją, zamykając się tak szybko, że Lizzie upadła na twarz.Amatorzy nadal biegli z krzykiem, niknąc po kolei w swoich dziurach i jamach.Niektórzy nie byli dość szybcy.Banda rabusiów, przeważnie mężczyzn, ale było wśród nich i kilka kobiet, runęła na nich i zaczęła grabić wołowskie graty - przewracali ludzi na ziemię, z krzykiem, z wyciem deptali kradzionymi ciężkimi buciorami po twarzach i ciałach leżących.Lizzie potoczyła się z powrotem pod kopułę, która dopiero co ją wypchnęła.Teraz pojęła, dlaczego szałasy były wciąż niszczone i wciąż łatane od nowa.Taka była cena za życie w cieniu zużytej dobroczynności enklawy: ktoś zawsze przyjdzie coś zabrać, stosując przy tym w mniejszym lub większym stopniu przemoc.Lizzie dźwignęła się i zaczęła przemykać bokiem wzdłuż ściany kopuły.To bezcelowe - była najlepiej widocznym i najlepiej wyposażonym celem.Zaczęło ją okrążać dwóch mężczyzn.- Plecak! Bierz go, Tish!To jednak nie dwóch mężczyzn, a mężczyzna i kobieta - wysoka i barczysta jak facet.Miała fioletowe oczy, okolone bardzo gęstymi rzęsami.Genomodyfikowana!Piękne wołowskie oczy obrzuciły Lizzie szyderczym spojrzeniem, ręce wyciągnęły się do niej, ale napotkały energetyczną przeszkodę.- O, kurwa! Ta tu ma pole! - Głos zabrzmiał jak u prawdziwej Amatorki.Tish miała nad Lizzie przewagę jakichś piętnastu kilogramów.Naparła na nią bokiem, aż Lizzie potoczyła się na ścianę kopuły i osunęła się po niej na ziemię.Skuliła się, jęknęła, dłonią obmacała wnętrze buta.Tish opadła przy niej na kolana, a jej fioletowe oczy rozjaśniła radość zadawania bólu, kiedy złapała Lizzie w okolicach karku i zaczęła nią potrząsać jak pies kością.- Mówisz, że nie mogę się dostać do środka, co? Ale za to mogę tak tobą potrząsnąć, że ci kark strzeli, tak tak, tam w środku twojego bezpieczniutkiego pola.Lizzie wyciągnęła z buta nóż Billy’ego do oprawiania królików, po czym z całej siły wbiła go tamtej pod mostek.Codziennie ostrzyła ten nóż w czasie długich godzin spędzanych w ukryciu.A mimo to zaskoczyło ją, że tak ciężko jest przepchnąć ostrze przez tkanki i mięśnie.Pchała jednak, dopóki nie poczuła, że zagłębiło się aż po sam trzonek.Piękne oczy Tish otwarły się szeroko.Zwaliła się do przodu, na Lizzie, otoczyła ją ramionami jak w uścisku.Lizzie zepchnęła ją z siebie i rozejrzała się dziko dookoła.Towarzysz Tish, który kazał jej brać plecak, walczył teraz po drugiej stronie placu z jednym z niewielu mężczyzn, jacy tu pozostali przy życiu.Miał wyraźną przewagę.A dookoła pełno było innych rabusiów, za minutę może zaatakować kolejny.Lizzie miała ledwie kilka chwil.Nie zawahała się.Gdyby się zastanowiła, nie byłaby w stanie tego zrobić.Tish była za ciężka, żeby mogła ją udźwignąć, nie zdoła przenieść tych zwałów mięśni.Ale przecież nie potrzeba jej całego ciała.Roztrzęsiona, uklękła przy zwłokach Tish i wyjęła srebrną łyżeczkę, którą ukradła kiedyś z domu doktora Aranowa.Kiedy zabierała ją w tę podróż, przyświecała jej jakaś bliżej nieokreślona myśl, że jeśli dostanie się do Wschodniego Manhattanu, pokaże ją domowemu systemowi, a wtedy przekona tego całego Jonesa, że nie jest tam zupełnie obca.Ale to niezbyt prawdopodobne.Teraz jednak złapała prawą powiekę Tish między kciuk i palec wskazujący prawej ręki, odciągnęła ją, jak najdalej się dało, a potem wsunęła łyżeczkę pod gałkę oczną.Zachłystując się z przerażenia, wyjęła oko z oczodołu.Wyszarpnęła nóż z ciała Tish; z rany natychmiast trysnęły strugi krwi, spływając po jej polu ochronnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]