Podobne
- Strona startowa
- Jane Austen Lady Susan
- Potocki Jan Rekopis znaleziony w Saragossie
- Forsyth Frederick Negocjator (3)
- Lem Stanislaw Dzienniki gwiazdowe t.1 (2)
- Chandler Raymond Morderca w deszczu
- Addison Wesley Professional The Rails 4 Way (2014)
- Morris Desmond Zachowania intymne
- Praktyczny komentarz do Nowego (3)
- Andrzej.Sapkowski. .Wieza.jaskolki.[www.osiolek.com].1
- 1997 frem (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Myślałam, że się pogodzimy.– Zuzanna pochyliła głowę,szukając czegoś w torebce.– Źle mi było z tym, że nierozmawiamy ze sobą.– Z twojej winy – ton Małgorzaty był nadal ostry.– Zwierzyłamci się z tamtych spraw, a ty mnie oskarżyłaś.Zuzanna wyglądała, jakby walczyła o to, czy ma jeszcze razzacząć tłumaczyć wszystko od początku czy po prostu zamknąćtorbę, włożyć płaszcz i wyjść.Wreszcie nabrała powietrzai powiedziała tonem pełnym łagodnej perswazji:– Miałaś krew na dłoni.Ubrudziłaś się.Po prostupowiedziałam ci o tym.Źle zrozumiałaś, bo.to ty się obwiniasz.– To nie była moja wina – wycedziła.– Dobrze.– Zuzanna sięgnęła po płaszcz, który położyła nakorytarzowej ławce.– Nie twoja, nie ma problemu, nadal możemyze sobą nie rozmawiać.– Jeśli jeszcze raz.Oglądała się na boki, czy ktoś ich nie słyszy.Ale wszyscy,łącznie z Adamem opuścili salę.Dygotała ze złości.Nie naZuzannę, na siebie.Powierzyła jej swoją tajemnicę, zwierzyłaz wątpliwości, a ta, którą w końcu uważała za przyjaciółkę,wykorzystuje to przeciwko niej.– Czy to groźba? – W tonie Zuzanny był smutek.– Dlategozwolniłaś Malwinę? Bo powiedziała coś, co cię uraziło?– To dyrektor ją zwolnił.– Nie obrażaj mojej inteligencji.– Zuzanna zaczęła kierowaćsię w stronę wyjścia.– Ja idę do domu.Bo mam dom.– Co to ma znaczyć? – Pobiegła za nią, zatrzaskując za sobądrzwi i nie troszcząc się o to, kto zamknie je na klucz.– To, co słyszysz.– Zuzanna nie zwalniała i nie oglądała się zasiebie.W biegu wkładała prochowiec.– Nie powiedziałaśKrzysztofowi o swojej funkcji.Dlaczego?– To nie twoja sprawa! – wykrzyknęła, nie bacząc, że szkolnawoźna mogła je słyszeć.– Skąd wiesz? Szpiegujesz mnie?– To Krzysztof chciał ze mną rozmawiać.– Zuzanna stanęłagwałtownie.– Radzę ci dobrze, jako twoja była przyjaciółka –zabieraj się stąd i idź do domu, do męża i synów, o których zdajesię niewiele wiesz.– Jak śmiesz?! Jak.?!–.ściągnij z siebie ten szkarłat i zrób mężowi laskę, może tocię otrzeźwi!– Zuzanna! – krzyknęła Małgorzata.– Zuzanna, co to maznaczyć?!Ale ta jej nie słuchała.Biegiem pokonywała ostatni korytarzprowadzący do wyjścia.Małgorzata chciała wybiec za nią, aleprzypomniała sobie, że w swoim gabinecie ma płaszcz.Było zazimno, żeby zostawić go w pracy.– Zuzanna! – krzyknęła jeszcze raz.– Poczekaj na mnie! Musimyporozmawiać!Dawna przyjaciółka nie odwróciła nawet głowy.Małgorzataz westchnieniem wróciła do sali, w której odbyła się rada.Woźnazamiatała kurz z parkietu.Na widok swojej szefowejwymamrotała ciche: „Dzień dobry, pani dyrektor” i wróciła doswojej pracy.– Zamknie pani salę, tak? – zapytała.– Naturalnie, pani dyrektor.– Woźna miała spuchnięte nogii żylaki prześwitujące pod cielistymi rajstopami.– Kiedy tylkoskończę.– Do widzenia – wymamrotała i wróciła na dolny korytarz,gdzie były gabinety dyrektorskie.Weszła do siebie.Miała zamiarszybko wziąć prochowiec i wrócić do domu, gdzie w spokojumogłaby się zastanowić nad tym, co usłyszała od Zuzanny.Musiałatakże porozmawiać z Krzysztofem, to znaczy zastanowić się, czyz nim porozmawiać czy tylko wykrzyczeć, że jest zdrajcą, że zrobiłcoś tak nielojalnego za jej plecami.Chciała dokładnieprzeanalizować ewentualną rozmowę, zanim do niej dojdzie.Może nawet pojechałaby do niego, do tej cholernej pracy, przezktórą wszystko zaczęło się sypać.„Pewnie będzie zaskoczony –myślała – ale się ucieszy”.Kilka razy mówił, że nie przychodzi doniego, a ona protestowała, że praca to nie jest miejsce spotkańmęża i żony.Od tego jest przecież dom.Teraz jednak postanowiłapójść.Może wyciągnie go do kina, a potem porozmawiają.– Małgoniu.– głos Adama przebił się przez jej myśli.Musiałwejść do gabinetu za nią.Nie słyszała go.Odwróciła sięgwałtownie.Stał bardzo blisko.– Tak, słucham? – powiedziała.– Chciałem ci pogratulować.– Uśmiechnął się.– Fantastyczneprzedstawienie tematu.jesteś naprawdę niezwykła.Kompetentna,zrównoważona, piękna.– Dziękuję – powiedziała z wysiłkiem i cofnęła się o krok.– Czy coś się stało? – zapytał z troską, widząc, że prawiepłacze.– Za dużo napięcia – wyjaśniła.– Przecież to moi dawnikoledzy.– Chodzi o magister Zuzannę.? Powiedz tylko słowo.„Powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja” –zakołatało jej w myślach.– Nie, nie – zaprotestowała.– Jest bardzo dobrym pedagogiem.A po zwolnieniu Malwiny stosunki są bardzo napięte.– Chyba nikt cię nie łączy z tą sprawą? – zapytał.„Jaki onnaiwny” – pomyślała.– Ona jest w szpitalu, chciała.próbowała.więc to takinaturalny odruch.–Próbowałazrobićsobiekrzywdę?–zapytałz niedowierzaniem.Opanowała się nieco i sięgnęła po swój piękny fioletowypłaszcz z ciężkiego jedwabiu.Krzysztof jej go kupił w zeszłymroku.Byli na spacerze i zobaczyli ten płaszcz na wystawie.Widząc zachwyt w jej oczach, natychmiast wszedł i kupił go,mimo że nie należał do najtańszych.Odrzuciła wspomnienie.Oddawna nie chodzili razem po zakupy.– W pewnym sensie tak – odpowiedziała.– Jest alkoholiczką.– Nie miałem pojęcia.– Widać było, że ta informacja wywarłana nim wrażenie.– Nikt nie wiedział.– Wzruszyła ramionami.– Ale jak to z nimibywa.Posypała się, kiedy straciła grunt pod nogami.– Podszedłdo niej i łagodnym ruchem odebrał płaszcz.– Pozwól, że pomogę – powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]