Podobne
- Strona startowa
- Chmielewska Joanna Lesio (www.ksiazki4u.prv.pl)
- Chmielewska Joanna Lesio v1.1
- Joanna Chmielewska Lesio v1.1
- Joanna Chmielewska Lesio
- Brenner Mayer Alan Zaklecie katastrofy (SCAN dal 7 (2)
- Burroughs William S. Nagi Lunc
- Chmielewska Joanna Slepe szczescie
- NF 2005
- R 17 t (2)
- Card Orson Scott Dzieci Umyslu (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kurze wycieram, bo to siĹ rano nie zdćžy - powiedziaĺ Karolek dziwnie piskliwie.Uczyniĺ jaki× niezdecydowany ruch, potknćĺ siĹ i zleciaĺ ze schodów, przy czym spadĺy mu okulary.- Kurze wycieram.- zaczćĺ znów tym samym nienaturalnym dyszkantem i nagle poznaĺ przyjacióĺ.- A, to wy - powiedziaĺ normalnym gĺosem.- My×laĺem, že ludzie.Barbara zĺapaĺa oddech.- Na lito׏ boskć, komu do ĺba strzeliĺo, žeby× ty siĹ przebieraĺ za sprzćtaczkĹ?! - jĹknĹĺa.- íeby to Lesio, tobym siĹ nie dziwiĺ.- dodaĺ Janusz wcićž jeszcze oszoĺomiony.- Nie wiem - powiedziaĺ Karolek nerwowo, podnoszćc siĹ z ziemi.- Samo wyszĺo.Miaĺ juž najzupeĺniej dosyŹ wszystkiego.W nieco chaotycznych, acz krótkich sĺowach powiadomiĺ przyjacióĺ osytuacji i tak Janusz, jak i Barbara odzyskali przytomno׏ umysĺu.- ZamykaŹ - zdecydowaĺ Janusz.- PieczĹcie gdzie? - Mam w kieszeni.- To tym bardziej zamykaŹ.Lepiej, žeby tam na razie nikt nie wchodziĺ.Odbijemy od razu i podrzuci siĹ z powrotem.- Ja tam wiĹcej nie wchodzĹ! I w ogóle mam dosyŹ tej cićžy! Miaĺa byŹ Barbara!.- Dobrze, ja tam wejdĹ.Uspokój siĹ, rany boskie, nie rozbieraj siĹ teraz! Pryskajmy stćd!.W godzinĹ póŽniej nowa sprzćtaczka zakradĺa siĹ do ratusza i podrzuciĺa pieczĹcie z powrotem do szuflady.O pierwszej po póĺnocy syte wražeĄ tĺumy kĺadĺy siĹ na spoczynek, w pensjonacie z wodotryskiem osiem rćk kre×liĺo równocze×nie ze wszystkich stron na jednym stole, a naczelny inžynier dokonywaĺ nadludzkich wysiĺków, usiĺujćc nakĺoniŹ przewodniczćcego Rady Narodowej do powrotu do miejsca zamieszkania.Przewodniczćcy z chwalebnym uporem wykazywaĺ entuzjastycznć chĹŹ peĺnienia obowićzków sĺužbowych i dćžyĺ w stronĹ ratusza, naczelny inžynier za× cićgnćĺ go w stronĹ przeciwnć, nie majćc caĺkowitej pewno×ci, czy kradziež zostaĺa juž w peĺni dokonana.Okoĺo trzeciej nad ranem naczelny inžynier zwyciĹžyĺ.Až do nastĹpnego wieczoru przewodniczćcy Rady Narodowej bezskutecznie usiĺowaĺ pozbyŹ siĹ niezwykle ucićžliwego interesanta z Warszawy.Wywieziony samochodem poza obrĹb nie tylko miasta, ale nawet powiatu, w oszoĺomieniu wysĺuchiwaĺ zaskakujćcych i po wiĹkszej czĹ×ci sprzecznych ze sobć propozycji naczelnego inžyniera, spožywaĺ posiĺki w nie znanych sobie lokalach,badaĺ gĺĹboko׏ rowów przydrožnych i oglćdaĺ napotykane po drodze urzćdzenia sanitarne.Narastajćcy ból gĺowy przeszkadzaĺ mu zebraŹ my×li i zrozumieŹ, po co wĺa×ciwie to wszystko czyni.Wlokćcy go ze sobć facet wykazywaĺ siĹ ol×niewajćcć inwencjć i rzadko spotykanym niezdecydowaniem, które zmuszaĺo go do ustawicznych zmian kierunku jazdy, zawracania, bĺćdzenia, kluczenia i obracania siĹ w kóĺko.Przewodniczćcy Rady Narodowej przestaĺ w koĄcu cokolwiek pojmowaŹ, przestaĺ sĺuchaŹ, zaniechaĺ nawet protestów i w ponurym milczeniu marzyĺ tylko o tym, žeby wreszcie powróciŹ do wĺasnego domu, poĺožyŹ siĹ w cichym i spokojnym miejscu, dostaŹ zimny okĺad na udrĹczonć gĺowĹ i przymknćŹ oczy.Naczelny inżynier wykonał powierzone mu zadanie precyzyjnie i bezbłędnie.O drugiej w nocy cały zespół otarł pot z czoła i triumfującym wzrokiem wpatrzył się w odtworzoną matrycę.Triumf był nieco przyćmiony drobnym i mało znaczącym zaniedbaniem.- Brałeś te pieczęcie, jak chciałeś - powiedział z wyrzutem Janusz do Karolka.- Nie mogłeś spojrzeć, czy jaka nie została? - Spojrzeć mogłem, ale nic nie było widać - odparł Karolek niepewnie.- Wszystko mi przeszkadzało, a te okulary są do niczego.- W ogóle nie wiadomo, czy ta pieczęć tam jest - powiedziała niechętnie Barbara.- Pewno ją mają w straży pożarnej.- Do straży pożarnej nie będziemy się włamywać, ale teraz trzeba będzie sprawdzić.Jak jest, to się rąbnie, odbije, a jutro podrzucimy przy byle okazji.Na starannie wykreślonej matrycy brakowało małej, trochęniewyraźnej pieczątki inspektora ochrony przeciwpożarowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]