Podobne
- Strona startowa
- Eating Disorders Mario Maj, KathrineJuan Jose Lopez Ibor, Norman Sartorius
- Guarino Mario Bank Boga i bankierzy papieza
- Llosa Mario Vargas Pantaleon i wizytantki
- Vargas Llosa Mario Pochwala macochy
- Brzezinska Anna, WiÂśniewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garÂść złota
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Anne McCaffrey & Mercedes Lacke Statek ktory poszukiwal
- Herbert Frank Bog Imperator Diuny
- Księga tysiąca i jednej nocy
- Glen Cook Sny o Stali
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczy poruszały mu się z lewa na prawo, czasem szybko, czasem powoli; chwilami cofał się, jakby nie do końca rozumiał albo jakby nie mógł zgodzić się z tym, iż to, co przed chwilą przeczytał, rzeczywiście zostało tam napisane.Ani razu w trakcie powolnego, trwającego bez końca czytania, don Rigoberto nie oderwał wzroku od zeszytu, aby spojrzeć na malca, który, niewątpliwie, wciąż siedział w tym samym miejscu, śledząc każdą jego reakcję, czekając, aż ojciec skończy lekturę i powie, i zrobi to, co powiedzieć i zrobić powinien.A co powinien powiedzieć? Co powinien zrobić? Don Rigoberto poczuł, że ma ręce zlane potem.Kilka kropelek potu stoczyło się z jego czoła na zeszyt rozpuszczając atrament i rozlewając się w bezkształtne plamy.Przełykając ślinę zdołał pomyśleć: „Kochanie nieziszczalnego ma swoją cenę, którą wcześniej czy później trzeba zapłacić”.Dokonał najwyższego wysiłku i zamknął zeszyt; potem popatrzył.Tak, Fonsito siedział tu i przyglądał mu się, zwracając ku niemu swą piękną twarzyczkę anioła.„Tak pewnie wyglądał Lucyfer”, pomyślał, unosząc do ust pustą szklankę, żeby jeszcze raz się napić.Dzwonienie szkła o zęby uświadomiło mu, jak bardzo drży mu ręka.- Alfonso, co to wszystko znaczy? - wybełkotał.Bolały go zęby, język, szczęka.Nie poznawał własnego głosu.- A co takiego, tatusiu?Patrzył nań, jakby nie rozumiał, co się z nim dzieje.- Co znaczą te wszystkie.fantazje - wyjąkał z głębi przerażającego zamętu torturującego jego duszę.- Syneczku, czyś ty oszalał? Jak mogłeś zmyślić takie brudne nieprzyzwoitości?Zamilkł, bo nie wiedział, co jeszcze powiedzieć, ponadto czuł się zły na siebie i zaskoczony tym, co powiedział.Twarzyczka chłopca posmutniała i przygasła.Patrzył na ojca nic nie rozumiejąc, z odrobiną bólu, trochę zmieszany, ale bez cienia strachu.Wreszcie, po paru chwilach, don Rigoberto usłyszał to, czego w samym środku zlodowaciałego przerażeniem serca właśnie odeń oczekiwał:- Ja niczego, tatusiu, nie zmyśliłem.Wszystko, co napisałem, to najprawdziwsza prawda, tak było naprawdę.I jednocześnie, w tej samej sekundzie, w chwili, która, jak sobie wyobraził, musiała zostać z góry ustalona fatalnym zrządzeniem losu lub bogów, don Rigoberto usłyszał, jak otwierają się drzwi wejściowe, i do jego uszu dotarł śpiewny głos Lukrecji witającej się z majordomusem.Ledwie zdołał pomyśleć, że bogaty i oryginalny nocny świat snów i swobodnych pragnień, wzniesiony przezeń z takim uporem, właśnie prysnął jak bańka mydlana.I nagle jego sponiewierana wyobraźnia rozpaczliwie zapragnęła metamorfozy: oto jest istotą samotną, czystą, pozbawioną jakichkolwiek pragnień, wolną od wszystkich demonów ciała i seksu.Tak, tak, to właśnie on.Anachoreta, asceta, mnich, anioł, archanioł, który dmie w trąbę niebiańską i spływa w ogród, by zanieść dobrą nowinę pannom świętym.- Witam, witam, obu moich kawalerów - zaświergotała w progu gabinetu dońa Lukrecja.Śnieżnobiała dłoń posłała ojcu i synowi kilka ulotnych pocałunków.14Różowy młodzieniecUpał południa zmorzył mnie i nie spostrzegłam jego przybycia.Ale otworzyłam oczy i już tu był, u moich stóp, pośród różanego światła.Był tam, zaprawdę? Tak, nie przyśnił mi się.Widocznie przedostał się tylną, nie domkniętą przez mych rodziców furtą albo przeskoczył mur ogrodowy, mur, który lada jaki młodzieniec pokonuje bez zbytniego trudu.Któż to był? Nie wiem, ale, tego jestem pewna, przebywał tu, w tejże sieni, klęcząc u moich stóp.Widziałam go i słyszałam.Przed chwilą odszedł.A może powinnam rzec raczej, że się rozpłynął? Tak: klęcząc u moich stóp.Nie wiem, dlaczego ukląkł, ale nie było jego zamiarem dworowanie sobie ze mnie.Od samego początku odnosił się do mnie z takim poważaniem i słodyczą i okazał tyle szacunku i pokory, że trwoga, która z początku mnie ogarnęła na widok kogoś obcego, tak blisko mnie, rozwiała się niczym mgła w promieniach słońca.Jak to możliwe, że nie czułam bojaźni przebywając sam na sam z nieznajomym? Z kimś, kto ponadto wtargnął, nie wiadomo jak, do mojego ogrodu? Nie pojmuję.Ale przez cały czas swego tutaj pobytu, kiedy młodzieniec zwracał się do mnie z szacunkiem należnym czcigodnym niewiastom, a nie mnie, skromnej dziewczynie, czułam się znacznie bardziej bezpieczna niż przy rodzicach czy w sobotę w Świątyni.Jakiż on był urodziwy! Nie godzi mi się mówić tego, ale prawdą jest, iż nigdy przedtem nie widziałam istoty tak pełnej harmonii i łagodnej, o tak doskonałych kształtach i tak miłym głosie.Ledwie mogłam mu się przyjrzeć; za każdym razem, gdy moje oczy spoczywały na jego gładkich policzkach, na czystym czole lub długich rzęsach jego ogromnych, pełnych dobroci i mądrości oczu, na mej twarzy czułam ciepło brzasku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]