Podobne
- Strona startowa
- Sztuka wyznaczania i osiagania Marcin Kijak full
- Gamedec. Obrazki z Imperium. Cz 2 Marcin Sergiusz Przybylek
- Gamedec. Obrazki z Imperium. Cz 1 Marcin Sergiusz Przybylek
- Asimov Isaac Agent Fundacji (2)
- Conrad J. Tajny agent
- Wolski Marcin Krowy tluste.Krowy chude
- Wolski Marcin Noc bezprawia oraz inne szalone
- PoematBogaCzlowieka k.6z7
- Jacq Christian Sprawiedliwosc Wezyra (SCAN dal
- Sams' Teach Yourself Linux In 24 Hours
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze słów wymawianych w okropnym dialekcie zrozumiałe były dwa: “przyjaciel" i “święta Żandarmeria".Parter budynku musiał mieć ciekawą przeszłość.Przeznaczony na kawiarnię lub wytworny magazyn, obecnie, za pomocą przegródek z dykty i dodatkowych podłóg, obrócony został na kilkanaście mieszkań.Klitkę, w której się znalazł Fawson, zamieszkiwał czarnoskóry grubas z żoną, która prawie natychmiast gdzieś wybiegła.Gospodarz udostępnił mu kubeł z wodą, miskę i jakiś stary miejscowy kombinezon.Gestami dawał do zrozumienia, że znajdzie się też coś do zjedzenia.Meff podziękował pantomimicznie, usiłując przekonać tubylca, że lepiej będzie, jeśli się pożegnają.Murzyn tą samą metodą odpowiadał, byłby to dla niego dyshonor.Zaczął też, wykonując opływowe ruchy w powietrzu, informować o bardzo interesującej córce, która powinna zaraz nadejść.- Alejo, Alejo! - zabrzmiał naraz kobiecy głos z zewnątrz.Gospodarz momentalnie padł plackiem na ziemię.W sekundę później ze wszystkich stron zagrały serie z automatów.Kule pruły powietrze, rzecz jasna nie szkodząc piekielnemu charge d'affaires.Leżący na płask Alejo myślał tylko o jednym, czy ekwiwalent, który otrzyma za spełnienie obywatelskiego obowiązku wystarczy, po wyrównaniu szkód w mieszkaniu, na zakup budzika, obiecanego żonie na Dzień Kobiet?Strzały umilkły.Przez drzwi z trzech stron wpadło kilku żandarmów w sutannomundurach i widząc Meffa całym i zdrowym, otwarło usta z podziwu.Fawson zadziwił ich jeszcze bardziej, kiedy wydobył swój spray i nacisnął tulejkę.Tym razem nie rozszedł się wonny zapach fiołków.Bluznęło ogniem.Nieludzkie wycie wydarło się z gardeł funkcjonariuszy.Płomienie objęły równocześnie całe ich ciała, mundury i trzewia, nie tykając jednak ani koślawych mebli, ani ścian, ani nawet jakiegoś zaciekawionego dzieciaka, który wepchnął się za interwentami.Meff bezzwłocznie zanurkował w sklejkę, roztrącił dwóch czających się za ścianą żandarmów, jeszcze raz psiknął ogniem i wpadł w labirynt podwórek.Pogoń rychło została z tyłu.Jeszcze dwa zaułki, uliczka i poczuł się bezpiecznie.W miejscowym kostiumie, z nienachalną urodą południowca nie różnił się specjalnie od tubylców.Szedł przez miasto, trochę spłoszone, trochę zalęknione.Ulicami przelatywały lotne patrole.Ludzie odwracali głowy i milczeli.Może zresztą nie mieli nic do powiedzenia.Wszędzie wisiały plakaty z Bandollerem na tle Pierzastego Węża ze świętym Krzysztofem na ręku oraz inne, całkowicie niezrozumiałe.Szczególnie często spotykało się afisze pełne kwiatów i palemek, na których widać było dziesiątki tubylczych twarzy.Może byli to przodownicy pracy, może jacyś przedstawiciele lokalnych władz?Trzeba przyznać, że Meff nabrał pewności siebie.Coraz bardziej zżywał się z diabelskim emploi, które jakoś przestało budzić w nim niedowierzanie i grozę.Świadomość, że on, do niedawna szary zjadacz pszennego pieczywa, jest sprawniejszy niż uzbrojeni po zęby żandarmi, silniejszy niż lokalni despoci, nie mówiąc o absolutnej przepaści dzielącej go od zwykłych ludzi, napawała go iście szatańską pychą.Cóż za cudowne uczucie, nie odczuwać strachu! Chociaż.- jeśli ci durnie połapią się, z kim mają do czynienia, jeśli znajdą egzorcystę lub księdza patriotę? Przyspieszył kroku, i naraz znalazł się na zaskakująco obszernym placu, który szczelnie wypełniała długa skręcona kolejka.Obywatele w odświętnych strojach z beżowej bawełny, nierzadko upranych, stali cierpliwie, przesuwając się wolno jak paciorki różańca.Koniec ogonka ginął gdzieś w pajęczynie uliczek, a początek w wąskiej, nisko sklepionej bramie.Jakiż atrakcyjny towar mógł zgromadzić tyle narodu?Spróbował podejść.- Talon ma? - warknął jeden z żylastych strażników, który z automatem utrzymywał ład przy dziwacznym ogonku.Meff cofnął się i zamierzał odejść, kiedy oczy jego przykuł plakat rozwieszony obok wejścia.A niech to! Z malunku wyzierało wykrzywione wściekłością lico potwora.Niesamowite! Monstrualna kolejka wiodła do Wilkołaka!!!Poszukał wzrokiem końca szeregu.Stanie w trybie zwykłym zapowiadało się na parę tygodni.Większość kolej - kowiczów była zresztą wyposażona w krzesełka, śpiwory, małe namioty.Wielu grało w karty, ktoś rzeźbił w glinie, na niektórych odcinkach odbywały się bankiety przed - i za - stojących.Jeszcze dalej ksiądz kolejkowicz dawał ślub dwojgu młodym.Sto metrów w tyle kwilił świeżo urodzony osesek, co pewien czas nadjeżdżał karawan, a znacznie częściej wóz asenizacyjny.Jak się później udało Fawsonowi dowiedzieć, wyróżniającym się obywatelom udzielono bezpłatnych “urlopów kolejkowych" w wymiarze od trzech tygodni.Przeważnie wystarczało.Jak jednak miał dostać się do pawilonu? Nawet ignorując strażników.Całość vivarium obita była aluminiowymi blachami, a neoszatan miał spore wątpliwości, czy na pewno potrafi przenikać przez aluminium.Z kolei wdarcie się przemocą mogło doprowadzić do dobrowolnego wpadnięcia w zasadzkę.Nie, nie.Trzeba poszukać innej metody!Dziesiąte miejsce w kolejce zajmowała zażywna jejmość z pieskiem (ludzie skazani na wielodniowe wystawanie zabierali ze sobą inwentarz żywy, co, choć nie zalecane, nie było też zabronione).Foksterier warczał i rwał się w stronę skwerku z trawką, ale jejmość nie opuszczała swej pozycji, widać nie dowierzała sąsiadom.Puściła natomiast smycz.Piesek wpadł między rachityczne krzewy, a już po chwili, zwabiony przez Fawsona, zniknął za załomem muru.Meff uwiązał zwierzątko do betonowego pachołka, a sam, wpatrzony w pierwowzór, począł się koncentrować, przypominając sobie kabalistyczne zaklęcia, które ktoś w charakterze notatek wypisywał na marginesach suplementu Who is who? Najpierw omyłkowo zmienił pieska w kamień i musiał odwoływać całą reakcję.Wreszcie przy kolejnej próbie poczuł, jak ciało don Diavola kurczy się, transformuje.W głowie mu huczało, rozlegała się symfonia dzwoneczków, a w mięśnie wbijało tysiące igieł.Potem ból ustąpił i Meff poczuł się dobrze, choć czworonożnie.Merdnął przyjaźnie do przywiązanego foksterierka i pobiegł na plac.- Gdzie byłaś, Juanito! - krzyknęła pani, a widząc brak obróżki i smyczy wymierzyła mocnego klapsa.- Wszystko gubisz, łachudro, a byłaś kiedyś taką porządną suczką.Fawson miał ochotę zawarczeć i wbić zęby w tłustą łydkę, ale dla dobra sprawy pohamował gniew.Od wejścia dzieliły ich tylko trzy osoby.Tymczasem pojawiła się nowa komplikacja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]