Podobne
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- Mastering Delphi 6
- Mastering Delphi 6 (2)
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Harpie
- Z pamietnikow mlodej mezatki Zapolska
- Lackey Mercedes Obietnica Magii (2)
- Professional Feature Writing Bruce Garrison (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To jest inwazja.Wierz mi, żałuję tego detektywa bardziej niż ktokolwiek inny.Był pierwszym policjantem, z którym zdarzyło mi się być po imieniu.W czasie wojny jednak zdarza się, że ludzie cierpią i giną.Nie możesz wygrać, jeśli nie pogodzisz się z tym i nie zaryzykujesz.Przez chwilę Springer zachowywała kamienny wyraz twarzy, potem uśmiechnęła się.- Dobrze mówisz, Kasyxie.Zrozumiałeś wagę tego, do czego dąży Yaomauitl.Zacząłeś przejawiać inicjatywę i chociaż twój atak na diablęta pogrzebane pod piaskiem był nieprzemyślany i fatalnie przygotowany, miałeś dość szczęścia, by się udał.Zniszczyłeś je.I niezależnie od tego, czy zawdzięczasz to trafowi, czy nie, nie można przecież robić ci zarzutów z sukcesu.- Czy zamierzasz skierować nas dzisiaj do jakiegoś konkretnego snu? - spytała Samena.Springer pokręciła głową.- Musicie wyruszyć samodzielnie, wybierając stosowne sny.Nie można was jeszcze uważać za w pełni wyćwiczonych Wojowników Nocy, lecz to już potraficie.Moje zadanie jest niemal skończone.- Opuszczasz nas? - zdumiała się Samena.Nieoczekiwana perspektywa zostania bez Springer napełniła ją obawą, zupełnie jak pierwsza przejażdżka samochodem bez instruktora.Cały dzień spędziła w otchłani jako zakładniczka niedorostka Yaomauitla i obecnie lękała się nieco powrotu do czyjegoś snu.Nie miała jeszcze okazji wyjaśnić pozostałym tego strachu, jaki nią wtedy owładnął.Śmiertelnej rozpaczy narastającej w miarę upływu godzin spędzanych samotnie w tym pokoju o ścianach równie nieuchwytnych jak mgła i równie trudnych do przeniknięcia jak hartowana stal.Nie rozlegał się w nim żaden dźwięk, nie poruszała go najlżejsza nawet wibracja.Nikt jej nie odwiedzał.Nic nie zdawało się przeczyć przekonaniu, że przyjdzie jej tam zostać na całą wieczność.Springer wyciągnęła z rękawa duży składany wachlarz i zaczęła chłodzić nim swą twarz.- Nie jestem tak dokładnie tym, za co wy mnie bierzecie, nie bardziej w każdym razie niż Ashapola jest dokładnie tym, za kogo go uważacie.Jesteśmy równocześnie potężniejsi i mniej znaczący, niż sądzicie, nasza wielkość wyrasta z naszej małości.Kasyx, oswojony z filozoficznymi paradoksami, przeszedł nad tą zagadką do porządku dziennego.- Rozumiem - powiedział.- Ashapola jest Bogiem Ludzkich Możliwości, a ty jesteś jego wysłannikiem.- Mądry z ciebie Strażnik Mocy, Kasyxie - stwierdziła Springer.- Kiedyś w przyszłości twoje imię może będzie wymieniane z czcią i podziwem.Kasyx zwrócił się do Tebulota, Sameny i Xaxxy.- Jeszcze jednego się nauczyłem - rzekł do Springer.- Nauczyłem się, że żaden Strażnik Mocy nie może być potężniejszy i silniejszy niż Wojownicy, którym ma służyć.Jesteśmy jednością.Jesteśmy Wojownikami Nocy.Springer ujęła rękę Kasyxa i skłoniła głowę.- Życzę ci powodzenia w twej walce z Yaomauitlem.Będę nad wami czuwać.Połączywszy swe dłonie Wojownicy Nocy wznieśli się przez dach domu prosto w bezksiężycową noc.Wzlecieli wysoko, penetrując rozjarzony światłami krajobraz w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku Yaomauitla.Posługiwali się wzrokiem, słuchem i wszystkimi wyostrzonymi zmysłami.Popłynęli na północ wzdłuż jaśniejszej linii wybrzeża - cztery ciemne cienie na czarnym niebie.Wyczuwali pod sobą sny i zmory tysięcy uśpionych ludzi.Te sny zebrane w gromadę tworzyły pałace o niewidzialnych ścianach, między którymi dochodziło do najdziwniejszych zdarzeń, gdzie jaśniał dzień lub panowała noc, strach lub szczęście, namiętność lub cierpienie.Chmury pędziły po nierealnych niebiosach, kłębiły się mechanizmy, pola zbóż falowały jak pożar.Rozlegały się głosy, łkania i tak wiele muzyki, że można by sądzić, że właśnie stroi się jakaś niewidoczna orkiestra wiolonczel, fletów i boleśnie brzmiących skrzypiec.Krzyki.Śmiech.Mamrotania i płacze.W snach, tak zwykłych jak i upiornych, wszystko było możliwe.Martwi mogli powrócić takimi, jakimi byli za życia.Nienarodzeni mogli otworzyć oczy, by spojrzeć na swe niedoszłe matki.Obcy sobie ludzie mogli zapałać do siebie wspaniałą, szczęśliwą miłością.Najbiedniejsi mogli wygrać fortunę, bogaci dojść do ruiny i poniżenia.Ponad tymi snami przemieszczali się Wojownicy Nocy, zostawiając za sobą coraz to nowe cienie.Każdy, kto wyczuwał ich w swoim śnie, marszczył brwi, rano zaś pamiętał, że w nocy zdarzyło mu się coś niezwykłego.To Samena pierwsza wyczuła obecność Yaomauitla.Dotarli niemal nad Beverly Hills i mieli już zawrócić na południe, nad Glendale i Pasadenę, gdy Samena uniosła nagle głowę i wzniosła ręce.- Jest tu - powiedziała.- Wyczuwam go.Bardzo blisko.Wojownicy Nocy zwolnili lot.Samena zamknęła oczy i z wolna, kierując się raczej emocjami niż wzrokiem, skierowała się na zachód.Pozostała trójka trzymała się w pobliżu, przepatrując mrok w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów pułapki.Widzieli już, jak nieobliczalne było potomstwo Yaomauitla.On sam, Śmiertelny Wróg, w pełni przecież dorosły i posiadający stulecia doświadczenia, tym bardziej napełniał ich lękiem.- W lewo.w lewo.mruknęła Samena.Zlecieli spiralą ponad wielki, bladozielony, pokryty stiukiem dom przy Lago Vista Drive w Coldwater Canyon.Na tyłach wśród orchidei znajdował się nieregularny basen pływacki, przed domem zaś parkował bentley eight.Okna jarzyły się światłami.Wojownicy Nocy słyszeli muzykę i śmiechy.- Jesteś pewna, że to tutaj?.spytał Kasyx.– Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek mógł usnąć w tym hałasie.- Idźcie za mną - powiedziała cicho Samena i poprowadziła ich przez zielony dach, pusty strych, przez sufit, aż do dziecięcego pokoju.Była to piękna sypialnia z zasłonami w roślinne wzory i błękitnym dywanem na całą podłogę.Pośrodku stało spore mosiężne łóżko, którego nakrycie dopasowane było kolorem do zasłon.Spał na nim może ośmioletni chłopiec.Miał jasne włosy, opalona skórę, delikatne rysy, szczupłe kostki i nadgarstki.Ubrany był w bladobłękitną piżamę z marszczonymi spodniami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]