Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Robert Jordan Rog Valere
- Dukaj Jacek Czarne oceany
- Bezpieczenstwo Unixa w Internecie
- Chmielewska Joanna Krowa Niebianska (www.ksiazki4u
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeklinałam jąz całej duszy.Skręciłam za rogiem i pędziłam do drzwi,dobierając w myśli obelgi, którymi chciałam obrzucićnauczycielkę.W klasie był tylko Jude.Leżał na podłodze,zakurzony i przygnieciony ciężką drewnianą belką,której odłamki wbiły mu się w ciało.Był zalany krwiąi krwawa strużka sączyła mu się z kącika ust.Wyglądałtrochę jak Joker z Batmana.Zamrugałam.To już nie było ciało Jude a.Na podłodze leżał trupdrania, który skatował Mabel.Bok jego głowy był jednąkrwawą miazgą; nogi miał rozrzucone pod dziwnymkątem, jak zepsuty pajac.Na wykładzinie wokół jegogłowy rozlewała się krwawa kałuża, a na ranieucztowały muchy.Zamrugałam, nie wiadomo który już raz.Jude znikł.Zastąpiła go pani Morales.Leżała napodłodze, a jej twarz była bardziej fioletowa niżbladosina.To się trzymało kupy, jeśli wziąć pod uwagęwykłady o kolorach, które mieliśmy w drugiej klasie.Czerwony plus niebieski dawał fioletowy, a Moraleszawsze była lekko czerwona na twarzy.Jak Bogakocham, wyglądała teraz jak jeżynowa postać z filmuWilly Wonka i fabryka czekolady.Przekrzywiłam głowę,wpatrując się w trupa z koszmarnym wytrzeszczem,rozciągniętego na wykładzinie, pewna, że zniknie jakinne, jeśli odwrócę wzrok.I tak też zrobiłam.Kiedy spojrzałam ponownie, trup nie zniknął.42Następne kilka sekund zdawało się trwać godzinami.Kiedy zadzwonił drugi dzwonek, odsunęła mnie na bokjasnowłosa dziewczyna, Vera.Tuż za nią szła szkolnapani pedagog.Vera płakała.Hm. Dusiła się, kiedy tu przyszłam, i nie wiedziałam, comam robić! łkała Vera.Usmarkała się od płaczu i glut spłynął jej na usta.Niesmaczne. Niech wszyscy się cofną! krzyknęła pani Barkando przerażonych uczniów tłoczących się w drzwiach.Usłyszałam wycie syreny i po chwili roztrącili nasbiegnący policjanci i ratownicy medyczni.Ludziepłakali, a ich histeria tylko zwiększała moją irytację,więc wycofałam się sprzed klasy i pospieszyłam doschodów.Zbiegałam po dwa stopnie, aż znalazłam się nadole.Nie jadłam nic na przerwie obiadowej.Byłamstrasznie głodna i kręciło mi się w głowie, takżez niewyspania.Jak to się mogło stać?Nie pamiętałam, czy brałam rano proszek.Wyszłam z budynku na zielony trawnik.Słońceoślepiło mnie i miałam ochotę dać mu po gębie.Myślbyła tak absurdalna, że zachciało mi się śmiać.Zaczęłamchichotać i za moment zarykiwałam się tak, że łzy ciekłymi po twarzy, spływając na szyję.Z trudem chwytałampowietrze.Rzuciłam się na trawę pod drzewemw dalekim końcu kampusu i tarzałam się ze śmiechu,trzymając się za obolałe żebra.Nagle jakaś ręka chwyciła mnie za ramię, zmuszając,żebym usiadła.Uniosłam głowę. Mara Dyer, prawda? zapytał detektyw Gadson.W jego głosie brzmiało zdziwienie, ale w spojrzeniu niebyło życzliwości.Załzawione oczy nie pozwalały mi widzieć wyraznie,ale dostrzegłam jakiś ruch za jego plecami.W poluwidzenia pojawił się Noah.Kiedy zobaczył, z kimrozmawiam, zatrzymał się.Wpatrzyłam się w swojestopy. Jak tam pies? zapytał policjant.Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by niepokazać, że jestem w szoku.Przechyliłam głowę i włosyopadły mi na twarz jak zasłona.Tak było lepiej. Jaki pies? Zabawne powiedział. To ty parę tygodni temudzwoniłaś w jego sprawie do straży dla zwierząt,prawda? Kiedy z tobą rozmawiałem, był tam jeszcze,a potem zniknął. Rzeczywiście zabawne przyznałam, choć nie byłomi do śmiechu.Wcale. Czy pani Morales była twoją nauczycielką? zapytał nagle.Czas przeszły? A zatem nie żyła.To przynajmniej niebyło halucynacją.Nieprawdopodobne, a jednak realne.Skinęłam głową. To muszą być dla ciebie trudne chwile.Omal się nie roześmiałam.Och, gdyby wiedział!A może wiedział?Trzeba przyznać, że paranoja potrafi być zabawna.Co mógł wiedzieć jakiś detektyw? %7łe życzyłam komuśśmierci i ten ktoś umarł? Szaleństwo.%7łe chciałam, abyokrutny właściciel psa został ukarany, i tak się stało?Zmieszne.Nie wystarczy samo życzenie, żeby sięspełniło.Myśli nie muszą się realizowaćw rzeczywistości. Tak, bardzo trudne powiedziałam i znówkiwnęłam głową, zakrywając włosami swój uśmiechszaleńca. Przykro mi z powodu tej straty powiedziałGadsen.Plecy drgały mi od hamowanego śmiechu. Niewiesz, czy pani Morales była na coś uczulona?Pokręciłam głową. Czy kiedykolwiek widziałaś ją z inhalatorem?Kręcąc głową, podniosłam się chwiejnie z ziemi.Mimo słabego kontaktu z rzeczywistością wyczułam, żeprzesłuchanie jest skończone. Przepraszam, muszę już iść powiedziałam. Rozumiem.Jeszcze raz przyjmij moje wyrazywspółczucia z powodu tej tragedii.Odeszłam.Od detektywa i od Noaha.Ale Noah mnie dogonił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]