Podobne
- Strona startowa
- Novell Netware 5 Advanced Admin Instructor guide
- Guarino Mario Bank Boga i bankierzy papieza
- Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (2)
- ELLIOT, B. (2002). Fiber Optic Cabling (2nd ed.)
- Eddings Dav
- Maurice Druon Krol z zelaza krolowie przeklec (2)
- Dav
- Montgomery Lucy Maud Ania z Avonlea
- Sw. Faustyna Kowalska DZIENNICZEK DUCHOWY(1)
- LINUXADM (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- commandos.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chcąc jejprzeszkadzać, uklęknąłem przy łóżku i ręce złożywszy, także modliłem się myślą.Zród tej ciszy drugie dziecię zakwiliło w kolebce.Przerażony tym płaczem zerwałem się zkolan i pobiegłem ku niemu.Zosia tylko krzyknęła głośno i podniosła się od poduszek, ale wosłabieniu na powrót upadła.Widząc to, zatrzymałem się na pół drogi, a nie wiedziałem,gdzie biegnąć.Ale wtem dziecię zapłakało głośniej, przybiegłem do niego, wziąłem je naręce; płacz trwał jeszcze ze dwa pacierze, a po nich drugiego trupka trzymałem na rękach.Kiedy ucichł płacz dziecka, Zosia znów się zerwała, znowu krzyknąła, i to tak mocno iprzerazliwie, żem aż ja zdrętwiał od tego krzyku; alem się już nie oglądał na łóżko, tylkowybiegł czym prędzej i brata złożyłem przy bracie, i znowu zapaliłem dwie świece.229wirydarz (łac.) ogród225Kiedym powrócił, jużem w Zosinym pokoju zastał kilkoro ludzi.Wszyscy płakali ipogłądali na mnie z litością i żalem.Włoch siedział na łóżku i trzymał Zosię za rękę.Ale onajuż była w konwulsjach.Twarz jej się przeciągnęła, łzy zastygły na licach, usta zsiniały idrganiem wtórowały drganiom całego ciała.Z przerazliwym rykiem i obłąkanymi oczymarzuciłem się znowu na kolana przed łożem i jęcząc potem, zdrętwiałymi rękami obimałem tękibić niegdy tak smukłą, a dzisiaj wiotką jak powismo lnu lub konopi.Byłbym duszę mojąwyzionął, aby jej zdrowie powrócić.Ale już było po czasie.Drgania ciała i ust coraz słabły,oczy coraz więcej mgłą zachodziły, oddech się zatrzymywał, ustawał, aż nareszcie ustałzupełnie.I tak trzecie ciało zakrzepło na moich rękach.Co się dalej działo, tego nie umiem powiedzić.Pomnę tylko, że w onej wielkiej sali, któratyle zawierała naszych familijnych pamiątek, stał wyściełany wysoki katafalk, czarnymsuknem okryty, na którym leżała trumna, a w tej trumnie taż sama Zosia w niebieskiej sukni,z zamkniętymi na wieki oczyma, z rękami na krzyż złożonymi na piersiach i z obrazkiemMatki Najświętszej w rękach.Twarz jej była tak piękna, jak zawsze, po śmierci i rumieńcewystąpiły na powrót, i usta dawną odzyskały różowość, i cała postać była tak piękną, jakniegdy: tylko co było w niej najpiękniejszego: dusza ta uleciała do Boga.Po obydwóchstronach katafalku na stopniach stały dwie trumny z obydwoma aniołkami moimi, którenawet bez chrztu świętego powróciły do swego raju na łono Boga, z którego zstąpiły naziemię.Na ostatnim stopniu katafalka wybladły, wynędzniały, z oczyma obłąkanymi, zwłosami rozczochranymi, z twarzą wykrzywioną od bólu, nie cień, nie straszydło, ale upiórczłowieka, siedziałem ja i widziałem przed sobą ów sen, niegdy mi opowiadany przezZosię, który dał jej widzieć kwitnącą różę umarłą w trumnie, u jej stopni dwa gozdzikibraciszki i powój zeschnięty, wijący się koło katafalku.Tak siedzącego zastał mnie pan Grabowski, wdzięczny mój sąsiad z Myczkowiec, iwidząc, co się dzieje, prawie gwałtem zabrał mnie do siebie.U niego to, ciężką umęczonychorobą, przemęczyłem się przez owe kilka tygodni, które były najboleśniejszymi z całegożycia mego.Wzmógłszy się cokolwiek na ciele, powróciłem do Bóbrki.O, jakże mi tam pusto byłonatenczas! Jakież to były dnie moje, jakie noce!Zrazu mnie poczęli nawiedzać sąsiedzi, myśląc, że mnie.potrafią rozerwać i gawędamiswoimi moje smutki ukoić; i ja przyjmowałem ich zrazu, i męczyłem się jeszcze i ichprzyjmowaniem i traktamentem, i rozmową z nimi ale wkrótce na bok odłożyłem wzglądwszelki i zamknąwszy się szczelnie, nie przyjmowałem nikogo.I trawiłem dnie całe namodlitwach samotnych, odmawianych na grobach mego ojca, mych niemowląt i Zosi iwkrótce potem na bóbreckim cmentarzu, naprzeciwko owego nagrobka, przy którym stałanioł kamienny ze złamanym kordem w jednej, a przygaszoną pochodnią w drugiej ręce,stanął drugi nagrobek, przy którym także z białego wykuta kamienia stanęła młoda, pięknaniewiasta, z dwiema łzami na oczach i dwojgiem niemowlątek na rękach.I długo, długo to miejsce było najulubieńszym przybytkiem moim.Tam przesiadywałemwszystkie dnie letnie i wszystkie wieczory, tam, zawiniony w szubę, przeklęczałem wszystkieranki zimowe.I Bóg mnie za to pocieszył do tyła, żem się przyzwyczaił do megonieszczęścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]