Podobne
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- (25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 1
- (37) Sebastian Miernicki Pan Samochodzik i ... Wilhelm Gustloff
- (57) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Złoty Bafomet
- (29) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Kaukaski Wilk
- Scott S. Ellis Madame Vieux CarrĂŠ, The French Quarter in the Twentieth Century (2009)
- Grisham John Malowany Dom (2)
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie
- Jacq Christian Zamordowana Piramida
- c5 9aw. Jan Od Krzy c5 bca Dzie c5 82a
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On chce się od nas oderwać i zatrzeć swój ślad.Z ciemności nocnej wyłonił się przed nami wysoki, czarny masyw wyspy.Wyglądała groźnie i tajemniczo.Tym bardziej groźnie, że wiedzieliśmy: z jej brzegów w tej chwili obserwuje nas bandyta.- Czy wyspa jest bezludna? - spytała Karen.- Tak.Niekiedy tylko obozują tutaj w namiotach grupki turystów odbywających spływy kajakowe.Teraz, gdy znaleźliśmy się w pobliżu wyspy, zapaliłem reflektor i ostrym światłem omiotłem wybrzeże.U podnóża urwistego brzegu tkwiła motorówka.Była pusta.Ten, który nią jeszcze przed chwilą kierował, przepadł w nadbrzeżnych zaroślach.Ostrożnie podpłynęliśmy do motorówki, a wtedy zatrzymałem wehikuł i przeskoczyłem na nią, zabierając z sobą jeden z kluczy samochodowych.- Co pan chce zrobić? - spytała Karen.- Chyba nie zamierza pan rozebrać silnika w motorówce?- Wykręcę i zabiorę świece.Nie zdoła uruchomić silnika i już nam nie ucieknie.Świece wrzuciłem do kieszeni, przesiadłem się do wehikułu i popłynąłem wzdłuż brzegu szukając dogodnego miejsca na wjazd w głąb wyspy.Nie martwiłem się tym, że, być może, Malinowski ukryty za krzakami obserwuje każdy nasz ruch.Szukanie go w tych ciemnościach i tak nie miało żadnego sensu.Trzeba z tym było zaczekać do rana.Wypatrzyłem wyrwę w stromym brzegu, coś w rodzaju jaru, którym z wyspy spływała woda deszczowa.Tym jarem wydostałem się na wysoki brzeg w miejscu, gdzie znajdowała się obszerna polana leśna.- Zaczekamy tu, aż zacznie świtać - rzekłem do Karen.Postanowiliśmy pozostać w samochodzie, gdyż na jego siedzeniach było miękko i przytulnie, a jednocześnie mogliśmy rozglądać się na wszystkie strony.Zresztą widok był bardzo zawężony przez mrok nocy.Z nieba ustąpiły chmury i ukazały się gwiazdy, jakby drobniutkie, błyszczące paciorki, złote i srebrne.- W skarbie templariuszy - szepnęła Karen - jest chyba tyle klejnotów, co tych gwiazd na niebie.Ja bardzo lubię klejnoty - tłumaczyła.- Jestem głęboko przekonana, że w szlachetnych kamieniach zawarta została jakaś tajemnicza siła.Są one na świecie zjawiskiem rzadkim.Powstały jako produkt skomplikowanych procesów zachodzących w przyrodzie.Niekiedy są po prostu jakby kaprysem natury.Dlatego też od wieków istnieje przekonanie, że szlachetne kamienie mają cudowne właściwości.Mogą jednym ludziom przynosić szczęście, a innym nieszczęście.Bardzo lubię rubiny - mówiła dalej Karen.- Mówi się, że przez swą jaskrawoczerwoną barwę rubin jest kamieniem wzbudzającym radość, wzywającym do czynu.Jest to kamień, który powinni nosić ludzie, którzy chcą działać lub wytrwale dążyć do powziętego celu.A poza tym - zaśmiała się - czerwień to przecież także kolor miłości.Lubię także szmaragdy, lecz bałabym się je nosić.Podobno czynią jasnowidzącym.Ale ten, kto nosi szmaragd, powinien posiadać wielkie zalety ducha: być skromnym i wstrzemięźliwym, opanowanym i pełnym życzliwości do ludzi.Boję się, że ja taka nie jestem.Natomiast pan, mister Samochodzik, powinien nosić na palcu pierścionek ze szmaragdem.- O! - zdumiałem się.-Czyżby odkryła pani we mnie jakieś zalety?- Niech pan nie żartuje.Poznałam się na nich już podczas pierwszego naszego spotkania.Ale tym bardziej pana nie cierpię, bo wiem, jak jest pan niebezpiecznym przeciwnikiem.Nigdy jednak nie zapomnę tego, co pan dziś dla mnie uczynił.To mówiąc, delikatnie pocałowała mnie w policzek.A potem, jakby wstydząc się tego gestu, który zapewne uznała za wyraz słabości i nastroju, zerwała się z siedzenia samochodowego i rzekła:- Niech pan patrzy, już świta.Rzeczywiście budził się dzień.Las szarzał.Przygasły gwiazdy na niebie.Wyszedłem z wehikułu, przeciągnąłem się, poziewując.Był chłodny poranek, w brzuchu czułem ssącą pustkę spowodowaną głodem.A głód zawsze nastrajał mnie niechętnie do świata.- No, panie Malinowski - mruknąłem.- Przydarzyło się nam rendez-vous na Wyspie Miłości.Bardzo jestem ciekaw pańskiej buzi.Wyjąłem z samochodu pistolet startowy.- Chce pan go zabić? - przestraszyła się Karen.- Ten pistolet nie zabija.Ale łotrzyk może się zlęknie.Tego rodzaju bandyci są zazwyczaj odważni tylko wobec kobiet.Podejrzewam, że pan Malinowski okaże się podszyty zajęczą skórką.Zabezpieczyłem wehikuł przed kradzieżą, której, być może, próbowałby się dopuścić Malinowski osaczony na wyspie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]