Podobne
- Strona startowa
- Jeff Lindsay Demony Dextera 01
- Jeff Lindsay Dylematy Dextera 03
- Jeff Lindsay Dzieło Dextera 04
- Pratchett, Terry Strata
- Bell Ted Alex Hawke 6 Zamach
- Cook Glen A Imie Jej Ciemnosc
- The Lord Of The Rings (Collection)
- Saint Germain Studium alchemii
- Pani McGinty nie zyje v10
- Denning Troy Gwiazda po gwiezdzie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kicha przy tym jak najęty, ale własnej roboty syntezery częstotliwości wycinają to kichanie i zmieniają jego głos w miodopłynny bas:„Pardon.To byli Beatlesi, a teraz wasz Gumbo ze specjalnym komunikatem.Jest ze mną dzisiaj w studio ta tajemnicza dziewczyna.Puszczę wam teraz, wiara, album »Piper at the Gates of Dawn« Pink Floyd, calutki, a sam utnę sobie z gościem małą pogawędkę.Wrócę na antenę najszybciej, jak się da, z aktualnościami o tej zbuntowanej xtaryfiarskiej wojowniczce.Oooops! Czyżbym przedwcześnie puścił farbę? Ale ze mnie stary, hipisowski kpiarz, nieprawdaż?!”.Wanita-Wanita opuszcza igłę w rowek starej, winylowej płyty.To autentyczny gramofon z lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku o wąskim paśmie przenoszenia, basy podbijane są sztucznie przez sfatygowaną cudskrzynkę ustawioną na pliku numerów czasopisma „Popularna Wurtmechanika”.Kable biegną od tylnej ścianki gramofonu do wzmacniaczy z piórkami Wurta powtykanymi w rozmaite gniazda.Po ścianach rozchodzą się tęczowymi kręgami fale tonów wysokich i niskich.Na kolumnie głośnikowej stoi własnej roboty licznik zapylenia skonstruowany z piórek i lamp elektronowych.Wskazanie: 1594 i rośnie.- No i trafiłaś? - pyta Gumbo.- Przecież tu jestem, nie?- Wypadałoby okazać trochę szacunku, kotku - wtrąca się Wanita.- Niewielu dostępuje zaszczytu zaproszenia do Pałacu Gumbo.Boda nie wie, co odpowiedzieć.Muzyka wije się w niej zaciskającymi się coraz mocniej falami rozkoszy.Nie może uwierzyć, że źródłem słynnego wysokiej jakości brzmienia Gumbo jest tak niskiej jakości sprzęt, i mówi mu to.Gumbo nie raczy nawet odpowiedzieć; jego myśli odlatują już w nowofundlandie.Kołysze się jak śpiący wąż.- Gumbo lubi prymityw - mówi Wanita, tańcząc w takt nowych, lżejszych rytmów.- Do czego służy to niebiesko-srebme piórko?- To Drylownica.Jedno z własnych opracowań Gumbo.Widzisz, on przez dwadzieścia cztery godziny na dobę nie kontaktuje.Mało tego, pozostaje taki zaćpany w pestkę od tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego szóstego, a wtedy jeszcze nawet nie żył.Drylownica pozwala mu na chwilę otrzeźwieć.- Jezu.- Nie tego się spodziewałaś, co?- Czy on naprawdę może mi pomóc, Wanito?- Dziecko, jeśli nie on, to nikt.Gumbo obserwował tę rozmowę, siedząc na podłodze, z oczyma pełnymi innego, lepszego świata.Teraz sięga leniwie po piórko Drylownicy.Wsadza je sobie głęboko w usta i mówi:- Wszystko, co tu widzisz, Boda, to autentyczny sprzęt z lat sześćdziesiątych.Każda sztuka podrasowana, rzecz jasna, do przyszłościowych standardów, aleja naprawdę uważam, że ta stracona dekada była najwspanialszą w dziejach.Wiesz coś o tamtych czasach, taryfiaro?- Niewiele.- To był czas przełomów i władzy kwiatów.Czas przemian.Dlatego właśnie ta fala kataru siennego, pomimo zagrożenia, jakie ze sobą niesie, jest dla mnie taka podniecająca.Ten katar sprawia, że czuję się rozdarty.Kwiaty wracają, a świat pogrąża się w chaosie.Padają barykady.To miasto jest w tej chwili takie rajcowne.- Możesz mi opowiedzieć o mojej przeszłości? - A mogę.YaYa! Aaaaaaapśśśśśśsik!!!- Gesundheit - mówi Wanita-Wanita.- Przepraszam.Pięknie.- Gumbo porusza dłońmi i wyświetlane na ścianach obrazy zmieniają się w długą procesję słów układających się w tekst.W historię Body.- Wykradłem to z taxi-rejestrów.Przyjemnej lektury, słonko.- I YaYa znowu się wyłącza.Boda sczytuje ze ścian swoją historię.Jest tam jej prawdziwe nazwisko: Belinda Jones.Jej atrybuty: Widmo i Dodo.Data i miejsce jej urodzenia.Nazwisko jej matki: Sybil Jones.Zawód wykonywany przez matkę: Widmoglina.- Moja matka jest gliną? Gumbo już odpłynął.- Ściślej, Widmogliną - odpowiada za niego Wanita - A to oznacza, że marny teraz w programie polic-dziecko.Gumbo jest wniebowzięty, wierz mi.- I mieszkałyśmy w Yictoria Park?- Taxi-rejestry nie kłamią.Boda spogląda na Wanitę.- No.zazwyczaj, dziecko.- Czy moja matka nadal tam mieszka?- To łatwo sprawdzić, Boda.Czy może wolisz, żebyśmy cię nazywali Belinda?- Niech będzie Belinda - pada po chwili odpowiedź.- Belinda! Belinda! - krzyczy zaćpany w pestkę Gumbo.- Wspaniale! Witaj w domu.- Gumbo porusza dłońmi w powietrzu i historia ściągnięta z rejestrów Xtaxi rozpływa się w muzykę Pink Royd.- Nie przejmuj się nim.Jego nie można nie kochać - mówi Wanita.- No i jak się na to wszystko zapatrujesz?- W tym właśnie sęk.sama nie wiem.Mam odczucie, że moje życie zostało przefrymaczone na wspomnienia o niczym.Brakuje mi mapy.Czuję się bez niej zagubiona.- Dlatego przyszłaś do nas?- Chcę odnaleźć mordercę Kojota.Taki sobie postawiłam cel w życiu.Ale żeby coś w tym kierunku zdziałać, muszę znaleźć się z powrotem w mapie.- Co udało ci się do tej pory ustalić?- A więc naprawdę nie wierzycie, że to ja zabiłam Kojota? - Gumbo wie, że jesteś niewinna, Belindo.Odbył podróż do rejestrówXaxi.To oficjalne stanowisko Gumbo.Columbus okłamał policję.- Śmierć Kojota ma jakiś związek z tymi pyłkami, wiecie?- Wiemy.- Również z Columbusem.- Mało tego.Gumbo podejrzewa, że sam Krakers maczał w tym swoje lepkie paluchy.- Na rozmigotanej ścianie pojawia się wizerunek Krakersa wyświetlany z głowy Gumbo.- Znam tego człowieka- mówi Belinda.- Wiozłam go niedawno, powiedział, że nazywa się Demonne.To Krakers?- Tak.Szef policji.- Próbował mnie zabić.Gumbo wyjmuje z ust rurkę, krzyczy: „Świńskie ryło!” i wkłada ją sobie z powrotem.Belinda nie zwraca na niego uwagi.- Dlaczego oni dybią na moje życie, Wanito? - pyta.- Pewnie za dużo wiesz, Belindo.- Ja nic nie wiem.Jestem sama.- Już nie.Gumbo ciebie potrzebuje.- Zawsze mówisz za tego Hipisowskiego Króla? - A co?- Przyszłam tu w dobrej wierze, Wanito.Spodziewałam się czegoś więcej niż tego.zaćpanego hipisowskiego łajna.Wanita milczy.Gumbo krztusi się z rurką w ustach, twarz mu się ściąga, wykrzywia.Gumbo kicha.- Na zdrowie.- Nie pieprz, Wanita! - krzyczy Belinda, zaskakując samą siebie.Przekracza kłębowisko kabli i staje obok Gumbo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]