Podobne
- Strona startowa
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Chalker Jack L Swiaty Rombu Meduza Tygrys w opalach
- Gabriela Zapolska KaÂśka Kariatyda
- Mika Waltari Egipcjanin Sinuhe
- Savage Felicity Pokora Garden
- Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naturalnie, że nie.Wypatrzę na zdjęciach jakiś mały, malutki szczegół, którydowiedzie, że podobieństwo jest zupełnie przypadkowe.%7łe przypadkowe jest również to, iż potrafię tak dobrzewczuć się w prawdziwego mordercę.Tak, to na pewno seria okropnych, całkowicie logicznych przypadków.Chyba powinienem zadzwonić do redakcji Guinnessa.Ciekawe, jaki jest rekord niepewności, czy popełniło sięserię zabójstw, czy nie.Puściłem płytę Philipa Glassa i usiadłem w fotelu.Muzyka poruszyła wypełniającą mnie pustkę i po kilkuminutach odczułem przypływ spokojnej, zimnej logiki.Włączyłem komputer.Włożyłem płytkę i obejrzałemzdjęcia.Powiększałem je i oddalałem, robiłem wszystko, co umiałem, żeby oczyścić je i wyostrzyć, w tymrzeczy, o których tylko słyszałem i które wymyśliłem na poczekaniu.Nie poskutkowa-188ło.Nie posunąłem się do przodu ani o krok i skończyłem tam, gdzie zacząłem.Wyostrzenie twarzy mężczyznyna zdjęciach było po prostu niemożliwe, nie przy tej rozdzielczości.Mimo to nie zrezygnowałem.Obróciłemzdjęcia i obejrzałem je pod innym kątem.Wy drukowałem je i obejrzałem pod światło.Zrobiłem wszystko, cona moim miejscu zrobiłby każdy normalny człowiek i chociaż naśladowanie Homo sapiens szło mi doskonale,nie odkryłem nic ponad to, że mężczyzna jest łudząco podobny do mnie.Nie mogłem rozróżnić żadnych szczegółów, nawet szczegółów ubrania.Miał na sobie koszulę, która mogła byćbiała, brązowa, żółta, a nawet błękitna.Stał w świetle argonowego reflektora, a te świecą upiornym, różowopomarańczowym światłem.Dodać do tego niską rozdzielczość ekranu monitora i nic więcej nie było tam widać.No i był w spodniach, długich, luznych i jasnych.Krótko mówiąc, miał na sobie ubranie, które mógł miećdosłownie każdy, łącznie ze mną.W ubrania z mojej szafy mógłbym wyposażyć cały pluton sobowtórówDextera.Udało mi się powiększyć fragment obrazu, na którym widać było bok furgonetki, i odczytać z niego kilka liter:literę A", a poniżej litery B", R" i C" albo O".Furgonetka stała pod kątem, tak że widziałem tylko to.Zdjęcia nie podsunęły mi żadnej wskazówki.Obejrzałem je jeszcze raz: mężczyzna zniknął, pojawił się i zniknąłponownie, tym razem z furgonetką.Brak dobrej perspektywy, ani jednego, choćby przypadkowego ujęcia tablicyrejestracyjnej, ani jednego powodu, żeby z całym przekonaniem stwierdzić, że jest to lub nie jest naszdobry, drogi Dexter.Kiedy w końcu oderwałem wzrok od ekranu monitora, za oknem było już ciemno.Wtedy zrobiłem coś, co każdynormalny człowiek zrobiłby już kilka godzin wcześniej: rzuciłem to w cholerę.Teraz mogłem jedynie czekać naDeborę.I pozwolić, żeby moja biedna, udręczona siostrzyczka zawiozła mnie do aresztu.Bo tak czy inaczej,byłem winny.Tak czy inaczej, powinno się mnie zamknąć.Może wsadzą mnie do jednej celi z McHale'em.Nauczyłby mnie tańczyć szczurzy taniec.I pomyślawszy to, zrobiłem coś cudownego.Zasnąłem.18924Nic mi się nie śniło.Nie miałem wrażenia, że opuszczam własne ciało i dokądś szybuję.Nie widziałem paradyupiornych, zde-kapitowanych, bezkrwawych ciał.Nie tańczyły mi w głowie śliwki w czekoladzie.Nie było tamdosłownie nic, nawet mnie, tylko czarny, bezczasowy sen.Mimo to kiedy obudził mnie dzwonek telefonu, odrazu wiedziałem, że chodzi o Deborę, że siostra nie przyjdzie.Ręka spociła mi się, zanim zdążyłem podnieśćsłuchawkę.- Mówi kapitan Matthews.Z detektyw Morgan poproszę.- Nie ma jej - odparłem i na myśl o tym, co to oznacza, poczułem, że coś się we mnie zapada. Hm.Cóż, nie tak mi.Kiedy wyszła?Odruchowo zerknąłem na zegarek; był kwadrans po dziewiątej i spociłem się jeszcze bardziej.- W ogóle nie wyszła.Nie było jej tu.- Powiedziała, że jedzie do pana.Jest na służbie, powinna tam być. Jak widać, nie dojechała.- Cholera.Mówiła, że ma pan jakieś dowody.- Bo mam odparłem.I odłożyłem słuchawkę.Miałem dowody, byłem tego przerażająco pewny.Nie wiedziałem tylko, jakie.Musiałem się tego dowiedzieć izostało mi bardzo mało czasu.Konkretnie mówiąc, nie mnie, tylko Deborze.I znowu nie byłem pewny, skąd o tym wiem.Nie powiedziałem na głos: On ma Deborę".Przed oczami niestanął mi niepokojący obraz tego, co nieuchronnie ją czekało.Nie musiałem też przeżywać nagłego olśnienia animyśleć: O rety, Deb powinna już tu być, to zupełnie do niej niepodobne.Po prostu wiedziałem, tak samo jakobudziwszy się, wiedziałem, że siostra wyjechała i nie dojechała.Wiedziałem również, co to znaczy.Miał ją.Uprowadził ją ze względu na mnie.Na pewno.Zataczał coraz węższe i węższe kręgi, był u mnie w domu, zapośrednictwem swoich ofiar przesyłał mi wiadomości, prowokował mnie aluzjami i fragmentami obrazów190tego, co robi.A teraz był tak blisko, jak blisko można być, nie przebywając z kimś w jednym pokoju.PorwałDeborę i czekał.Czekał na mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]