Podobne
- Strona startowa
- Alistair Maclean Lalka Na Lancuchu 2
- Alistair Maclean Lalka na lancuchu 1 z 2
- Alistair Maclean Lalka Na Lancuchu 2 (2)
- Faraon tom3 B.Prus
- Prus Boleslaw Lalka 9789185805365
- Prus Boleslaw Lalka 9789185805365 (2)
- Bolesław Prus Lalka
- Prus Lalka II
- Wharton William Dom na Sekwanie
- Mistrz harfiarzy z Pern
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było tam tyle wzgórz, lasów, skał i potoków, że mieszkańcy domu śmiałomogli nie wyjeżdżać na letnie mieszkania.Podwórko, otoczone ze wszystkich stron trzypiętrowymi oficynami, wyglądało jak dno obszernej studni,napełnionej wonnym powietrzem.W każdym rogu były drzwi, a w jednym aż dwoje drzwi; pod oknemmieszkania stróża znajdował się śmietnik i wodociąg.Wokulski mimochodem spojrzał w klatkę głównych schodów, do których prowadziły szklane drzwi.Schody zdawały się być mocno brudnymi; za to obok znajdowała się nisza, a w niej - nimfa zdzbankiem nad głową i utrąconym nosem.Ponieważ dzbanek miał zabarwienie amarantowe, twarznimfy żółte, piersi zielone, a nogi niebieskie, można było odgadnąć, że nimfa stoi naprzeciw oknaposiadającego kolorowe szyby."No, tak!." - mruknął Wokulski tonem, który nie zdradzał zbyt wielkiego zachwytu.W tej chwili z prawej oficyny wyszła piękna kobieta z małą dziewczynką:- Teraz, proszę mamy, pójdziemy do ogrodu? - pytało dziecko.- Nie, kochanie.Teraz pójdziemy do sklepu, a do ogrodu po obiedzie - odpowiedziała pani bardzoprzyjemnym głosem.Była to wysoka szatynka z szarymi oczami, o klasycznych rysach.Spojrzeli na siebie oboje zWokulskim i - dama zarumieniła się."Skąd ja ją znam?" - pomyślał Wokulski wychodząc z bramy na ulicę.Dama obejrzała się, lecz spostrzegłszy go odwróciła głowę."Tak - myślał - widziałem ją w kwietniu na grobach, a pózniej w sklepie.Nawet Rzecki zwracał mi nanią uwagę i mówił, że ma śliczne nogi.Istotnie ładne."Cofnął się znowu w bramę i począł czytać spis mieszkańców."Co?.Baronowa Krzeszowska na drugim piętrze!.Co?.co?.Maruszewicz w lewej oficynie napierwszym?.Szczególny zbieg okoliczności.Trzecie piętro od frontu studenci.Ale kto może być tapiękność? Prawa oficyna, pierwsze piętro - Jadwiga Misiewicz, emerytka, i Helena Stawska z córeczką.Z pewnością ona."Wszedł na podwórko i oglądał się.Prawie wszystkie okna były otwarte.W tylnej oficynie na dole byłapralnia zatytułowana paryską; na trzecim piętrze było słychać kucie szewskiego młotka, poniżej nagzemsie gruchało parę gołębi, a na drugim piętrze tej samej oficyny od kilku minut rozlegały sięmiarowe dzwięki fortepianu i krzykliwy sopran śpiewający gamę.- A!.a!.a!.a!.a!.a!.a!.a!.a!.a!.a!.Wysoko nad sobą, na trzecim piętrze, Wokulski usłyszał silny bas męski, który mówił:- O! znowu zażyła kussiny.Już z niej wyłazi soliter.Marysiu!.chodz no do nas.Jednocześnie z okna na drugim piętrze wychyliła się głowa kobiety wołającej:- Marysiu!.wracaj mi zaraz do domu.Marysiu!."Słowo daję, że to pani Krzeszowska" - szepnął Wokulski.W tej chwili usłyszał charakterystyczny szelest: z trzeciego piętra padł strumień wody, trafił nawychyloną głowę pani Krzeszowskiej i rozprysnął się po podwórku.- Marysiu!.chodz do nas.- wołał bas.- Nikczemnicy!.- odpowiedziała pani Krzeszowska odwracając twarz w górę.-Socjaliści!.nihil.Nowy strumień wody lunął z trzeciego piętra i zatamował jej mowę.Zarazem wychylił się stamtądmłody człowiek z czarnym zarostem i zobaczywszy cofającą się fizjognomią pani Krzeszowskiej zawołałpięknym basem :- Ach, to pani dobrodziejka!.Bardzo przepraszam.Odpowiedział mu z mieszkania pani Krzeszowskiej spazmatyczny płacz niewieści :- O, ja nieszczęśliwa!.Przysięgnę, że to on, nikczemnik, nasadził na mnie tych bandytów.Wywdzięcza mi się, żem go wydobyła z nędzy!.%7łem kupiła jego konia!.Tymczasem na dole praczki prały bieliznę, na trzecim piętrze szewc kuł, a na drugim w tylnej oficyniedzwięczał fortepian i rozlegała się wrzaskliwa gama :- A!.a!.a!.a!.a!.a!.a!.a!.a!.a!.a!."Wesoły dom, nie ma co.- szepnął Wokulski otrzepując krople wody, które mu spadły na rękaw.Wyszedł z podwórza na ulicę i jeszcze raz obejrzawszy nieruchomość, której miał zostać panem, skręciłw Aleję Jerozolimską.Tu wziął dorożkę i pojechał do adwokata.W przedpokoju adwokata zastał paru obdartych %7łydków i starą kobietę w chustce na głowie.Przezotwarte drzwi na lewo widać było szafy zapełnione aktami, trzech dependentów szybko piszących i kilkugości z waszecia, z których jeden miał fizjognomię kryminalną, a reszta - bardzo znudzone.Stary lokaj z siwymi wąsami i podejrzliwym wejrzeniem zdjął z Wokulskiego palto i zapytał:- Wielmożny pan na dłuższy interes?- Na krótszy.Wprowadził Wokulskiego do sali na prawo.- Jak mam zameldować?Wokulski podał bilet i został sam.W sali były sprzęty kryte amarantowym utrechtem jak w wagonachpierwszej klasy - kilka ozdobnych szaf z pięknie oprawnymi książkami, które tak wyglądały, jakby ichnigdy nie czytano - na stole zaś parę ilustracyj i albumów, które, zdaje się, oglądali wszyscy.W jednymrogu sali stał gipsowy posąg bogini Temidy z mosiężnymi wagami i brudnymi kolanami.- Pan mecenas prosi!.- odezwał się służący przez uchylone drzwi.Gabinet znakomitego adwokata miał sprzęty kryte brązową skórą, w oknach brązowego koloru firanki,a na ściennych obiciach brązowe desenie.Sam gospodarz odziany był w brązowy surdut i trzymał wręku bardzo długi cybuch, u góry zakończony funtowym bursztynem i piórkiem.- Byłem pewny, że dziś powitam szanownego pana u siebie - rzekł adwokat, podsuwając Wokulskiemufotel na kółkach i prostując nogą dywan, który się nieco zmarszczył.- Jednym wyrazem - ciągnąładwokat - możemy rachować na jakieś trzysta tysięcy rubli udziałów w naszej spółce.A że do rejentapójdziemy jak najrychlej i gotówkę ściągniemy co do grosza, w tym może pan rachować na mnie.Wszystko to mówił akcentując ważniejsze wyrazy, ściskał Wokulskiego za rękę i obserwował go spodoka.- A tak.spółka!.- powtórzył Wokulski usiadłszy na fotelu.- To rzecz tych panów, ile zbiorą gotówki.- No, zawsze kapitał.- wtrącił adwokat.- Mam go bez spółki.- Dowód zaufania.- Wystarcza mi własne.Adwokat umilkł i pośpiesznie zaczął ssać dym z piórka.- Mam prośbę do mecenasa - rzekł po chwili Wokulski.Adwokat utopił w nim spojrzenie, pragnąc odgadnąć: co to za prośba? Od natury jej bowiem zależałsposób słuchania.Widocznie jednak nie odkrył nic groznego, gdyż jego fizjognomia przybrała wyrazpoważnej, lecz serdecznej życzliwości.- Chcę kupić kamienicę - ciągnął Wokulski.- Już?.- spytał mecenas podnosząc brwi i schylając głowę- Winszuję, bardzo winszuję.Domhandlowy nie na próżno nazywa się d o m e m.Kamienica dla kupca jest jak strzemię dla jezdzca;pewniej siedzi na interesach.Handel nie oparty na tak realnej podstawie, jaką jest d o m, jest tylkokramarstwem.O jakąż to chodzi kamienicę, jeżeli szanowny pan raczysz mnie już zaszczycać swoimzaufaniem?- Ma być w tych dniach licytowany dom pana Aęckiego.- Znam - przerwał adwokat.- Mury wcale dobre, rzeczy drewniane należałoby stopniowo zmienić, wrezerwie ogród.Licytuje baronowa Krzeszowska do sześćdziesięciu tysięcy rubli, konkurentówzapewne nie będzie, kupimy najwyżej za sześćdziesiąt tysięcy rubli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]