Podobne
- Strona startowa
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Scott S. Ellis Madame Vieux Carré, The French Quarter in the Twentieth Century (2009)
- Diane Adams & RJ Scott In the Shadow of the Wolf 3 Splintered Lies
- Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (SCAN dal 700)
- Card Orson Scott Chaos (SCAN dal 705)
- Card Orson Scott, Kathryn Kerr Lovelock
- Hannah Sophie Konstabl Simon Waterhouse 4 Druga połowa żyje dalej
- Wstęp do filozofii A B Stępień
- Roz06
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radius.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stacje meteo obwieszczały, że południowo-zachodni monsun przedłużał w tym roku swój pobyt, a był już przecież koniec sierpnia.Hardin ciągle znajdował się o tysiąc mil na południe od równika i wrzesień był w zasadzie miesiącem przejściowym, kiedy to potężne wiatry monsunowe cichły, by potem zmienić kierunek i uderzyć z powrotem na południe z rejonu Morza Arabskiego.Hardin miał nadzieję pochwycić jeszcze ogon monsunu wiejącego na północ, a w każdym razie wykorzystać krótki okres spokoju między nimi.Wyciskał więc z Łabędzia wszystko, obawiając się sytuacji, jaka powstałaby, gdyby wiatr zmienił kierunek za wcześnie.To, co się stało, było znacznie gorsze.Po półtoratygodniowym stałym wietrze zapanował spokój nad Oceanem Indyjskim.Zapadła nagła cisza.Zdarzyło się to o sto mil na północ od równika i daleko od szlaków żeglugowych.Wiatr ustał nagle, powierzchnia morza wylustrzyła się, palące słońce rozpostarło bolesną dla oczu mgiełkę nad wszystkim.Nagła cisza objęła nawet skrzypienie autopilota i pukanie fałów na maszcie.Nie było fal, nie było rozkołysu, nie było nawet zmarszczek na wodzie.Łabędź stał nieruchomo jak filiżanka na szklanym blacie stołu.Kiedy był już pewien, że ta sytuacja potrwa kilka godzin, zabrał się do robót porządkowych, wyszorował kambuz i ustęp na dziobie, uporządkował mesę, przewietrzył pościel, no i wypompował wodę, która zdołała się przez ten czas zebrać na dnie.Od czasu do czasu zerkał na morze, oczekując jakiejś zmiany.Stawało się coraz goręcej, powietrze było coraz cięższe.Rozpostarł tent nad kokpitem i zdjął koszulę, a następnie szorty, które zastąpił lekkim chłonącym wilgoć ręcznikiem.Następnego poranka, po nocy spędzonej na wyniesionym na pokład materacu - gdyż w kabinie było zbyt gorąco - zobaczył tkwiące tuż przy burcie mydliny i resztki kolacyjne z poprzedniego wieczoru.Ta mydlano-tłusta plama pozostawała w tym samym miejscu przez trzy dni.Na czworakach obchodził i badał zęzy w jeszcze jednym bezowocnym poszukiwaniu przecieku.Cisza na morzu stwarzała doskonałą okazję do sprawdzenia kadłuba od spodu, ale mimo żaru oparł się chęci kąpieli w obawie przed rekinami.Zawsze przychodził mu do głowy ten sam przerażający obraz: jest pod wodą, całą uwagę ma skierowaną na kadłub, a tu pojawia się ciemna smuga o kształcie torpedy, dłuższej i większej niż on sam, wynurza się z głębin rozdziawiona paszcza, która go chwyta, nim on zdoła wykonać jakikolwiek ruch.Jak gdyby wyobraźnia miała siłę wywoływania rzeczywistości, któregoś wieczoru pojawił się rekin długości jednej trzeciej Łabędzia, wystawił łeb z wody i przyglądał się Hardinowi, a ten przyglądał się rekinowi.Potem rekin parę razy opłynął jacht, wywołując pierwsze lekkie kołysanie od chwili ustania wiatru.Po tym pokazie dał nura i więcej się nie pojawił.Hardin długo wpatrywał się w miejsce, w którym rekin zniknął, tęskniąc za jakimś ruchem powietrza.Chcąc czymś wypełnić puste godziny oczekiwania na zmianę pogody, wykonał dziesiątki pożytecznych, ale mało koniecznych robót.I kiedy dokręcał jakąś śrubę w obudowie silnika, naszła go myśl, że rączka śrubokrętu jest ciągiem umieszczonych w pierścieniu dźwigni - układem nieskończonej liczby dźwigni przenoszących siłę na stylisko, każda zaś z tych dźwigni ustawiona jest pod kątem do sąsiadujących z nią, w wyniku czego powstaje nieskończona liczba trójkątnych pól między dźwigniami.Stwierdziwszy powyższe, zaczął się zastanawiać, czy każde narzędzie sprowadza się do tak prostego układu: dźwignia - punkt podparcia.Na przykład klucz nasadowy? Oczywiście, że jest dźwignią, a nakrętka jest punktem zaczepienia.Szczypce? Dwie dźwignie! Tłoki silnika? Niezbyt pasują do tej teorii, problem skomplikowany.Chyba jednak tłoki przekazują siłę przez dźwignie? Hardin nie był zdolny dłużej się nad tym zastanawiać.Zupełnie stracił zdolność koncentracji.W straszliwym upale nieustannie drzemał, był już zupełnie oszołomiony snem i słońcem.Zdecydował się więc na wykorzystanie pomocniczego silnika.Była to sprawa czasu versus paliwo.Przez wiele dni poszukiwał skraju monsunu, włączając co pewien czas diesel, aż zużył cały olej napędowy.Zaczął przeklinać własną głupotę.Stracił możliwość manewrowania i został zmuszony do czekania na wiatr, stracił też możliwość używania generatora do łączności radiowej, musiał polegać na akumulatorze, którego - gdyby się wyczerpał - nie miał jak naładować.Sam nie wiedział, kiedy po raz pierwszy zauważył trójkąty, ale któregoś dnia stwierdził, że jacht składa się wyłącznie z trójkątów.Błądząc wzrokiem, wytyczał trójkąty pokładowe, masztowe i sztagowe.Forsztag tworzył trójkąt z masztem i pokładem, sztag rufowy tworzył kolejny trójkąt.Wanty też tworzyły trójkąty nad rozpornicami.A największym trójkątem był obwisły grot, majestatycznie obwieszczający gotowość do wypełnienia wiatrem swej trójkątnej białej dakronowej powierzchni, podczas gdy trójkąty sztagowe obwieszczać niczego nie mogły, gdyż obejmowały ramionami trójkąta jedynie gorące powietrze.Wszędzie było pełno trójkątów, na pokładzie i pod pokładem: małe trójkąciki dziobowe - skrajnik dziobowy i kosz dziobowy; nawet trapik i wał śrubowy tworzyły trójkąty, także podwyższona część pokładówki i wiele innych elementów.A szwy i ściegi na żaglach tworzyły tysiące trójkącików
[ Pobierz całość w formacie PDF ]