Podobne
- Strona startowa
- Sapkowski Andrzej Miecz przeznaczenia (4)
- Grisham John Lawa przysieglych (5)
- Lem Stanislaw Odruch warunkowy (3)
- Nie)boszczyk Maz (2)
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- Ożarowski Aleksander Rosliny lecznicze i ich praktyczne zastosowanie
- Benhur Wallace L
- Silverberg Robert Oblicza Wod
- Ekspedycja Kolitz Katarzyna Rygiel
- McCaffrey Anne Moreta Pani Smokow z Pern
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przez te drzwi za trupem, co były zamknięte.Irytacja we mnie nie tylko nie złagodniała, ale jeszcze się wzmogła.Zaczął w niej kiełkować ośli upór.Otóż właśnie pojadę, wedrę się, nie dam się zabić, znajdę sobie narzędzie obronne, wyłupię mu potem wszystko, co odkryję i czego się dowiem.- Ja tu zaraz wychodzę i ty byś też mogła - zaproponował energicznie Gucio, odrywając mnie od rozmyślań.-- W moją stronę jedziesz, to ja też chcę.W ogóle to ja się śpieszę.Powiedział to z takim naciskiem, że wreszcie do mnie dotarło.Dałam spokój na razie drzwiom za trupem, melinie, Bożydarowi i wyszłam.- Wcale nie ja się śpieszę, tylko ty - powiedział Gucio już na trzecim piętrze.- Dzwoniłem, ale w domu cię nie było, dobrze, że tu się dałaś złapać.Już wiem o brylantach i to jest pilne.- No! - pogoniłam niecierpliwie.- Zaraz.Na dole.Tu kto może podsłuchiwać przez dziurkę od klucza.Z zaciśniętymi zębami przeczekałam wszystkie pozostałe piętra.- Wczoraj akurat przyszły -- powiadomił mnie Gucio, wyszedłszy na świeże powietrze.- Widziałem ten utajniony rozdzielnik, jedno miejsce pamiętam, to jest taki sklep „Jubilera" na Grójeckiej, dadzą mu dwa.Zaraz jutro albo nawet dziś.Nikt mi wcale nie chciał tego powiedzieć, podejrzałem podstępnie, a ten co go tam znam, kazał mi jednej litery z pyska nie wypuścić.Taki był, powiadam ci, przepłoszony jak przepiórka, ale nic mu nie obiecywałem.Śmierdzący to jest interes niemożliwie.Ale jak pilne to pilne, więc po piwnicach na razie nie masz co latać, za to uważaj, żeby cię kto nie odkamuflował.Skrytykowałam ten sposób załatwienia sprawy.- Bez sensu.Trzeba było zapamiętać więcej, a najlepiej wszystko.Skąd ja mam wiedzieć, gdzie ta jedna osoba ma znajomości, a gdzie nie!- No dobrze, ale za to już głowy nie dam.Jeden chyba u tego w Alejach Jerozolimskich, a jeden na placu Unii.Tak mi się w oczach majaczy.Za to Grójecka gwarantowana.Zdążyłam dopaść pani Kryskowej przed wieczorem, przekazałam komunikat i umówiłam się z nią na telefon.Unieruchomiło mnie to w domu, dzięki czemu znów zdołałam pokłócić się z Bożydarem, który sprawiał wrażenie, jakby oczekiwał ode mnie wyrazów skruchy i błagań o przebaczenie.Dokładnie tego samego efektu spodziewałam się od niego, poczułam się zatem ogłuszona dodatkowo.Coś mi tu przeraźliwie nie grało.Tę właśnie chwilę wybrał półgłówek.W telefonie usłyszałam przyciszony głos, w którym wyraźnie dźwięczała zgroza.- Ja już wszystko wiem, proszę pani.To się w głowie nie mieści.Wiem o co chodzi w tych automatach i wiem co tam jest, na tej Pradze.Aż nie do uwierzenia.Teraz nie mogę mówić, umówmy się tam gdzie zawsze, najlepiej zaraz dzisiaj.Odłożył słuchawkę, zanim zdążyłam się odezwać.Zazwyczaj umawialiśmy się o szóstej, przyjęłam zatem, iż jest to pora, ustalona trwale.Musiałam zawiadomić panią Kryskową, że wychodzę z domu, zajęło mi to trochę czasu i spóźniłam się dziesięć minut.Weszłam do „Mozaiki".Kawiarnia była dość pusta, z daleka zobaczyłam, że siedzi w kącie, oparty o dwie ściany, ze schyloną głową, wpatrzony w nogi sąsiedniego stolika, zamyślony tak, że nawet nie mrugał.Podeszłam.Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, nie podniósł się, nie odpowiedział na powitanie, siedział dalej bez zmian.Zdziwiłam się trochę, usiadłam naprzeciwko, zamierzając wyrwać go z tej kamiennej zadumy i uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia, jak mu na imię.Łatwo byłoby zawołać „panie Józiu", albo „panie Stefanie", na znajomy dźwięk każdy reaguje od razu, głupio natomiast drzeć się „proszę pana!" No trudno, nic nie poradzę.- Hej, proszę pana! - powiedziałam średnio głośno.- Niech pan się ocknie!Nawet nie drgnął.Przyjrzałam mu się uważniej i wezwania zamarły mi na ustach.Długą chwilę trwałam po drugiej stronie stolika bez ruchu i bez słowa, po czym podniosłam się, pochyliłam ku niemu i potrząsnęłam go za ramię.Jeszcze nie rozumiałam, co widzę i co się stało.Oparty był o ten kąt solidnie, bo nie zleciał z krzesła.Przekrzywił się tylko trochę i siedział nadal, wpatrzony teraz w osłonę grzejnika.Ręce mi się trzęsły, kiedy wyciągałam z torby puderniczkę.Przetarłam lusterko z pudru i z determinacją przyłożyłam mu do ust.Nie oddychał.Był nieżywy.Absolutnie, gruntownie i całkowicie martwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]