Podobne
- Strona startowa
- Vinge Joan D Królowe 02 Królowa Lata Zmiana
- Gajusz Juliusz Cezar O Wojnie Galicyjskiej
- Gajusz Juliusz Cezar O Wojnie Domowej (2)
- Juliusz Cezar O Wwojnie Domowej
- Shakespeare, William Julius Caesar
- Perez Reverte Arturo Szachownica flamandzka (SCAN da
- Jordan Robert Czarna wieza
- § Fowles John Mag
- Graham Masterton Glod
- andrzej mencwel, antropologia kultury
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wiedzieliście o tym?– Tak, gdyż znaleźliśmy w tym miejscu kawałki potłuczonego cybucha; Kate stwierdziła, że to były resztki fajki Walstona.– To prawda – rzekł Evans.Walston zgubił fajkę podczas wyprawy i wrócił bardzo tym zmartwiony.Zapoznał się wtedy z życiem waszej kolonii.Zaszywszy się w trawie, obejrzał prawie wszystkich chłopców, kiedy kręcili się nad prawym brzegiem rzeki.Byli to tylko malcy, z którymi siedmiu mężczyzn łatwo mogłoby sobie poradzić! Walston wrócił, by opowiedzieć kamratom o tym, co widział.Podsłuchawszy jego rozmowy z Brandtem, dowiedziałem się, co knują przeciwko wam.– Potwory! – wykrzyknęła Kate.– Nie mają litości nawet nad dziećmi!– Tak, Kate – odparł Evans.– Tak samo nie ulitowali się nad pasażerami „Severna”! Potwory! Dobrze ich pani nazwała! A dowodzi nimi najokrutniejszy spośród nich, Walston, który – mam nadzieję – nie ujdzie kary za swe zbrodnie!– Dzięki Bogu, udało się panu uciec! – powiedziała Kate.– Tak, Kate.Mniej więcej dwanaście godzin temu udało mi się wykorzystać nieobecność Walstona i innych, którzy zostawili mnie pod strażą Forbesa i Rocka.Moment wydał mi się stosowny, by „wypłynąć na szerokie wody”.A jak wyprowadziłem w pole tych dwóch łajdaków albo przynajmniej zdystansowałem ich – to już moja sprawa; dość, że zdołałem uzyskać nad nimi przewagę!Było około dziesiątej rano, kiedy puściłem się przez las.Forbes i Rock spostrzegli się niemal natychmiast i popędzili za mną.Byli uzbrojeni w fuzje.Ja zaś miałem tylko nóż marynarski do obrony i chyże nogi.Pogoń trwała cały dzień.Przeciąwszy na skos las dotarłem nad lewy brzeg jeziora.Należało jeszcze obejść jego cypel, bo z podsłuchanej rozmowy dowiedziałem się, że wasza siedziba znajduje się nad rzeką płynącą na zachód.Doprawdy, nigdy w życiu nie biegłem tak szybko i tak długo! Prawie piętnaście mil w ciągu jednego dnia! Do stu diabłów, łajdaki przez cały czas gonili trop w trop za mną, a ich kule były jeszcze szybsze! Niejeden raz gwizdały mi koło uszu.Pomyślcie, znałem ich tajemnicę! Jeśli uda mi się zbiec, będę mógł ich oskarżyć! Należało więc pochwycić mnie za wszelką cenę.Doprawdy, gdyby nie mieli broni palnej, byłbym na nich zaczekał z nożem w ręku, ważąc się na wszystko.Tak, Kate, wolałbym umrzeć niż wrócić do obozowiska tych łajdaków!Myślałem, że ta przeklęta pogoń skończy się o zmroku.Gdzie tam! Okrążyłem już cypel jeziora i podążałem przeciwnym brzegiem, ale Forbes i Rock wciąż deptali mi po piętach.Wtedy burza, zbierająca się od jakiegoś czasu, rozszalała się gwałtownie.Utrudniła mi ucieczkę, gdyż w świetle błyskawic ci obwiesie mogli mnie spostrzec wśród nadbrzeżnych trzcin.Wreszcie znalazłem się o jakieś sto kroków od rzeki.Gdyby udało mi się ją przebyć, uważałbym się za ocalonego! Nie ośmieliliby się nigdy przepłynąć rzeki wiedząc doskonale, że znajdą się wówczas w sąsiedztwie Groty Francuskiej.Pobiegłem więc dalej i już docierałem do lewego brzegu rzeki, kiedy ostatnia błyskawica oświetliła równinę.Jednocześnie padł strzał.– Ten, któryśmy usłyszeli? – spytał Doniphan.– Oczywiście! – odparł Evans.– Kula musnęła mi ramię.Skoczyłem naprzód i rzuciłem się w wodę.Kilkoma ruchami ramion dotarłem do przeciwległego brzegu, po czym ukryłem się w trawie, a Rock i Forbes zatrzymali się po drugiej stronie i usłyszałem taką rozmowę: „Czyś go trafił, jak myślisz?” „Jestem pewien!” „No, to poszedł na dno?” „Oczywiście; i na pewno już nie żyje!” „To i po kłopocie!” – I zawrócili.Tak! Po kłopocie! Miało tak być i ze mną, i z Kate! Ach, łotry! Jeszcze się przekonacie, że żyję!.Po chwili wyplątałem się z trawy i skierowałem się ku załomowi urwiska.Doszło mnie szczekanie.Zawołałem.Drzwi groty otworzyły się.A teraz – dorzucił wskazując pięścią w stronę jeziora – naszą sprawą, chłopcy, będzie skończyć raz z tymi nędznikami i uwolnić od nich waszą wyspę!Powiedział to z taką energią, że wszyscy wstali, gotowi ruszyć za nim.Trzeba było teraz opowiedzieć Evansowi, jakie zaszły wydarzenia na wyspie przez dwadzieścia miesięcy, wyjaśnić, w jaki sposób „Sloughi” opuścił Nową Zelandię, opisać jego długą podróż poprzez Ocean Spokojny, wspomnieć o znalezieniu kości francuskiego rozbitka, o osiedleniu się w Grocie Francuskiej, o letnich wyprawach i zimowej pracy, o tym wreszcie, jak spokojny i stosunkowo bezpieczny tryb życia wiedli młodzi koloniści na wyspie, póki nie przybył tu Walston i jego banda.– I od półtora roku żaden okręt nie pojawił się w pobliżu wyspy? – spytał Evans.– Przynajmniej nie dostrzegliśmy żadnego – odpowiedział Briant.– Czy wystawiliście jakieś znaki sygnałowe?– Tak.Postawiliśmy maszt na najwyższej grani urwiska.– I nie dostrzeżono go?– Nie – odpowiedział Doniphan.– Ale trzeba dodać, że półtora miesiąca temu zdjęliśmy go, aby nie zwrócił uwagi Walstona.– Słusznie postąpiliście, chłopcy! Co prawda ten łajdak wie już o was wszystko.Toteż będziemy się mieć na baczności dniem i nocą.– Czemuż tak się składa – zauważył Gordon – że mamy do czynienia z nędznikami, a nie z uczciwymi ludźmi, którym pomoglibyśmy jak najchętniej! Nasza mała kolonia stałaby się potężniejsza! A tak czeka nas walka w obronie życia i nie wiadomo, czym to wszystko się skończy.– Bóg, który strzegł was dotąd, moje dzieci – powiedziała Kate – nie opuści was i teraz! Zesłał wam dzielnego Evansa i wraz z nim.– Evans! Niech żyje Evans! – wykrzyknęli chórem młodzi koloniści.– Możecie na mnie liczyć, chłopcy – odpowiedział bosman – a ja również licząc na was mogę obiecać wam, że bronić się będziemy skutecznie.– A jednak, czy nie można by uniknąć walki, gdyby Walston zgodził się opuścić wyspę? – powiedział Gordon.– Co masz na myśli? – spytał Briant.– Myślę, że i on, i jego kamraci opuściliby już dawno wyspę, gdyby zdołali naprawić szalupę! Prawda, panie Evans?– Na pewno.– No więc gdybyśmy weszli z nimi w układy i dostarczyli im narzędzi – może by je przyjęli?.Wiem, że nawiązywanie jakichkolwiek stosunków z mordercami z „Severna” jest postępkiem odrażającym! Lecz, aby się od nich uwolnić, udaremnić atak, który kosztowałby może wiele krwi.A co pan o tym myśli, panie Evans?Evans wysłuchał uważnie Gordona.Propozycja chłopca świadczyła, że odznaczał się on umysłem praktycznym: nie dawał się ponosić impulsowi i zaliczał się do ludzi, którzy ze spokojem rozpatrują każde położenie, i że jego uwagi zasługują na przedyskutowanie.– Rzeczywiście – odpowiedział – każdy sposób, w jaki moglibyśmy uwolnić się od tych złoczyńców, należy uznać za dobry.Lepiej oczywiście byłoby umożliwić im naprawienie szalupy niż rozpoczynać walkę, której rezultat jest wątpliwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]