Podobne
- Strona startowa
- Laurens Stephanie Czarna Kobra 03 Zuchwała narzeczona(1)(1)
- Brooke Lauren Heartland 03 WĹasna droga
- Edgar Rice Burroughs Ksiezniczka Marsa (2)
- Lauren Oliver Delirium 01
- Burroughs Edgar Rice Pellucidar (2)
- Edgar Wallace The Ringer
- dickens charles ciężkie czasy
- Willis Connie Przewodnik Stada
- Suzanne Young Kuracja samobojcow (2)
- Kosinski Jerzy Gra (SCAN dal 1003)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- %7ładnych klientów, tylko ten cholerny Jenks, który pije za darmochę.- Zar byt wściekły napogodę, która wykluczała przyjazd górników.- Hej, Blue-Mae wstała z krzesła-fajnie ci rośnie broda, przyjdz którego wieczora, to ci jąrozczeszemy.Chineczka zachichotała, zasłaniając ręką pełne usta.- Jak Boga kocham - ciągnęła Mae -jedyny facet, jaki tu zachodzi, to Jenks, a on nic tylkopoleruje te swoje rewolwery.Taka broda jak twoja musi dobrze grzać w nocy.- Mapie to typowy facet z Nowej Anglii-żalił sięZar.- Nie pije, kobiet nie potrzebuje, mieszka w moim namiocie, a jak się chce coś od niegokupić, to trzeba mu zapłacić gotówką.Dobre robię interesy, nie ma co.Ada wróciła z dwiema butelkami w ręku.Powiedziała, że w mniejszej jest terpentyna-i żebymnią natarł chłopcu nogi-a w większej rum, lepszy od whisky.Kazała mi go zmieszać z gorącąwodą i dać chłopcu tyle, ile tylko będzie mógł wypić.- Jedyna rzecz na bronchit to rum-stwierdziła.Podziękowałem jej, wróciłem do ziemianki izrobiłem, co mi kazała.Przez chwilę wydawało się, że chłopcu jest lepiej.Ale po południuchwyciły go znowu dreszcze i już nie chciał więcej rumu.Kiedy kaszlał, całe jego ciało trzęsłosię konwulsyjnie.Molly ugotowała na kolację zupę mączną z kawałkami solonej wołowiny, aleJimmy nie mógł nic przełknąć.Przerażała mnie gwałtowność jego kaszlu, silnego jak kaszel dorosłego mężczyzny.Wydobywałsię z głębi brzucha, wywalał mu język i oczy na wierzch, zalewał twarz purpurą.Zawinęliśmy gowe wszystkie koce, nieustannie dokładaliśmy do ognia, a mimo to trząsł się jak osika.Rosła wemnie bezsilna wściekłość.Chodziliśmy koło niego bez chwili przerwy - sadzaliśmy go, żeby mubyło łatwiej oddychać, i kładliśmy z powrotem, ale nic nie przynosiło mu ulgi, nie był w staniezmrużyć oka.Około północy zaczął popłakiwać i patrzeć to na jedno z nas, to na drugie.Ale nie wiedzieliśmy,co robić.Oczy chorego chłopca płonęły nienaturalnym blaskiem, przy każdym świszczącym44oddechu policzki zapadały mu się głęboko.Molly nie mogła na to patrzeć i zaczęła krążyć poizbie kurczowo zaciskając w pięści krzyżyk.W pewnym momencie, kiedy chłopca chwyciłszczególnie gwałtowny atak kaszlu, pchnęła drzwi prowadzące do dobudówki i zniknęła w jejciemnym wnętrzu.Poczułem zimny powiew powietrza na nogach i poszedłem za nią.Uchyliła wejściowe drzwi ipatrzała - przez przestrzeń smaganą wiatrem i oświetloną światłem księżyca-ku chacie Indianina.- A co zrobisz, jak dzieciak umrze, burmistrzu? Czy pochowasz go obok ojca?Nie czekając na odpowiedz, tak jak stała, ruszyła tymswoim sztywnym krokiem przed siebie, w stronę chaty Niedzwiedzia, i tylko rękami osłaniała sięod zimna.Załata mnie wielka fala wściekłości, uderzyłbym ją, gdybym ją miał w zasięgu ręki.Zatrzasnąłem drzwi.Byłem zrozpaczony chorobą chłopca.Przeklinałem tę kobietę za to, że takzaciążyła na moim życiu.Co za bezlitosna kurwa!W kilka chwil pózniej Indianin znalazł się w naszej ziemiance.Stanął nad Jimmym i przyglądałmu się uważnie.Chłopiec z kolei wpatrywał się w niego z przerażeniem w oczach.Niedzwiedzmiał narzuconą na ramiona bawolą skórę, zwisające spod kapelusza czarne włosy sięgały muramion.Przez dłuższy czas patrzyli na siebie w milczeniu.Nagle Indianin pochylił się i takbrutalnie zerwał z chłopca wierzchni koc, że Jimmy krzyknął i zaniósł się kaszlem.Szybkość, z jaką Niedzwiedz zabrał się do wykonywania swoich zabiegów, już sama w sobiemiała coś kojącego.Zasłonił kocem przejście z ziemianki do dobudówki, postawił na piecykusagan z wodą i pogrzebał w ogniu.Kiedy woda zaczęta się gotować, wrzucił do niej garść ziół ijuż po chwili ziemianka wypełniła się aromatyczną parą.Przyglądaliśmy mu się jak urzeczeni.Wyjął z kieszeni małą puszkę i wysypał na dłoń garść ziaren.Potem przyklęknął i zaczął sięrozglądać.- Potrzebny mu jest kamień - powiedziała Molly.Wybiegłem na dwór i przyniosłem spory płaski kamień.Niedzwiedz zaczął rozcierać nim ziarna,a kiedy już starł je na proszek, poczuliśmy ostry zapach musztardy.Wziął wody z wiadra, zwilżyłproszek, wymieszał go z ziemią i zrobił gęstą pastę.Nabrał jej pełną garść, podszedł do chłopca isiadł na nim okrakiem.Jimmy zaczął się rzucać, machać rękami i kopać nogami, ale Indianin po prostu się odsunął iwpatrywał w niego tak długo, aż chłopiec się uspokoił i odwrócił twarz do ściany.Wciąż z tąpastą musztardową w dłoni.Niedzwiedz odsłonił pierś Jimmy'ego.Kiedy zobaczyłem to chudebiałe ciałko, te wystające żebra, ścisnęło mi się serce.Niedzwiedz posmarował mazidłem całągórną część ciała Jimmy'ego od pachy do pachy, od szyi po brzuch, ściągnął koszulę chłopca wdół i owinął go mocno kocem.Chcę teraz powiedzieć jedno: John Niedzwiedz niezależnie od tego, co pózniej zrobił, bytnajlepszym uzdrawiaczem - wśród białych i czerwonych - na jakiego trafiłem w życiu.Miałprawdziwy dar leczenia ludzi, to trzeba mu przyznać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]