Podobne
- Strona startowa
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (SCAN dal 700)
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (2)
- Orson Scott Card Czerwony Prorok
- Orson Scott Card Czerwony Prorok (2)
- Łoziński Walery Zaklęty dwór
- Władysław Zahorski Podania i legendy
- Łoziński Władysław Oko proroka
- eBooks.PL.AutoCad.2005. .Podrecznik.Uzytkownika
- wojna zydowska
- Poematy Slowacki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A ja jej także pewno nie godzien, a przecie w daleką drogę się wybieram i nie tracę na-dziei, że tam zajdę, gdzie idę. A dokąd idziesz? pytam. Do Krakowa, a potem do Padwy. Do Krakowa to już daleko mówię na to ale do Padwy to pewnie jeszcze dużo dalej,może tak daleko, jak ojciec towary ormiańskie powiózł.Roześmiał się głośno mendyczek i powiada: Bo ty myślisz, że ja tylko tak wędrować chcę i tu zaraz z lasu do Padwy się wybieram!Jak skończę szkoły we Lwowie, to pójdę na akademię do Krakowa, a z Krakowa pojadę doWłoch, do Padwy, i tam znowu w akademii uczyć się będę.36Zawstydziłem się trochę, żem taki prostaczek i nigdy nic o akademii żadnej nie słyszałem,i patrząc na jego łatany giermaczek, mówię: A potem będziesz pan. Stary król nieboszczyk, powiadają, że mawiał: Disce, puer, faciam te Mości Panie! Toznaczy po polsku: Ucz się, chłopcze, a zrobię ciebie Mości Panem! Ja tam panem nie będę,bo u nas w Polsce trzeba się już urodzić panem, a i nie dbam tak o to, ale będę uczonymczłowiekiem, Doctor Clarissimus! Doktór Klarissimus! powtarzam, a po cichu myślę sobie, że to pewno między uczony-mi ludzmi tyle znaczy, co między furmanami auriga regius, ale nie mówię nic, aby mendy-czek nie śmiał się ze mnie.A potem bardzo smutno mi się zrobiło i bardzo ciężko na duszy,że owo insi, tacy biedni, jako i ja, i tacy młodzi jako i ja, a już wiedzą, kędy idą i gdzie zajdą,i jakie jutro ich czeka za wolą Bożą, a ja nie wiem, gdzie mam nogą stąpić, gdzie głowę skło-nić, czego szukać i czego czekać, i jestem jako marny liść przez wiatr pędzony, niepewny,kędy los mnie niesie i gdzie mnie rzuci, i jako zginę.Nie mogłem też pohamować żałości ipocząłem płakać zakrywając twarz rękami. Czemuż ty płaczesz, Hanusz rzecze do mnie mendyczek i widać, że mi się z szczeregoserca lituje, i siada koło mnie, i obejmuje mi ramieniem szyję. Posłuchaj, nauczę ciebieładnej pieśni na zabicie smutku, takiej skutecznej, że jeno chyba modlitwa nad nią skutecz-niejsza.Posłuchaj:Nie porzucaj nadzieje,Jakoć się kolwiek dzieje,Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,A po złej chwili piękny dzień przychodzi.Nic wiecznego na świecie,Radość się z troską plecie:A kiedy jedna wezmie moc największą,Wtenczas masz ujrzeć odmianę najprędszą.Ale człowiek hardzieje,Gdy mu się dobrze dzieje.Więc też, kiedy go fortuna omyli,Wnet głowę zwiesi i powagę zmyli,Lecz na szczęście wszelakieSerce ma być jednakie,Bo z nas fortuna w żywe oczy szydzi,To da, co wezmie, jako się jej widzi.Ty nie miej za stracone,Co może być wrócone:Siła Bóg może wywrócić w godzinie,A kto mu kolwiek ufa, nie zaginie!Słuchałem tej ślicznej pieśni, a za każdym słowem mendyczka spływała mi pociecha doserca.Powtórzył mi ją raz jeszcze, bom go o to prosił, a potem rzekł: To jest pieśń, którą ułożył wierszopis pewien sławny, Jan Kochanowski.Już on nieżyw,ale jego pieśni żywe i pewno nas obu przeżyją i tych wszystkich, co po nas będą na świecie.Jako widzę, umiesz czytać, tedy jak będziesz we Lwowie, pożyczę ci książeczki z tymi pie-śniami, a i innych co książek dam, a będzie ci świat jaśniejszy, bo jak ksiądz rektor naszejszkoły mówi, komu w duszy jasno, temu i świat jasny.37Zadumałem się nad tym wszystkim, co mi Urbanek powiadał, a było nad czym, bowszystko było dla mnie nowe i dziwne, a jakoby z obcej, bardzo dalekiej krainy, o którejdotąd nigdy nie słyszałem, żeby być mogła kędyś na świecie.Tak mi było, jak żeby mnie kto spod ziemi od razu na światło wywiódł lub zamkniętemuw ciemnej komorze okno na świat wyrąbał.Już mi tak raz wyrąbano okno na świat daleki, ato wtedy było, kiedy mi Semen opowiadał o Siczy, o Kozakach, o Czarnym Morzu, o swoimojcu Opanasie teraz owo wyrąbał mi drugie okno ten mendyczek Urbanek, ale to już byłświat cale inszy, który mi się w nim ukazywał.Semenów świat dziki był i gwałtów i przygódpełny, same rogate dusze i zuchwałe serca Urbanka świat leżał przede mną jakoby równezielone pole, pełne skowronków, co w niebo biją, a niebo to zewsząd czyste i modre, ze-wsząd otwarte, a pod nim w słońcu sami dobrzy i pokorni ludzie chodzą i wszystkie ścieżynypod ich stopami gładkie, i wszystkie wiodą to w ciche gaje, to pod domowe strzechy, a każdastrzecha ci rada.A między tymi ścieżynami jedna szeroka jak gościniec, prosta jak strzelił,bardzo długa, a przecież już jej koniec bezpiecznie masz w oku, a wiedzie do akademii mię-dzy mądre księgi, do ratusza między Pany Rady, do kościoła na stopnie ołtarza i na rzezaneformy, gdzie kanoniki siedzą.Czułem ja dobrze, że żaden z tych dwóch światów nie będzie mój, że nie pójdę ja ani Se-menową, ani Urbankową drogą ale jakąś trzecią, moją własną; a jaka będzie i gdzie niązajdę, jak wiedzieć, kiedym na nią jeszcze nie wstąpił? Tak rozmyślałem, kiedy naraz Urba-nek zawołał: Owo już słońce dobrze na niebie, trzeba zbudzić pana Heliasza i radzić o sobie, jako siędo Lwowa dostać!Stanął sobie tedy ten mendyczek na środku polany i zaczął głośno śpiewać:Hejnał świta, już dzień biały,Każdy człowiek, wierze stały,Budzi się do Pańskiej chwały!Hejnał świta, już i z morzaRumiana powstaje zorza,Jutrzenka w swojej jasnościRozgania nocne ciemności.Wstań, oraczu, hejnał świta,Ciebie na polu sowitaPraca czeka; wstawaj i ty,Rzemieślniku pracowity!Na odgłos pieśni pobudzili się wszyscy, a pan Heliasz i pan Grygier i złotniczek Lorenczaraz także chórem śpiewać zaczęli, tylkom ja z mularczykami słuchał milczący, bośmy pie-śni tej nabożnej nie znali.Jeden z tych mularczyków prostaczek był jako i ja, ale drugi hardosię trzymał, a był z włoskiej ziemi i po polsku mało co umiał, bo dopiero od niedawna doPolski przybył z jednym majstrem, co go sobie panowie do budowania zamków i kościołóważ z Rzymu ujednali.Kiedy śpiewać skończono, przystąpił do mnie pan Heliasz, mało już nie starzec, z siwieją-cą brodą, postawy bardzo zacnej, z twarzą czerwoną i jakoby surową, że się na niego jak napana ojca tylko z wielkim respektem patrzeć trzeba było, lubo z siwych oczu wyglądała mudobrotliwa poczciwość przystąpił do mnie i kładąc obie ręce na moje ramiona, mówi: Jam ci jeszcze nie dziękował, synaczku, ale już ciebie mam w wdzięcznym sercu i tamna zawsze zostaniesz, a to po staremu większa rzecz jest aniżeli samo dziękowanie.Ja nie38wiem, ktoś ty i jakiś ty, cnotliwy albo nie, ale to wiem, że Bóg cię zesłał, wierę, na ocaleniemoje, a tak chyba nie byłbym ja wdzięczen Bogu, gdybym nie był wdzięczen tobie.I tak mówiąc pocałował mnie w głowę, a jam go pokornie w rękę. Jam nie pan żaden i nie bogacz mówił dalej pan Heliasz ja sługa jestem i bardzomiernego staniczka, choć dobremu panu służę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]