Podobne
- Strona startowa
- PoematBogaCzlowieka k.6z7
- PoematBogaCzlowieka k.4z7
- PoematBogaCzlowieka k.3z7
- PoematBogaCzlowieka k.7z7
- PoematBogaCzlowieka k.2z7
- ludzie bezdomni
- Matrix (2)
- Peter Charles Hoffer The Brave New World, A History of Early America Second Edition (2006)
- Robert Jordan Spustoszone Ziemie FWFBSUY45OEH
- Clancy Tom Suma wszystkich strachow t.2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Beniowski na skronie Chciałbym powiedzieć: włożył hełm stalowy Lecz nie poemat pisząc, tylko gadkę,Powiem, że tylko wdział konfederatkę.Zapiął na piersiach szpencer z barankami,Zawiesił burkę z tygrysimi łapy,Wsiadł na koń, spojrzał na ganek ze łzami,Pogłaskał konia koń otworzył chrapyI w ciemną domu sień zaparskał skramiNa pożegnanie.Klasły dwa harapy Pana i sługi.I pan ze swym sługąWyszli z rodzinnych progów i na długo.O! gdyby wtenczas jaka nimfa smętna,Wiadoma ludzkiej przyszłości, krzyknęła: Już ty nie wrócisz! i stopy twej piętnaSą tu ostatnie! lecz jeśli twe dziełaZapisze sława wszystkiego pamiętna:Ten dom, z którego cię nędza wypchnęła,Będzie świątynią, a te ciche świerkiPójdą na krzyże i na tabakierki,A twe koszule porżną na szkaplerze,A twe papiery choćby to był tylkoOd ekonoma list albo przymierzeWiecznej miłości z Handzią lub Marylką Sawantka łzami rzewnymi wypierzeI w sztambuch wklei albo przypnie szpilką;%7łe twa peruka jeśli masz perukę Frenologistów podeprze naukę;161%7łe twój but prawy powieszą w Sybilli,A o znikniony lewy będą skargi.Nie mówię więcej, bo mój rym już kwiliI łzami się już zalewają wargi!Lecz gdyby jaka nimfa w owej chwili,Kiedy nasz rycerz na świata zatargiPuszczał się, takie proroctwo wyrzekła,Uczułby w sercu coś coś na kształt piekła.O! dzika żądzo pośmiertnego żalu!Jakim ty jesteś smutnym głupstwem ludzi!Zwłaszcza że wiedziesz prosto do szpitaluRozmarzonego.A nim się obudzi,Już w jego oczach, jak w mglistym opalu,Błyskają światła, szpitalnicy chudzi,Mniszek pacierze, trumien robotnicy,Mgła za tą chmurą Pan Bóg na kształt świecy.Ale to wszystko jedno. Nasz bohaterDom swój opuszczał ze swym starym sługą,Jak opuszczała swój dom panna Plater.A kiedyś, dawniej, Czarnecki z kolczugą.Ach, tak jak pózniej nasz sejmowy krater,Który wybuchnął wielką, jasną fugąZ Warszawy Wisłę przewędrował promem.I mówi, że jak ślimak wyszedł z domem.Ach, tak jak sztaby, klub i wszyscy święci,Co dzisiaj w każdym są kalendarzykuEmigracyjnym, niby z krzyża zdjęci;Jak ja nareszcie, co w tym słonecznikuMuszę się kręcić, bo się ze mną kręciZa każdym słońcem słońc mamy bez liku!I trzeba dobrze nam tą myślą przesiąc,%7łe dla niezgody słońc królem jest miesiąc.Lecz to dla innych wieszczów ta bez twarzyWalka, jak w dawnej Skandynawów wierzeWojna niebieskich krwawych luminarzy.Teraz niech nowi wystąpią rycerze,Ułani, dawnych synowie husarzy,Którym krew ruska chorągiewki pierze.Pan Kazmierz jechał takim być ułanem Kłaniało mu się zboże całym łanem,Kłosek mu każdy dziękował ugięty,Bławatek każdy mu się przypatrywał162Ani się skarzył, choć kopytem ścięty.Beniowski jechał cicho sługa śpiewałJedną z tych pieśni, w których jęk zamknięty;A głos po łanach złocistych przepływałI wpadał w ciemny las, na dębów słuchy;Te drżały bijąc skrzydłami jak duchy.Ciemniało. Rycerz wyjechał nad jary,Skąd rzucił okiem na dom swej kochanki.Skała ta jako wielki obłok szaryStała nad stawem; nad nią były wiankiDrzew ogrodowych i dom wielki, stary,Z płomienistymi okny i krużganki.Całą tej górze postać ekscentrycznąOdjęła złota noc swą szatą śliczną.Nie widać było posągu Junony,Dalekim oczom zniknął gdzieś Apollo;Ale dąb widać było zamyślony,Co stał nad zamkiem, żeniony z topolą;Lecz z zamku księżyc wybuchał czerwonyJak smutny aktor, co z Hamleta roląWyjdzie na scenę.Księżyc wstąpił krwawyI oczerwieniać zaczął staw Ladawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]