Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- May Karol Jego krolewska mosc (SCAN dal 1
- May Karol Kozak (SCAN dal 966)
- May Karol Winnetou tom I
- May Karol Winnetou t III
- May Karol Walka o Meksyk
- May Karol Winnetou tom II
- Maciarewicz Antoni Raport o działaniach służb specjalnych MON
- Anne McCaffrey Piesn krysztalu (2)
- Breskiewicz Zbigniew W Superumysl
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W takim razie okłamał was okrutnie. To łotr! Miał podobno także przyprowadzić tu córkę Korteja! Bzdura. To łotr, gdybym go miał pod ręką.Skoro tak się rzeczy mają, nie pozostaje nam nicinnego jak oddalić się i przeprosić ojca, że na próżno zabraliśmy wam czas. Drobiazg.Przyjemnie mi było panów przyjąć, chciałbym się jednak dowiedzieć, z kimmiałem przyjemność?Pytanie to było wyjątkowo nie na rękę przybyszom.Kortejo kręcił się jak piskorz.Potwystąpił mu na czoło i zupełnie bezwiednie zaczął wycierać twarz, tak, że przy pomocychustki starł całą maskę.Zakonnik zauważył to natychmiast, zawołał więc: Ha, tak się rzeczy mają.Twarz macie pokrytą maską, by was nikt nie poznał?Szybko podbiegł do biurka, wyjął rewolwer i kierując go w stronę przybyszów zawołał: Nadal nie chcecie zdradzić mi swoich nazwisk.Może więc zechcecie się umyć.Tam stoimiednica z wodą.Bardzo proszę! Zrobił zapraszający gest.Kortejo i Landola stanęli jakwryci, po chwili Landola zawołał: Mylicie się, nie mamy przy sobie broni.Zrobił ruch ręką, gdyż chciał wyjąć zza pasa ukryty tam pistolet, lecz w tej chwilizakonnik krzyknął: Stać! Nie ruszać się! Inaczej strzelam i dzwonię na służbę!Landola mimo woli opuścił rękę. Macie się natychmiast umyć! zawołał ponownie zakonnik stanowczym głosem. Ale po co wam to? ośmielił się wtrącić Kortejo. Po co? Po prostu chcę zobaczyć wasze prawdziwe oblicza.Tylko Bóg może wiedzieć,jaki zamiar mieliście zakradając się do mnie. Chcielibyśmy tylko. Dość tej próżnej gadaniny przerwał zakonnik. Ostatni raz powtarzam, myć się!Wiedzieli, że nie pozostało im nic innego, jak uczynić zadość tej dziwnej zachciancezakonnika.Z wielką niechęcią uczynili co kazał.Tak, a teraz proszę o wymienienie waszych nazwisk! zawołał Hilario patrząc na nichprzenikliwymi oczami. Co wam z tego przyjdzie? Możemy podać pierwsze lepsze. Tego wam nie radzę.Potrafię zgadnąć nazwisko człowieka z jego ręki.76 Ha, ha, ha! zaśmiał się Landola. Nie wierzycie mi może? Naturalnie, kto by uwierzył w takie bajki. Mam was przekonać? Proszę mi podać rękę.Landola zawahał się, lecz zakonnik załapał jego rękę i otwierając dłoń zaczął z wielkimzainteresowaniem studiował linie. Na imię macie Henryk! powiedział po jakimś czasie.Landola wyrwał rękę i mimo wolicofnął się o krok. Czyżbym się pomylił? spytał z ironią Hilario. Do diabła! Jak to możliwe? zawołał blednąc. Czyli, że to prawda odrzekł Hilario. A teraz imię waszego kolegi.Chwycił silnie za rękę wzbraniającego się Korteja i otworzywszy ją powiedział po chwili: Wasze imię brzmi Gasparino? Niesłychane! zawołał Kortejo. Dobrze, czyli, że zgadłem! A teraz nazwiska.Złapał za ich ręce. No cóż, panowie Kortejo i Landola.Trudno opisać, jakie wrażenie na nich to wywarło.Stali jak wykłuci z kamienia, nie będącw stanie odpowiedzieć.Zastanawiali się, czy zakonnik nie jest jakimś szarlatanem, którymusiał ich kiedyś gdzieś widzieć i teraz tylko używał swoich sztuczek.W każdym raziepołożenie ich było nie do pozazdroszczenia. Wasze zakłopotanie wyraznie pokazuje mi, że się nie pomyliłem powiedział zakonnik. Nie grajcie więc przede mną komedii, tylko powiedzcie szczerze, co was do mniesprowadza? Skąd nas ojciec zna? zawołali obaj na raz. To nie należy do rzeczy.Znam wiele tajemnic, o których wam się nawet nie śniło.Chcecie się przyznać to dobrze, jeżeli nie to żegnam! Skończyłem!Obrócił się chcą wyjść. Senior! zawołał Kortejo. Co takiego? Czy ojciec jest przyjaznie do nas nastawiony? Naturalnie. W takim razie będę z ojcem szczery.Ja rzeczywiście jestem Gasparino Kortejo. A wasz towarzysz? To Henryk Landola. Czego chcecie tu, w Meksyku? Zapewne wiesz i to ty czarowniku zawołał Landola ze złością waląc pięścią w stół.Zakonnik spojrzał na niego i powiedział: Krzykiem mnie i tak nie przestraszycie, nie pozwolę w moim domu na awantury i takiepostępowanie.Lepiej zrobicie, jeżeli się do wszystkiego przyznacie i wyjawicie mi swojeplany.W niejednym mogę wam pomóc.Powtarzam, że nie jestem waszym wrogiem. Ale my was nie znamy. Nazywam się Hilario i jestem zakonnikiem, co więcej, powiem, że dałem schronienie usiebie waszemu bratu i jego córce, gdy wszyscy ich ścigali. Co? To prawda? zawołał zdumiony Kortejo. Są jeszcze tutaj? Tak, są. Prędko! Przyprowadzcie ich tutaj! Nie tak gorączkowo.Wiecie przecież, że klasztor nie należy do mnie i że nie mogę wewszystkim rozporządzać.Czy chcecie, aby ktoś się dowiedział o waszym pobycie tutaj? Co was skłoniło, aby udzielić Pablowi pomocy? spytał Landola z niedowierzaniem.77 Powiem wam, nie ma potrzeby abym to przed wami ukrywał.Prosta rzecz, nienawiść dorodziny Rodriganda.Dawne rachunki, które muszę wyrównać z hrabią. Czyli, że mój brat powiedział wam, że hrabia żyje? Wasz brat wtajemniczył mnie we wszystko, bo znalazł we mnie wspólnika nie dopogardzenia. W takim razie i my możemy otwarcie z ojcem pomówić. Właśnie do tego cały czas zmierzam. Kto ścigał Pabla? spytał Landola. Kto? Cesarz, Juarez i jego osobiści nieprzyjaciele. Jacy nieprzyjaciele? Sternau, Mariano, Bawole Czoło, Niedzwiedzie Serce i inni. Gonili za nim? Naturalnie. A gdzie oni teraz są? Kto? Sternau ze swoim towarzystwem. Niedaleko stąd odparł Hilario z uśmiechem. Zapewne przy Juarezie? O nie.Przy mnie. Przy was? Czyli, że są w klasztorze? Tak. Do diabła! Co oni tu robią? Siedzą w ciemnej norze i wzdychają do wolności. Złapaliście ich? Tak. Wszystkich? Oczywiście. Sternaua też? Naturalnie, Wspaniały z was człowiek.Oto moja ręka! zawołał uradowany Kortejo. Terazrzeczywiście wierzę, że nam sprzyjacie. Ojcze, mnie też wyświadczyłeś wielką przysługę.Pozwólcie sobie podziękować iwybaczcie moje dotychczasowe niedowierzanie odezwał się Landola. Ale jak się wam to udało? spytał Kortejo. Opowiadajcie!Opowiedział mi po krótce całą historię od napadu Misteków na hacjendę aż do porwaniahrabiego Ferdynanda.Słuchali z wielkim skupieniem.Kortejo natomiast powiedział owszystkim, co ich spotkało od chwili przybycia do Meksyku.Postanowili wspólnie pozbyćsię wszystkich, którzy cokolwiek wiedzą o tajemnicach rodziny Rodriganda, a przedewszystkim mieszkańców hacjendy.Najlepsza do tego wydawała się im trucizna, którą ojciecHilario miał wsypać do zbiornika z wodą pitną. A teraz przyjdzmy do terazniejszości odezwał się zakonnik. Przyjechaliście tutajkonno, nieprawdaż? Tak. Gdzie zostawiliście konie. Na dole. Naturalnie musicie zatrzeć wszelkie ślady, aby nikt się nie domyślał, że tu jesteście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]