Podobne
- Strona startowa
- McCammon Robert R Godzina wilka (SCAN dal 860)
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 3 (2)
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 2 (2)
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 1
- McCammon Robert R Godzina wilka (2)
- McCammon Robert R Godzina wilka
- Lovecraft H.P Dagon
- Lem Stanislaw Dzienniki gwiazdowe t.2 (SCAN d
- Balch James F Super antyoksydanty (SCAN dal 8
- Biernacki Loriliai Renowned Goddess of Women Sex and Speech in Tantra
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowia-dał nieskładnie, że Chlaptusek nie zląkłby się byle czego, że Karguljęczy tu i zdycha gdzieś w pobliżu, i że wszyscy jeszcze popamięta-my i zobaczymy.Momentami zaczynał mówić już prawie normal-nie, to znowu nagle jego głos ponownie załamywał się na krawędzikrzyku.Po twarzach moich kolegów widziałem, że to, co mówił,zdołało ich przestraszyć.Ze mną, nieoczekiwanie, było odwrotnie.Mój przydział strachu na tę noc już został wyczerpany i słowa Gor-ga przyjąłem raczej jak coś spodziewanego, jak długo oczekiwanewyjaśnienie.Nieomal przyniosły mi ulgę.-A do czego oni strzelali? - zapytał wreszcie podchorąży, któ-rego nazywaliśmy Tytusem, przydzielony na posterunek VI.-TenChlaptusek i drugi?-A wuj ich tam wie! Do czegoś musieli!-A ja wiem - odezwał się nieoczekiwanie zza naszych plecówżoł-nierz, zdjęty dopiero co z posterunku II, niejaki Wasyl.- Nobo.- zacukał się na chwilę, gdy wszyscy nagle odwrócili się,wbijając w niego pytające spojrzenia, ale był zbyt przejęty, żeby 50zapomnieć języka w gębie.- No bo, to było tak, że najpierw się za-czął taki hałas, nie? Tu od tej strony.Niby ciągle las szumiał, ale jaksię tak po długim czasie wsłuchało.Taki hałas, dziwny.Jak tak,wiecie, stoi człowiek, stoi, no to i myśli, co to mogło być.I tak: jakKargul zaczął strzelać, to się jeszcze światło paliło, nie? Czyli że towszystko widzieli z Chlaptuskiem, co za ogrodzeniem.Jak się tamziemia kotłuje, i pewnie tutaj też, tylko teraz za ciemno, to nie wi-dać.Jakby, no.- im bliżej był pointy swoich rozmyślań, tym jegogłos stawał się mniej pewny.Gdyby ktokolwiek z nas się w tymmomencie uśmiechnął, Wasyl pewnie by się zaraz zawstydził i za-milkł, ale wszystkie twarze były poważne.Tam, przy magazynie,ziemia naprawdę się kotłowała i wszyscy to widzieli.-No, jakby coś spod niej wylazło.- dokończył Wasyl.W ciszy, któ-ra teraz zapadła, słychać było z początku tylkonieustanny, monotonny szum drzew.Potem odezwał się w niejdrwiący, pogardliwy śmiech naszego porucznika.Rambo odczekał,aż wszyscy przenieśli spojrzenia na niego, po czym podszedł dobudki wartownika i sięgnął po słuchawkę telefonu.Podniósł ją doucha, odwracając się do nas bokiem, i odmierzonym ruchem, typu pokazuję i omawiam , uderzył kilka razy w widełki.-Dowódca warty - oznajmił słuchawce.- Aączcie z oficeremdy-żurnym.- Odczekał chwilę.- Mirek? Obywatelu poruczniku, mel-duję się z powiadomieniem.Tak? Tak, oczywiście.- Znowuchwi-la ciszy, podczas której Rambo odruchowo przybrał przytelefoniepostawę na baczność.- Obywatelu pułkowniku, meldujęsię dowód-ca warty alarmowej, porucznik Porowicz.Oznaczało to, że na brygadzie fala wzbudzona tutejszymi wyda-rzeniami dotarła już do samych szczytów władzy - to znaczy dopułkownika Czachorskiego.Nie mieliśmy jednak za bardzo czasuo tym myśleć, ciekawi, w jaki sposób Rambo przedstawi mu spra-wę.Ktokolwiek spodziewał się, że nasz porucznik nie sprosta ta-kiemu zadaniu, miał zostać srodze zawiedziony.-Melduję, obywatelu pułkowniku, że mamy tutaj do czynieniazfenomenem fizyczno-przyrodniczym - oznajmił z równym spoko- 51jem, jakby meldował stan osobowy na porannym apelu.- Objawiasię wtaki sposób, że nastąpiła trudna do usunięcia awariazewnętrz-nego oświetlenia i nie możemy dotrzeć do posterunkupiątego.Niestwierdziłem przeniknięcia osób obcych na terenmagazynowy aninaruszenia.Znowu chwila ciszy.Na zmarszczonym czole Rambo odbił się in-tensywny wysiłek umysłowy.Niebezowocny, jak się za chwilę mo-gliśmy przekonać.-Melduję, obywatelu pułkowniku, że próby zbliżenia doposterun-ku powodują doznawanie zaburzeń orientacji.Bez wsparciasłużbspecjalistycznych nie jestem w stanie określić ichmechanizmu.W każdym razie wśród żołnierzy służby zasadni-czej wywołały one panikę.Rambo prezentował takie opanowanie i pewność siebie, że przezchwilę nawet ja omal nie uwierzyłem w jego proste i oczywiste jakz Młodego Technika wyjaśnienie faktów.-Nie mogę wykluczyć, obywatelu pułkowniku, ale jeśli był toja-kiś gaz czy coś w tym rodzaju, to w każdym razie sytuacja jestwtej chwili opanowana.Tak, jestem pewien, obywatelupułkowniku.Moi podchorążowie nie boją się duchów.Ostatnie słowa, wypowiedziane jakby odrobinę głośniej, byłyskierowane bardziej do nas, niż do dowódcy brygady.Mimo nie-powodzenia z wartownikami, Rambo nadal konsekwentnie stoso-wał najskuteczniejszą w swoim przekonaniu metodę wychowaw-czą, czyli odwoływanie się do męskiej ambicji.-Tak jest, kończę inspekcję wart i zaraz ich odsyłam.Odmeldowu-ję się, obywatelu pułkowniku.Nie trzeba było wielkiego znawcy ludzkiej psychiki, by po sposo-bie, w jaki Rambo odłożył słuchawkę i odwrócił się do nas, odgad-nąć stan jego ducha.Ostatni raz widzieliśmy go takiego, gdy na na-szych oczach wystrzelał 46 na 50 z broni krótkiej.-Wartownicy na posterunek i idziemy.I liczę - zawiesił nachwilęgłos dla zaznaczenia, że to, co teraz powie, będzie ważne 52- liczę, że mnie podchorążowie nie skompromitują przed dowód-cą brygady.Ale na wszelki wypadek przypomnę jeszcze, jak sięwartownik ma zachować, gdyby mu coś wylazło.Najpierw ma po-wiedzieć: Stój, służba wartownicza, kto idzie.Gdyby to nie wy-starczyło, ma powtórzyć: Stój, bo będę strzelać.Potem oddaćstrzał w powietrze, a potem do tego, co wylazło.I pod żadnym po-zorem nie ruszać się z posterunku, bo nogi.- zakończył wymow-nym gestem i odczekawszy, aż sformujemy kolumnę dwójkową ru-szył stanąć na jej czele.-Obywatelu poruczniku, szeregowy podchorąży Dacynicz mel-dujesię z zapytaniem! - wyklepał regulaminową formułkę Słoniu.-Walcie, podchorąży.-My byśmy z Perszingiem wrócili na wartownię.Bo jak tenfe-nomen fizyczno-przyrodniczy, i naszego posterunku nie ma, tomy-ślę, że.Poczciwy kretyn zacytował go w najlepszej wierze, ale Rambouznał, że sobie kpi.Widać nie był aż tak pewny udzielonych puł-kownikowi wyjaśnień, jak na to wyglądało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]