Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- James P.D Czarna wieza
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI
- May Karol Winnetou tom I
- Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niżej słowa zmieniły się w drobniutkie plamki atramentu.Cokolwiek wypisano przy dolnym brzegu, zostało zupełnie zniszczone.– Och, Dee Dee! – płakała Rita.Jerry prostował papier wkładając go między dwie ciężkie książki, ale to nie pomogło.Wszedł jego ojciec, spojrzał na kartkę, jednak i on niczego nie mógł odczytać.Słowo „Talamasca” nic dla niego nie znaczyło.A Red znał chyba wszystko i wszystkich.Gdyby to było na przykład jakieś stare stowarzyszenie zapustowe, Red by wiedział.– Słuchaj, tu na odwrocie widać jakiś napis – powiedział Red.– Zerknij na to.Aaron Lightner.Nie było jednak numeru telefonu, który z pewnością wydrukowano na drugiej stronie.Jednak nawet prasowania kartki gorącym żelazkiem nie na wiele się zdało.Rita robiła, co mogła.Przejrzała książkę telefoniczną szukając Aarona Lightnera i Talamaski, cokolwiek to było.Zadzwoniła do informacji.Błagała telefonistę, aby jej powiedział, jeśli jest to zastrzeżony numer.Dawała nawet ogłoszenie w Times-Picayune i States-Item.– Kartka była stara i wybrudzona jeszcze zanim ją dostałaś – przypomniał jej Jerry.Pięćdziesiąt dolarów wydane na ogłoszenie to dosyć.Red powiedział, że jego zdaniem powinna zrezygnować.Nie krytykował jednak jej poczynań, za co była mu wdzięczna.– Kochanie, nie chodź znów do tego domu – nalegał.– Nie boję się panny Carlotty, nic podobnego.Po prostu nie chcę, żebyś się zadawała z tymi ludźmi.Rita dostrzegła, jak Jerry zerka porozumiewawczo na ojca, a ten odwzajemnia jego spojrzenie.Coś wiedzieli, ale nie mówili o tym.Rita wiedziała, że firma Lonigan i Synowie chowała matkę Deirdre, kiedy ta wiele lat temu wypadła przez okno; Rita słyszała także o tym, że Red pamięta babkę jej przyjaciółki, która również „umarła młodo”.Obaj Loniganowie byli jednak małomówni, jak przystało na pracowników zakładu pogrzebowego, Rita zaś zbyt przygnębiona, aby wysłuchiwać historii tego okropnego starego domu i mieszkających w nim kobiet.Spłakała się wtedy na dobranoc jak kiedyś w internacie.Może Deirdre znalazła ogłoszenie w gazecie i wie, że Rita próbowała zrobić to, o co ją prosiła.Minął kolejny rok, zanim pani Lonigan znów zobaczyła przyjaciółkę.Córeczkę Deirdre już dawno zabrano.Wzięli ją jacyś kuzyni z Kalifornii.Mili ludzie, mówiono powszechnie, bogaci.On jest prawnikiem jak panna Carla.Dziecko będzie miało dobrą opiekę.Siostra Bridget Marie od św.Alfonsa powtórzyła Jerry’emu to, co mówiły zakonnice ze szpitala Miłosierdzia Bożego: to była śliczna dziewczynka z jasnymi włosami, zupełnie niepodobnymi do czarnych loków Deirdre.Ojciec Lafferty złożył niemowlę w ramionach matki i powiedział jej: pocałuj swoją dziecinę, a potem zabrał je.Ritę aż ciarki przeszły.To było zupełnie jak te pocałunki, które ludzie dają trupom tuż przed zamknięciem trumny.Nic dziwnego, że Deirdre całkowicie się załamała.Prosto ze szpitala zabrano ją do zakładu.– Nie pierwszy raz w tej rodzinie – powiedział Red Lonigan kręcąc głową.– Tak właśnie umarł Lionel Mayfair, w kaftanie bezpieczeństwa.Rita chciała wiedzieć, co miał na myśli, ale stary nie odpowiedział.– Och, ale oni nie musieli tego robić w ten sposób – rzekła.– Deirdre to takie słodkie stworzenie.Nie mogłaby nikogo skrzywdzić.Później dowiedziała się, że Deirdre znowu wróciła do domu.Rita zdecydowała się wziąć udział w niedzielnym nabożeństwie odprawianym w kaplicy Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Dzielnicy Ogrodów.To tam przeważnie chodzili ludzie bogaci.Do dużych kościołów parafii – św.Marii i św.Alfonsa – po drugiej stronie ulicy Sklepowej uczęszczali mieszkańcy dzielnicy irlandzkiej.Rita poszła na mszę o dziesiątej rano, myśląc: cóż, po prostu wracając przejdę sobie koło domu Mayfairów.Nie musiała jednak tego robić, bo Deirdre była na mszy, siedziała między ciotkami – Belle i Millie.Bogu niech będą dzięki, nie było panny Carlotty.Deirdre wyglądała okropnie, niby duch.Bańka, jak powiedziałaby matka Rity.Miała podkrążone sińcami oczy.Ubrana była w starą, błyszczącą sukienkę z gabardyny.Z watowanymi ramionami.Coś okropnego, na dodatek w niewłaściwym rozmiarze, z pewnością „prezent” od którejś z tych starych kobiet mieszkających razem z nią.Po ceremonii, schodząc po marmurowych stopniach, Rita przełknęła ślinę, wzięła głęboki oddech i pobiegła za przyjaciółką.Deirdre natychmiast obdarzyła ją tym prześlicznym uśmiechem.Jednak kiedy próbowała się odezwać, z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk.Potem cicho powiedziała:– Rita Mae!Pani Lonigan schyliła się, żeby ją pocałować, i szepnęła:– Dee Dee, starałam się zrobić to, o co mnie prosiłaś.Nie mogłam znaleźć tego człowieka.Wizytówka była zbyt zniszczona.Rozwarte oczy Deirdre były puste.Nawet o tym nie pamięta, nieprawdaż? Przynajmniej ciotki Millie i Belle niczego nie zauważyły.Witały się z mijającymi je ludźmi.Poza tym biedna panna Belle i tak nigdy niczego nie dostrzegała.Później Deirdre coś sobie chyba przypomniała.– Nic nie szkodzi – powiedziała i raz jeszcze obdarzyła przyjaciółkę tym swoim niepowtarzalnym uśmiechem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]