Podobne
- Strona startowa
- Agata Christie Smiertelna Klatwa i Inne Opowiadania
- Lovecraft H.P 16 Opowiadan (www.ksiazki4u.prv
- Lem Stanislaw Ratujmy kosmos i inne opowiadan
- Lem Stanisław Ratujmy kosmos i inne opowiadania
- Bulyczow Kir Nowe Opowiadania Guslarskie
- Conrad Joseph Tajfun i inne opowiadania
- Simmons Dan Hyperion
- Sandemo Margit Saga o Czarnoksiazniku Tom 7
- rozdz11 (2)
- Michelle Hodkin Mara Dyer tom 2 Przemiana
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- beyblade.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciągle padał spory deszcz, ale na chodnikach było pełno ludzi.W hali wszystkie miejsca sprzedane.Idąc do szatni widzieliśmy, jak tam nabite.Wydawało się, że do ringu jest z pół mili.Dokoła panował mrok, tylko ring był oświetlony.- Dobrze, że pada.Gdyby była lepsza pogoda urządziliby pewno mecz na stadionie - odezwał się John.- Sporo ludzi - zauważył Jack.- Na taką walkę przyszłoby ich jeszcze więcej, gdyby tylko hala mogła pomieścić.Przez tę pogodę.- Nigdy nie należy liczyć na pogodę - stwierdził Jack i zniknął w szatni.Po chwili John wsadził głowę przez drzwi.Jack siedział owinięty szlafrokiem, skrzyżował ramiona i patrzył w podłogę.Za Johnem stali dwaj arbitrzy i zaglądali mu ciekawie przez ramię.Jack podniósł głowę.- Tamten już jest? - spytał.- Akurat idzie.- No i potem wyszliśmy.Walcott wchodził właśnie na ring.Tłum witał go hałaśliwie.Walcott przełazi między sznurami, podniósł do góry złączone w uścisku dłonie i uśmiechał się.I potrząsał tymi dłońmi w kierunku publiczności - w jedną stronę ringu, potem w drugą.W końcu usiadł.Jackowi też urządzono owację, kiedy szedł w stronę ringu.Jack jest Irlandczykiem, a Irlandczycy zawsze zbierają owacje.Irlandczycy nie ściągają w Nowym Jorku takich tłumów jak Żydzi albo Włosi, ale na ringu zawsze witani są owacyjnie.Jack wlazł na deski i pochylił się, żeby przejść między sznurami.Walcott wybiegł ze swego kąta i odciągnął sznur do dołu ułatwiając Jackowi przejście.Publiczność uważała, że to bardzo, ale to bardzo sportowo.Potem położył rękę na ramieniu Jacka i obaj stali tak przez chwilę.- Popularności ci się zachciało.Ukochany mistrz ulicy - warknął Jack.- Zmiataj z ta łapą, ale już.- Wolnego - Walcott ozdobił twarz uśmiechem.Wszystko to robi wspaniałe wrażenie na publiczności.Co za dżentelmeni ci chłopcy.Przed walką życzą sobie szczęścia.Solly Freedman przyszedł do naszego kąta, kiedy Jack bandażował sobie ręce, a John poszedł do Walcotta.Jack wysunął kciuk przez rozcięcie bandaża i potem gładko owinął całą dłoń.Zalepiłem mu bandaż plastrem na przegubie i dwa razy w poprzek napięstka.- Hej! - krzyczy Freedman.- Po cholerę ten plaster?- Dotknij - powiada mu Jack.- Przecież to nie ołów, tylko miękki plaster.Nie bądź bałwanem.Freedman stoi przez cały czas i patrzy, jak Jack bandażuje sobie drugą dłoń, a sekundant przynosi rękawice, naciąga je Jackowi i pasuje.- Słuchaj, Freedman - mówi Jack.- Jakiej narodowości jest ten twój Walcott?- A bo ja wiem - powiada Solly.- Jakiś Duńczyk czy coś takiego.- Czech - wtrąca chłopak, który przyniósł rękawice.Arbiter wywołuje bokserów na środek ringu.Jack podnosi się z miejsca.Walcott podchodzi pełen uśmiechów.Spotykają się, arbiter opiera ręce na ich ramionach.- Halo, ulubieńcze ulicy - powiada Jack do Walcotta.- Zamknij się - mówi Walcott.- Dlaczegoś sobie wybrał takie nazwisko? - pyta Jack.- Nie wiesz, że Walcott był Murzynem.- Słuchajcie.- zaczyna arbiter i klepie dalej pacierz znanych przepisów.Walcott raz mu przerywa.Łapie za ramię Jacka i pyta:- Mogę bić, kiedy mnie tak złapie?- Zabieraj łapska, mówię ci - syczy Jack.- Tu się nie filmuje.Wracają na swoje miejsca w rogach ringu.Zdjąłem szlafrok z Jacka, chłopak oparł się o liny, zrobił parę przysiadów, podeszwami pantofli przejechał po kalafonii.Gong.Jack szybko się obrócił i wyszedł na środek.Walcott ruszył ku niemu.Dotknęli się rękawicami i jak tylko Walcott opuścił ręce, Jack wylądował dwa razy lewą na twarzy przeciwnika.Tak, Jack był najlepszym bokserem, jakiego widziałem.Umiał walczyć jak nikt.Walcott ciągle na niego następował, parł do przodu, cały czas miał głowę nisko opuszczona na piersi.Walcott lubi haki, nosi ręce nisko.Umie jedno: podejść blisko i walić proste.Ale ile razy podchodzi blisko, Jack częstuje go lewym prostym.Dzieje się tak za każdym razem, jakby to był automat.Jack po prostu bije lewą, lewa ląduje na szczęce Walcotta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]