Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Eating Disorders Mario Maj, KathrineJuan Jose Lopez Ibor, Norman Sartorius
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blueday.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan chyba ją ignoruje.Mam związane ręce.Nie ja pierwszy rozpocznę wojnę, jeśli to pana pocieszy.Nie od razu też odpowiem bronią jądrową, w przypadku, oczywiście, wkroczenia wojsk amerykańskich do Pakistanu.Jednakże w momencie zagrożenia życia żołnierzy radzieckich, podejmę wszelkie starania, jakie podyktuje mi sumienie, aby zapewnić im bezpieczeństwo.Proszę do mnie zadzwonić, panie prezydencie, kiedy nastąpi jakiś postęp.Ja ze swej strony obiecuję to samo.Rozmowa chyba się skończyła, prawda?- Tak - westchnął prezydent.- Będę w kontakcie.- Jeszcze jedno, panie prezydencie.- Tak, panie premierze?- Chciałbym coś zademonstrować.O ile dobrze rozumiem, korzystamy teraz z głównego satelity.Inne są również gotowe do pracy?- Tak, nie widzę jednak, dokąd pan zmierza.- Głos, który odezwie się na linii należy do technika.On nas nie usłyszy, ale my usłyszymy jego.Niech pan będzie spokojny.To tylko test.Prezydent drgnął, słysząc młody głos kobiety lub chłopca, odliczający z ciężkim słowiańskim akcentem.- Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery.- Panie premierze! Co się dzieje? Żądam.- Zero.Sygnał!Prezydent opadł na oparcie krzesła, połączenie zostało przerwane, przedtem jeszcze emitując przez moment głośne buczenie.Odłożył słuchawkę telefonu.Za moment zadźwięczał interkom.- Panie prezydencie? - była to jedna z sekretarek.- Tak, o co chodzi?- Premier znowu na linii.Wyłączając interkom, prezydent sięgnął po czerwony telefon.- Tak?- Broń laserowa.Zwrócimy wartość satelity, jeśli uważa pan, że zmniejszy to napięcie spowodowane tym pokazem.Proszę się skontaktować ze specjalistami od komunikacji i elektroniki.Satelita wyparował trafiony promieniem laserowym o wysokiej częstotliwości.- To nie dowodzi nicz.- Przykro mi - rzucił premier.- Myślałem, że wręcz przeciwnie.Po krótkiej ciszy, prezydent usłyszał stuk odkładanej słuchawki.- Marian! - prezydent krzyknął do interkomu.- Tak?- Sprowadź tu pana Antonaisa, mojego doradcę naukowego.- Jest już na linii numer sześć.- Połącz go - nakazał zapalając kolejnego papierosa.- Panie prezydencie? - odezwał się głos z greckim akcentem.- Dmitri, czy oni naprawdę.- Tak, panie prezydencie.Satelita Con-Vers wyparował dokładnie o godzinie.- Daruj sobie - przerwał prezydent.- Przyjedź tu natychmiast.Potrzebuję cię.Odłożył słuchawkę i pochylił się nad interkomem, mówiąc.- Proszę nie łączyć mnie z nikim przez dwie minuty.Muszę pomyśleć.Wyłączył interkom, wstał i podszedł do okna, spoglądając na ogród pełen róż.O tej porze roku, pomyślał, nie były najładniejsze.ROZDZIAŁ XVII- Policjant, nieprawdaż?- Co? - zdziwił się Rourke, odwracając głowę od okienka i widniejącego za nim zaśnieżonego pasa startowego.Obok siedział mężczyzna o blond włosach i rumianych policzkach.- Pytałem, czy jest pan policjantem.- Nie - odpowiedział Rourke, nie mając ochoty na rozmowę.- Widziałem pana w terminalu, całego w śniegu, jakby szedł pan całą drogę - mężczyzna śmiał się.- Szedłem, co w tym śmiesznego?- Miałem na myśli te aluminiowe walizki.Sam strzelam trochę.Są na broń, czyż nie?- I co z tego? - rzucił Rourke.Zauważywszy w swoim głosie pewną dozę wojowniczości, zmusił się do uśmiechu.- Nie każdy może wwozić i wywozić z Kanady broń.Strzelby tak, ale nie pistolety.A ma je pan w mniejszej walizce, prawda?- Prowadziłem tu kursy dla policjantów - wyjaśnił Rourke.- Przywiozłem broń, ażeby zaprezentować ją jednemu z tutejszych oddziałów specjalnych - dodał, nie wspominając jednak nic o brygadzie antyterrorystycznej.- Jadę do Atlanty w interesach, a pan? - zapytał mężczyzna zmieniając temat.- W północnej części stanu mam farmę.Wracam do domu.- Mnie nie będzie w domu przez dwa tygodnie.Tyle spraw do załatwienia, praca i tak dalej.- Brzmi to fascynująco - skonstatował Rourke, ponownie zwracając wzrok na pas startowy.Potem rzucił okiem w kierunku frontu kabiny pierwszej klasy.Odezwały się głośniki.- Tu mówi kapitan.Proszę państwa, przepraszamy za spóźnienie spowodowane opadami śniegu, wystartujemy za parę minut.Jestem w stałym kontakcie z wieżą i mamy pozwolenie na przejście do pasa startowego numer cztery
[ Pobierz całość w formacie PDF ]