Podobne
- Strona startowa
- Crichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Crichton Michael Norton
- Terakowska Dorota Corka Czarownic (SCAN dal 797)
- Ian Stewart, Terry Pratchett, J Nauka swiata Dysku
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 3 (2)
- Grisham John Firma (2)
- Maciarewicz Antoni Raport o działaniach służb specjalnych MON
- Strach przed ciemna woda Craig Russell
- Neverwinter Nights 2 Poradnik Gry OnLine
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- beyblade.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zsiadłam z konia i chwyciłam wodze.Po raz pierwszy zauważyłam pistolet strzałkowy umieszczony w kaburze przymocowanej do siodła.Wyjęłam go i zobaczyłam prawie cały komplet strzałek, za co dziękowałam Sulkarczykom.Dobrze, ale co robić? Przywódca bandytów mówił coś o Smoczych Górach, poszarpanej linii szczytów na północy.Wydawały się celem dobrym jak każdy inny, ale najpierw musiałam odpocząć.Byłam jedna przeciwko wielu, nie miałam towarzysza broni na straży.Przywiązałam lejce konia do krzaka i powlokłam się do strumienia.Jechałam wzdłuż strumienia, który prowadził na północ, w kierunku Smoczych Gór.Kiedy przyglądałam się niewielkiemu pagórkowi po lewej stronie, koń wzdrygnął się i odskoczył w bok, jakby nadepnął na węża.Obrzuciłam wzrokiem kamienistą ścieżkę, ale niczego nie zauważyłam.Kiedy podniosłam wzrok, spojrzały na mnie niebieskie, iskrzące oczy człowieka—wilka.Przycupnął na wzniesieniu jak wiewiórka.Cofnął się, kiedy wyciągnęłam pistolet strzałkowy, ale nie strzeliłam, więc pozostał skulony.— Wilkołaki — powiedział głuchym głosem.Dziwnie było usłyszeć zrozumiałe słowo z tego zwierzęcego pyska.— Co?Spojrzał na wschód.— To termin, którego używacie do określenia takich, jak tamci, prawda? Złodzieje, mordercy, gwałciciele — to Wilkołaki.— Zgadza się — przyznałam ostrożnie.— Co z tego?Człowiek—zwierzę pochylił się, jego futro się zjeżyło.— Chciałbym cię poinformować, że wśród prawdziwych wilków takie zbrodnie są nieznane.Wilki nie opuszczają swoich dzieci ani przyjaciół; nie wywołują wojen; polują, ale nie dla przyjemności; i są lojalne w stosunku do swych stad, jestem pewien, że bardziej niż wielu ludzi w stosunku do swych panów suzerenów.— Naprawdę? — zapytałam.Czułam, że muszę się bronić, jakbym reprezentowała całą ludzkość.— Bardzo przypominasz Wilkołaka, mój kudłaty przyjacielu.A Wilkołaki to zdecydowanie stworzenia Ciemności.Czy również im przypiszesz taką szlachetność?— Kiedyś bym to zrobił — sarknął człowiek–wilk.— Nie odpowiadają za to, kim dziś jesteśmy.Zostali stworzeni i wykorzystani jako naczynia Ciemności — jeśli nie przez ludzi, to przez tych, którzy prezentują podobną pogardę dla swych żywych przyjaciół!Prychnęłam.— Nie możesz porównywać mojej rasy z dawnymi władcami Wyżyny Hallack, ludźmi—wilkami.Nie wiem, dlaczego wybrałeś mnie, żebym wysłuchała twoich pochwał pod adresem wilczych przyjaciół, ale.Przerwałam i znów podniosłam broń, bo człowiek—wilk wygiął grzbiet, więc czułam, że się rzuci.Rzucił się istotnie, ale w bok, nie na mnie, a strzałka poleciała w powietrze.Przez resztę nocy nie widziałam ani nie słyszałam Wilkołaka — jak ochrzciłam to stworzenie chociaż cały czas czekałam w pogotowiu na jego powrót.VIWiedziałam, że spadnę z siodła, jeśli się zaraz nie prześpię.Przebijałam się przez labirynt kanałów, które przecinały Wielkie Pustkowie, moim jedynym kompasem był widok szczytów Smoczych Gór.Kiedy przejeżdżałam obok takiego kanału, zauważyłam lazurowy blask — mgłę rozświetlało coś, co było ukryte za skałą.Zawróciłam konia i ruszyłam w wąską szczelinę.Ruiny Prastarych znajdowały się nawet w Krainie Dolin, chociaż większość ludzi ich unikała.W niektórych panowała wroga atmosfera, inne były obojętne, jeszcze inne — naprawdę przyjazne.Belita nauczyła mnie, że ruiny ostatniego rodzaju są zbudowane z jaśniejących błękitnych kamieni.Jeśli to takie miejsce.Okrążyłam ostro zakończoną skałę i zobaczyłam błyszczącą zieleń, rozciągającą się od jednej skalnej ściany do drugiej.W środku znajdowało się duże okrągłe podium, otoczone kilkoma grubymi palami, sięgającymi mi do piersi.Na środku podium stała niewielka świątynia z turkusowego kamienia.Czułam przyjazne pulsowanie, które przeszywało powietrze, przepojone dobrem i bezpieczeństwem, jak moje najwcześniejsze zamglone wspomnienia matki.Koń wyraźnie przyspieszył kroku; sądzę, że i on czuł życzliwą atmosferę.Zachowałam kawałek sznura, którym mnie skrępowano; teraz spętałam nim konia, chociaż nie przypuszczałam, żeby chętnie opuścił tę oazę na Wielkim Pustkowiu.Kamienne schody prowadziły z ziemi na postument.Weszłam ostrożnie, chociaż z każdym stopniem byłam pewniejsza, że tu nie spotka mnie nic złego.Podeszłam do małego budynku.Miał proste, zakończone łukiem wejście, bez drzwi.Ze środka biło światło, trochę jaśniejsze niż na postumencie czy na zewnątrz świątyni.Odważnie weszłam do wnętrza.W budynku było tylko jedno pomieszczenie, niewiele większe niż moja sypialnia w Zamku Ells.Na ścianach znajdowały się dwa okna, jedno na południowej, drugie na północnej.Ściana zachodnia była właściwą częścią świątyni, zbudowaną z większej liczby błękitnych kamieni.W południowym końcu świątyni zauważyłam mały drewniany stół z jednym krzesłem.W północnej części stało dziecinne łóżko, pokryte świeżym sitowiem, tak zielonym, jakby zebrano je tego ranka.Ogarnęło mnie dziwne uczucie, jak gdyby nagle otworzyły się drzwi i do środka wpadł poryw wiatru.Odwróciłam się i zobaczyłam na stole sztućce, talerz parującego jedzenia i kubek ciemnoczerwonego napoju.Żadna fizyczna osoba nie mogłaby tego wszystkiego przynieść, nie zauważona przeze mnie.— Za powitanie w tym domu serdeczne dzięki — powiedziałam głośno, powoli podnosząc wzrok na powałę.— Za poczęstunek moje najlepsze życzenia.Mieszkańcom tego domu winszuję szczęśliwego losu.Potem zjadłam posiłek, który pojawił się z powietrza: byłam okropnie wygłodzona.Nie mogłam odróżnić mięsa ani warzyw, ale każdy kęs topił się na moim języku jak masło.Dziwny napój, który nie był winem ani miodem pitnym, napełnił moje gardło ciepłem, które rozlało się po całym ciele.Kiedy skończyłam, zdjęłam buty i kolczugę i z westchnieniem wyciągnęłam się na łóżku.Zapadłam w sen bez snów, żadna myśl o Wilkołakach czy innych stworzeniach nie zdążyła przemknąć mi przez głowę.Obudziłam się w jednej chwili, całkowicie odświeżona.Usiadłam z uśmiechem i spuściłam nogi z łóżka.— Dzień dobry, droga pani.Wypoczynek chyba dobrze ci zrobił.Wilkołak siedział na krześle po drugiej stronie pomieszczenia, opierał się łokciem o stół, swobodnie, jakby właśnie zjadł ze mną śniadanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]