Podobne
- Strona startowa
- Dan Simmons Hyperion
- Simmons Dan Hyperion
- Brown Fredric Ten Zwariowany Wszechswiat
- Edwards Eve Kronik rodu Lacey 02 Demony miłoci
- Jeff Lindsay Demony Dextera 01
- Demony czasu pokoju
- Thomas Hardy Tessa d'Urberville
- Stephen King TO
- Long Julie Anne Siostry Holt 01 Piękna i szpieg
- Demostenes Mowy wybrane
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Signori – zaczął.– Czekałem tak długo, jak mogłem.Teraz jednak muszę wam powiedzieć o czymś, co macie prawo wiedzieć.93Langdon nie miał pojęcia, dokąd zmierza.Jego jedynym kompasem był instynkt samozachowawczy odciągający go jak najdalej od niebezpieczeństwa.Piekły go łokcie i kolana, na których posuwał się pod ławkami.Mimo to nie przestawał się czołgać.Jakiś głos mówił mu, żeby skręcić w lewo.Jeśli dostaniesz się do głównej nawy, możesz pobiec do wyjścia.Jednak wiedział, że to niemożliwe.Główną nawę blokuje ściana płomieni! Gorączkowo myśląc nad jakimkolwiek wyjściem z sytuacji, pełzł na oślep dalej.Słyszał coraz bliższy odgłos kroków z prawej strony.Był zupełnie nieprzygotowany na to, co się stało.Zakładał, że ma przed sobą jeszcze ze trzy metry ławek, zanim dotrze do przedniej części kościoła.Okazało się, że się mylił.Bez żadnego ostrzeżenia osłona nad jego głową się skończyła.Zamarł na chwilę, wysunięty do połowy ciała na otwartą przestrzeń.Nieco z tyłu po lewej stronie widział rzeźbę, która go tu przywiodła, gargantuiczną z tej perspektywy.Zupełnie o niej zapomniał.Ekstaza św.Teresy Berniniego wznosiła się jak pornograficzna martwa natura.święta leżąca na plecach, wygięta z rozkoszy, usta otwarte w jęku, a nad nią anioł celujący ognistą włócznią.Nagle w ławce nad głową Langdona eksplodowała kula.Poczuł, że jego ciało unosi się jak ciało sprintera przygotowującego się do wyjścia z bloków startowych.Na pół świadom tego, co robi, napędzany tylko adrenaliną, pędził skulony, z pochyloną głową, przez przednią cześć kościoła, skręcając w prawo.Kiedy usłyszał za sobą huk kolejnych wystrzałów, ponownie zanurkował i ślizgał się bezwładnie po marmurowej podłodze, dopóki nie wpadł na balustradę niszy znajdującej się w prawej ścianie.Wtedy ją zobaczył.W tylnej części kościoła leżała skulona postać.Vittoria! Nogi miała dziwnie podgięte pod tułowiem, ale wyczuł, że żyje.Nie miał czasu jej pomóc.Zabójca błyskawicznie okrążył ławki z lewej strony i szedł nieubłaganie w jego kierunku.Langdon pojął, że to już koniec.Napastnik podniósł pistolet, a Langdon zrobił jedyne, co mu jeszcze pozostało – przetoczył się nad balustradą do wnęki.Kiedy lądował na podłodze po drugiej stronie, marmurowe kolumny balustrady zatrzęsły się od uderzeń kul.Langdon czuł się jak osaczone zwierzę, gdy starał się wcisnąć jak najgłębiej w półkolistą niszę.Znajdował się w niej tylko pojedynczy sarkofag – ironiczny komentarz do jego obecnej sytuacji.Kto wie, czy nie stanie się również moim, pomyślał.Nawet sama trumna zdawała się odpowiednia, gdyż była to scŕtola, niewielka, pozbawiona ozdób marmurowa skrzynia.Pochówek na koszt miasta.Sarkofag wznosił się nad posadzką na dwóch marmurowych blokach.Langdon wypatrzył między nimi lukę, i oceniał przez chwilę, czy się w niej zmieści.Za jego plecami rozległ się odgłos kroków.Nie zastanawiając się dłużej, rozpłaszczył się na podłodze i zaczął pełznąć w kierunku otworu.Chwycił rękoma za marmurowe słupki i z całej siły wciągnął się w lukę pod sarkofagiem.Napastnik znów zaczął strzelać.Tym razem Langdon po raz pierwszy w życiu przekonał się, jakie to uczucie, gdy pocisk przelatuje tuż koło ciała.Usłyszał syk powietrza, jak świst przy strzelaniu z bata, i kula, która chybiła dosłownie o włos, eksplodowała w marmurze, wzniecając chmurę pyłu.Czując nagły przypływ adrenaliny, przeciągnął się do końca pod trumną i wczołgał za sarkofag.Znalazł się w ślepej uliczce.Miał przed sobą tylną ścianę niszy.Był przekonany, że ta niewielka przestrzeń po drugiej stronie sarkofagu stanie się jego grobem.I to już wkrótce, uświadomił sobie, kiedy zobaczył lufę pistoletu wsuwającą się w otwór pod trumną.Hassassin trzymał ją równolegle do podłogi i celował dokładnie w brzuch Langdona.Musiał trafić.W tym momencie u Langdona zadziałał podświadomy instynkt samozachowawczy.Błyskawicznie przekręcił się na brzuch, równolegle do sarkofagu.Oparł dłonie płasko na podłodze, nie zważając na kłujący ból w otwierających się na nowo ranach po szkle z archiwum, i rozprostował ramiona.Jego ciało uniosło się w niezdarnej pompce i wygięło w łuk, tak że brzuch uniósł się z podłogi akurat, gdy broń wypaliła.Czuł falę uderzeniową pędzących pod nim pocisków, które obracały w pył porowaty trawertyn tylnej ściany.Zamknął oczy i walcząc z wyczerpaniem, modlił się, żeby ta kanonada wreszcie ustała.I tak się stało.Dobiegł go chłodny metaliczny szczęk pustej komory.Otwierał oczy powoli, bojąc się niemal, że jego powieki wydadzą jakiś dźwięk.Wstrząsał nim ból biegnący od poranionych dłoni, ale trwał w tej samej pozycji, wygięty jak kot.Bał się nawet oddychać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]