Podobne
- Strona startowa
- Trylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo (3)
- Trylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo
- Trylogia Lando Calrissiana.02.Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona
- Vinge Joan D Królowe 02 Królowa Lata Zmiana
- Carey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka Kusziela
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Lindskold, Jane [Firekeeper 02] Wolf's Head, Wolf's Heart
- Zerdzinski Maciej Opuscic Los Raques
- King Stephen TO
- Henryk Sienkiewicz potop
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zepsuł jej tąrozmową całą radość ze zwycięstwa.Przecież mógłpowiedzieć Jane, że mylnie odczytała powody, dla którychodrzucił jej uczucie.Pozwolił, by trwała w przekonaniu, iż jejnie ceni, a tymczasem to on uważał, że nie jest jej wart.Na-prawdę sądził, że trzeba mieć w życiu szczęście - tymczasemnad nim wisiała jakaś piekielna klątwa, którą nie chciałunieszczęśliwić tak wspaniałej kobiety.Gdyby się z nią ożenił,blask szczęścia przygasłby szybko, a on byłby tylko pasożytemżyjącym z jej majątku.Straciłby wówczas resztki szacunku,jakie jeszcze żywił dla siebie po tamtym koszmarze wNiderlandach.Rozdział 11Jane starannie dobrała strój na wieczorne spotkanie zJamesem i kazała swojej pokojówce Margery mocno i długoczesać swoje włosy, dopóki nie zwinęły się w jedwabiste loki.Potem służka ułożyła je w koronę i przypięła do niej ulubionykapelusik swojej pani, zrobiony z czarnego aksamitu.Jane,pragnąc wyglądać bardziej zalotnie, wyciągnęła spod niegopasmo włosów, aby zwisało, ledwie muskając policzek.Nakoniec pokojówka lekko umalowała jej twarz.- Pięknie wyglądasz, pani - powiedziała, kiedy obiepopatrzyły w lustro.- Możesz odejść.Jane odczekała, aż dziewczyna wyjdzie, po czym wzięłagłęboki wdech i ruszyła do wyjścia.W pierwszym momenciewzburzyło ją zachowanie Jamesa, kiedy po turnieju dała mu dozrozumienia, że pragnie go na męża, a on wycofał się rakiem.Gryzła się tym przez następne parę godzin i dopierowyimaginowana rozmowa, którą odbyła z nim w zaciszuswego pokoju, przywróciła jej równowagę.Przemawiała dopustego krzesła, na którym miał siedzieć, tłumacząc, żepieniędzmi nie da się kupić szczęścia.Przyznała, że plotki, które ją oczerniają, nie są bezpodstawne,zapewniając jednocześnie, że postara się poprawić swójwizerunek w jego oczach.Mógł myśleć, że jest niegodny jejpozycji, ale czy naprawdę chciał, aby wyszła za człowiekapokroju Montfleuryego? A co do Patonów - czyż nie obronił jejprzed nimi? Sam więc widzi, jak bardzo jest jej pomocny; małotego - bez niego nie da sobie rady.Niewidzialny James na krześle przyznał jej rację i poprosił, byusiadła mu na kolanach.Teraz pozostało jej tylko przekonać doswoich racji mężczyznę z krwi i kości.Kiedy zjawiła się w niewielkim ogrodzie, nikogo tam niebyło.Lutowy ziąb zniechęcał ludzi do spacerów, zwłaszcza pozmroku, więc nie powinna obawiać się, że ktoś ją zobaczy.Nawszelki wypadek naciągnęła głębiej na głowę obszyty futremkaptur.Ogród otaczały pałacowe budynki poprzedzielanewąskimi przejściami.Jane rozejrzała się, szukając zakątka,który nie byłby widoczny z okien.Znalazła go wreszcie wrogu; była to ławeczka osłonięta zimozielonym żywopłotemstojąca w tak gęstym cieniu, że tylko ktoś obdarzony wzrokiemsowy mógłby coś dostrzec.A i wtedy nie byłoby łatwo, Janebowiem założyła ciemnobrązową spódnicę i ciemnoniebieskikubrak, a do tego pozbyła się całej biżuterii, pozostając niemalniewidzialną w zimowym mroku.Usłyszała kroki Jamesa, zanim go zobaczyła.Zbliżał sięszybko, idąc na skróty i przestępując przez niskie krzewy.Przez moment pozwoliła sobie na przyjemność obserwowaniaLaceya bez jego wiedzy, aż wreszcie wybawiła go z kłopotu.-Tutaj! - zawołała cicho.James błyskawicznie znalazł się przy niej.Wziął ją za rękę iucałował palce.-Dzięki, że przyszłaś, pani.Zachęciła go gestem, by usiadł.-Siadaj, bo chcę ci coś powiedzieć.Usiadł blisko, obrócony ku niej.Jane od razu zaczęłaprzemowę, którą wyćwiczyła wcześniej.Szybko wyrzucała zsiebie słowa, nie patrząc mu w oczy.Stopniowo traciła jednakrozpęd, aż wreszcie zająknęła się i zamilkła.-Zatem widzisz - podjęła dzielnie - że nie widzę przeszkód dlanaszej.bliższej znajomości.Uniosła wzrok i zobaczyła, że James uśmiecha się do niej zesmutkiem.Sięgnął i musnął palcami jej policzek.- Mylisz się - odparł.- Jesteś zbyt dobrym człowiekiem, żebydostrzec, jaki naprawdę jestem.-To ty się mylisz! Wiem, jaki jesteś, od chwili, kiedy pierwszyraz widzieliśmy się w Lacey Hall.Jesteśmy dla siebiestworzeni, Jamie.Tego też nie dostrzegasz?Pochylił się ku niej i musnął pocałunkiem jej usta, z takimzapałem udowadniające mu, że jest coś wart.Oddech Jane byłciepły i słodki, a wargi gorące i uległe.Kiedy się cofnął, miałaprzymknięte oczy i rozmarzoną minę.- Gdybym mógł mieć jedno, jedyne życzenie, lady Jane,chciałbym być mężczyzną, na którego zasłużyłaś.Gwałtownie otworzyła oczy i zmieszanie ustąpiło miejscadesperacji.-Ależ nim jesteś!- Nie, wierz mi, że nie.- Przestań tak mówić! - Otoczyła mu ramieniem szyję,chciwie przyciągnęła go do siebie i pocałowała mocno, żar-liwie, desperacko licząc, że wreszcie ulegnie.Rzeczywiście zaczął się poddawać.Mur, który wzniósłpomiędzy nimi, runął i James dał upust długo hamowanympragnieniom.Wsunął rękę pod płaszcz Jane i objął jej kibić, adrugą przyciągnął ją do siebie.Trwali w uścisku przez dobreparę minut, sycąc się swoją bliskością i chłonąc ją takzapamiętale, że zapomnieli, co ich tu przywiodło i jakienierozwiązane sprawy ich dzielą.A kiedy wreszcie sięrozdzielili, popatrzyli na siebie oszołomieni siłą namiętności,która spadła na nich jak grom.- Kto by pomyślał? - mruknął James, muskając palcami uchoJane, owładnięty potrzebą nieustannego dotykania jej.-Co takiego? - zapytała słabym głosem oszołomionarozkosznymi doznaniami.-Ze razem jesteśmy jak płomień i proch.Nieskazitelna dama inic niewart odmieniec.- Proszę, nie rób ze mnie ideału.Popełniłam wiele błędów.Jane szczerze żałowała, że nie jest już niewinną dziewczyną oczystych myślach.Szkoda, że nie zaczekała na kogoś takiegojak on, tylko oddała się pierwszemu wygadanemu dworakowi,który stanął na jej drodze.Teraz byłaby silniejsza.Jednakduma nie pozwalała jej przyznać się do błędu z obawy, że nazawsze straci uznanie Jamesa Laceya.- Twoje błędy są niepozorne jak krecie kopce wobec górymoich pomyłek.- James pocałował ją krótko, jakby ochłonąłjuż i teraz po staremu odmawiał sobie szczęścia,dopóki nie odpokutuje za grzechy.- To się nie może więcejpowtórzyć.Co za uparty dureń! Jane miała ochotę go uderzyć.Posunęlisię tak daleko, a ten znów wycofuje się rakiem!- Czemu nie?- Z powodów, które ci wymieniłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]