Podobne
- Strona startowa
- Paul Sorensen Moving Los Angeles, Short Term Policy Options for Improving Transportationť (2008)
- Ziemkiewicz Rafal A Pieprzony los kataryniarza (SCA
- Roman Bratny Kolumbowie. Rocznik 20
- Andrzej Sapkowski Narrenturm (2)
- Wharton William Dom na Sekwanie
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przyciągając burzę
- May Karol Winnetou tom I
- Nienawisc w czasach internetu Alina Naruszewicz Duchlinska
- Dickson Gordon R Taktyka bledu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- beyblade.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pocierał mokre czoło i poprawiał zsuwające się z nosa okulary.-Jeszcze trochę.- szeptał.- Zaraz się stąd wyrwę.Dobrze przynajmniej, że wpadłem na koniec tego pochodu wraków.Było nieco luźniej.Nie szli jeden obok drugiego.Dysząc z wyczerpania, pokonał następnych kilkaset metrów.Choć trudno było mówić o metrach, tą przestrzenią nie rządziły ludzkie miary.- Jeszcze trochę, Harry.Tyle już w życiu wytrzymałeś.Jeszcze tylko parę minut.Aż dobiegł do skraju wąwozu, w który zleciał z niebios Gate 404.I nie zrobił nawet maleńkiego kroku dalej.Nie potrafił.- Boże - wyszeptał, tracąc głos.- Gdzie jesteś.Nie było tu ścian.Nie było murów ani drutów pod prądem.Były człowiecze cierpienia.Koszmary, które chcieli zostawić w Los Raques.Zło, które sami czynili i od którego nagle, sztucznie, chcieli się uwolnić.Tricular opancerzył tę drogę milionami najskrytszych demonów, które każdy z wędrujących nosił wcześniej w zakamarkach psychiki.Grube na kilometry, niewidzialne mury ludzkich podłości.Fritken wiedział, że będą coraz intensywniejsze.Wystarczy parę kroków, by postradać zmysły i zgubić się na zawsze.Bał się, jak nigdy dotąd.Nikt mnie tam nie znajdzie.Po wieki wieków będę krążył w nienawiści, zbrodniach, krwi, zgniliźnie.Bez szansy na ocalenie.A zarazem wiecznie żywy.Cofnął się i powrócił doń głos staruszki, którą niedawno szarpał.- „Bo stąd nie można się wydostać".Fritken opuścił głowę.Naprzód.Trzeba iść w światło.Cokolwiek w nim jest, nie może być gorzej niż tam, dokąd chciałem uciec.I ruszył.Bez pamięci i nadziei.Jak każdy, kto tu wpadł.Otwórz oczy, Ravaughan - rozległ się ponownie głos przywołujący go do życia.- Patrz, co odrzucasz.Otworzył oczy.Widział dolinę pełną przezroczystej wody, w której zanurzały się także jego stopy.W głębi pływały chmury, na nich ucztowali ludzie, wszędzie słychać było śmiech i radosne nawoływania.Z wody wynurzały się kryształowe windy, prowadzące wprost do pasiastego nieba.Pośród białych zeppelinów, koron skrzydlatych drzew i purpury aksamitnych traw.Ravaughan zmrużył oczy, tak silny blask bił od tej krainy.W sercu czuł radość.Przestałodczuwać ból.Zyskiwał nadludzką siłę.Przepoczwarzą! się.-Tak, mój drogi przyjacielu.Możesz się zmienić – rzekł uśmiechnięty Tricular.- Możesz być, kim tylko zechcesz.Nie stworzyłem dla was trochę tylko lepszego akwarium niż to, w którym dotąd żyliście.To zupełnie nowa jakość.Możesz penetrować wszystkie uroki Gate 404.Są ci dane.Obok przebiegła dziewczyna.Wiatr unosił delikatną sukienkę i widać było łańcuszek z czarnego tworzywa, który oplatał jej udo.Wysoko, w okolicy jej najskrytszych tajemnic, dokąd Ravaughan przez lata wędrował w marzeniach.Przełknął ślinę, ale nie czuł się upokorzony, że uwiódł go prosty obraz biegnącej młodej kobiety.Nie potrafił tego odrzucić.Chciał dotykać zwinnego ciała i wędrować z nią pod morzem, w chmurach i siedzieć na koronach latających drzew.Czuł, że to prawda.Że może być wszędzie.W każdym zakątku świata, na który teraz patrzył.I chociaż nie ruszył się z miejsca, powoli płynął w stronę śmiechu i szczęścia.Tricular rozwarł ręce w geście zaproszenia.- Czyż nie tego właśnie szukałeś? Czyż nie to czyni was szczęśliwymi? Odrzuć tamte koszmary Odrzuć nakazy, które znasz od dziecka.Pozbądź się zła i lęku.To miejsce cię zaakceptuje.Nie będziesz musiał o wszystko walczyć, bo wszystko jest ci dane.Na zawsze.Ravaughan patrzył na splecione ciała kochanków i kwiaty okrywające ich rozpalone twarze.Miały płatki w kształcie łabędzi.Miniaturki białych ptaków, stworzone po to tylko, by chłodzić zroszoną potem skórę kobiet i mężczyzn.Ludzie wirowali w rurach kryształowych wind prowadzących prosto do nieba.Byli tu jak bogowie.I ja też chcę być taki.Wolny.Skrzydlaty.Wszechmocny.Ja chcę się tylko cieszyć.Tylko trochę.Zrobił krok do przodu, ale coś go powstrzymywało.Potem kątem oka dostrzegł coś, co było jak błysk cienia.Chciwe, skrywane pragnienie, żeby poszedł dalej, przemknęło po seryjnej twarzy Triculara.I przypomniał sobie, jak tamten wysiadł z czarnej limuzyny, w zapiętym płaszczu, w którym znikały białe płatki śniegu.Chłonął je jak gąbka.Tak jak śnieg chłonął krew zastrzelonego przez AxeR biedaka Speedofritza, tak teraz Tricular chłonie wszystko, co jest esencją naszego życia.Nie tacy jesteśmy, pomyślał Ravaughan.Nie możemy poddać się tej pokusie, bo to w nas jest zło, a on tylko przyprószył je lukrem.Kłamie, że pozbawił nas ciemnej strony.On sam jest ciemną stroną.- Idź precz - powtórzył powoli.- Nie ty wymyśliłeś dziewczynę ani łańcuszek na jej udzie.Nie ty wymyśliłeś zeppeliny.I nie ty wymyśliłeś te skrzydlate kwiaty To dzieło Harry'ego Fritkena, którego okradłeś i okłamałeś.Ty stworzyłeś Los Raques, miasto wraków i upadku.Ty zabiłeś Speedofritza i nieszczęśników, którym celowałem w trupie mózgi.I myślę, że także ty stworzyłeś tych dwóch skurwysynów, którzy kiedyś chcieli mnie napompować.Tak jak twoim dziełem jest ten moment, w którym klimatyzator zmielił zieloną jaszczurkę.A stworzyłeś to, aby w odpowiedniej chwili móc dowodzić, jak straszny jest człowieczy świat.Ale to nie świat jest straszny.Ty jesteś koszmarem naszego świata.Gdziekolwiek On zasieje swoje trawy, ty rzucasz na nie cień.Nie widzimy cię wyraźnie, ale wiemy, że jest noc.Nie słyszymy, jak sączysz jad w nasze uszy, bo siedzisz w nas od zawsze i zdaje się chwilami, że to nasze własne głosy.A teraz chcesz mi wmówić, że to ludzie są źli? Ze zły jest Tamten, który nas stworzył? Jeśli tak jest, to pokaż, co potrafisz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]