Podobne
- Strona startowa
- Stephen King Pokochala Toma Gordona
- Stephen King Pokochala Toma Gordona (3)
- Gordon Noah Lekarze
- Dickson Gordon R Smoczy Rycerz T1 Smok i jerzy
- Gordon R. Dickson Smoczy rycerz T2
- Dickson Gordon R Zolnierzu nie pytaj (2)
- Dickson Gordon R Dorsaj scr
- Zamiatin Eugeniusz My
- Andre Norton Gryf w chwale ZKLOMJZCH7K2IMFWF
- Antonina Kloskowska kultura mas
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- beyblade.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, kapralu? - powiedział Cletus.- Pułkowniku.Nie rozumiem, co pan ma na myśli - wydusił Jarnki po chwili walki ze sobą.- Mam na myśli to, że schwytacie wielu Neulandczyków - odpowiedział Cletus - nie odnosząc przy tam żadnej rany.- Zaczekał, aż Jarnki po raz drugi otworzył usta, a następnie zamknął je powoli.- I co? Czy to jest odpowiedź na wasze pytanie, kapralu?- Tak jest, pułkowniku.Jarnki zamilkł.Ale jego oczy i oczy pozostałych mężczyzn spoczywały na Cletusie z podejrzliwością graniczącą ze strachem.- Zatem bierzmy się do roboty - rzekł Cletus.Przystąpił do rozmieszczania ludzi - jednego po drugiej stronie płytkiego brodu na rzece, która tworzyła tutaj łagodny zakręt tuż za przeprawą, dwóch na dole poniżej skarpy z prawej i lewej strony przeprawy, a czterech pozostałych na wierzchołkach drzew wyciągniętych szeregiem od rzeki w górę zbocza na kierunku, z którego musieli nadejść partyzanci chcący przeprawić się przez rzekę.Ostatnim, któremu Cletus wyznaczył posterunek, był Jarnki.- Nie martwcie się, kapralu - powiedział, unosząc się w powietrzu na elektrycznym koniu kilka metrów od Jarnkego, który kołysał się na czubku drzewa, kurczowo ściskając karabin.- Zobaczycie, że Neulandczycy nie dadzą na siebie długo czekać.Kiedy ich dostrzeżecie, oddajcie stąd kilka strzałów, a później zejdźcie na ziemię, gdzie nie będzie wam groził postrzał.Braliście już udział w walce, prawda?Jarnki skinął głową.Twarz miał nieco przybladłą, a pozycja, którą przyjął w rozgałęzieniu dębu o gładkiej korze, odmiennego w kształcie od ziemskich, była zanadto przykurczona, by uznać ją za wygodną.- Tak jest, pułkowniku.- Ton kaprala sugerował, że ten nie wszystko dopowiedział do końca.- Ale działo się to w normalnych warunkach, kiedy inni żołnierze z plutonu czy też kompanii znajdowali się w pobliżu, czy tak? - zapytał Cletus.- Niech ta różnica nie przeraża was, kapralu.Nie będzie to miało żadnego znaczenia, kiedy zacznie się walka.Sprawdzę teraz pozostałe przeprawy.Wrócę niedługo.Odsunął elektrycznego konia od drzewa i ruszył w dół rzeki.Pojazd, którym leciał, był prawie bezgłośny, powodował on hałas nie większy niż coś na kształt szumu, wydawanego przez wentylator pokojowy.W normalnych warunkach, w czasie ciszy, można go było usłyszeć z około piętnastu metrów.Ale ta górska, kultańska dżungla rozbrzmiewała głosami ptaków i zwierząt.Wśród nich wyróżniały się wrzaski podobne do dźwięku wydawanego przez siekierę rozłupującą drewno, rozlegające się z przerwami; a także odgłosy przypominające chrapanie, które trwały ledwie kilka sekund po to, by umilknąć na chwilę, a następnie rozlec się znowu.Większość jednak tych leśnych hałasów stanowiły zwykłe krzyki o różnej wysokości, różnej sile i melodyce.Wszystkie razem tworzyły trudny do wyobrażenia zestaw dźwięków, wśród których cichy szum elektrycznego konia łatwo mógł ujść uwagi tych, którzy nie nasłuchiwali go specjalnie, na przykład partyzantów z Neulandii nie obeznanych prawdopodobnie z takim dźwiękiem, a w każdym razie nie spodziewających się go.Cletus poleciał w dół rzeki i obejrzał dwie przeprawy, nie spostrzegając przy nich żadnego ludzkiego ruchu.Zawrócił przy najniżej położonym brodzie, aby polecieć nad dżunglą, w górę zboczy, w kierunku przełęczy.Na szczęście, pomyślał, będą mieli długą drogę do przebycia, jeśli zechcą wykorzystać kilka przepraw.Bez wątpienia miejsce i czas spotkania wszystkich grup byłyby w takim przypadku wyznaczone na drugim brzegu rzeki przy najdalszej przeprawie.Cletus leciał na wysokości wierzchołków drzew, około czterdziestu do sześćdziesięciu metrów nad ziemią, z szybkością nie większą niż sześć kilometrów na godzinę.Pod sobą, we florze górskiej dżungli, dostrzegł mniej żółtych pasemek niż w zieleni wokół lądowiska wahadłowców; jednak wszędzie widział szkarłatne żyłki, nawet na ponadnormalnej wielkości liściach najróżniejszych ziemskich drzew - dębów, klonów i jesionów - którymi obsadzono Kultis dwadzieścia lat temu.Ziemska flora przyjęła się lepiej na tych wysokościach.Nadal jednak większość stanowiły tam rodzime drzewa i rośliny, od kęp wyrastających na wysokość dziesięciu metrów podobnych do paproci, po rozkrzewione drzewo, nie drzewo z purpurowymi jadalnymi owocami, wydzielającymi słaby, lecz mdlący zapach, kiedy obierało się ich mechate skórki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]