Podobne
- Strona startowa
- Dickson Gordon R Smoczy Rycerz T1 Smok i jerzy
- Gordon R. Dickson Smoczy rycerz T2
- Stephen King Pokochala Toma Gordona
- Stephen King Pokochala Toma Gordona (3)
- Dickson Gordon R Zolnierzu nie pytaj (2)
- Dickson Gordon R Dorsaj scr
- Gordon R. Dickson Smoczy rycerz t.2
- Dickson Gordon R Smoczy rycerz t.2
- Hyperion
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czwarty oddział chirurgii.Ale nie jestem pewien, czy nie śpi - dodał z wahaniem.-Mam zadzwonić?- Nie, broń Boże.Adam podziękował mu i wyszedł na dwór.W niewielkiej kawiarni po drugiej stronieulicy paliło się światło, a kiedy podszedł bliżej, ujrzał niskiego bruneta stojącego za ladą idolewającego wody do bufetowego termosu.Drzwi jednak były zamknięte, na stukaniemężczyzna nie raczył nawet podnieść wzroku.Wrócił więc do szpitala i spytał portiera ofarbowanych włosach, jak trafić na oddział.- Tym korytarzem, drugie schody za izbą przyjęć.Pierwsze piętro.Na pewno pan trafi.Zbliżając się do izby przyjęć zastanawiał się, czy nie zaproponować pomocy.Naszczęście szybko wybił sobie z głowy ten pomysł, i to zanim jeszcze zajrzał do środka istwierdził, że gabinet jest całkiem pusty.Na krześle siedział stażysta i czytał książkę,naprzeciw pielęgniarka ospale robiła na drutach.W kącie na noszach leżał sanitariusz.Miałlekko rozchylone usta i wyglądał jak śpiący niedzwiedz.Adam wszedł po schodach, w pogrążonym w ciszy korytarzu minął chudego stażystę,którego rozpięty kołnierz zwisał pod pryszczatą brodą niczym flaga w bezwietrzny dzień.Ponieważ na oddziale paliło się tylko nocne oświetlenie, było tam ciemno.Pacjencileżeli w rzędach, niektórzy nieruchomi jak kłody, inni wiercąc się nerwowo, nawiedzani weśnie przez demony. Nazwano ciebie, O Znie!, przyjacielem nieszczęścia, ale to szczęśliwi dali ci toimię. Southey, natychmiast podpowiedział komputer.Z jednego z łóżek dobiegało łkanie kobiety.Adam stanął.- Co się stało? - spytał łagodnie.Chora miała zakrytą twarz.- Tak bardzo się boję.- Nie ma takiej potrzeby - odparł.Lepiej stąd zjeżdżaj, powiedział w duchu.Bo bardzodobrze wiesz, że jest taka potrzeba.- Kim pan jest?- Lekarzem.Kobieta pokiwała głową.- Jezus też był.Po chwili milczenia ruszył dalej.W gabinecie pielęgniarek zastał starszą kobietę, przyzwyczajoną do nowych lekarzy.Poczęstowała go kawą i smakowitymi świeżymi bułkami z masłem.- Smacznego, doktorze.To bogaty okręg.Jestem Rhoda Novak.- Nagle sięroześmiała.- Ma pan szczęście, że Helen Fultz ma dzisiaj wolne.Ona nie dałaby nikomunawet okruszka.Wyszła, zanim Adam skończył jeść.Miał ochotę na więcej, ale był jej wdzięczny i zatyle.Do gabinetu wszedł potężny mężczyzna w zielonym stroju operacyjnym i zwestchnieniem opadł na krzesło.Spod czepka sterczały mu rude włosy, twarz, chociażogromna, wydawała się delikatna i nie uformowana, niczym twarz dorastającego chłopca.Przywitał Adama skinieniem głowy i już chciał sięgnąć po dzbanek z kawą, ale pager w jegoklapie nagle zabrzęczał.Mruknął coś, podszedł do telefonu, wystukał numer, powiedział dosłuchawki kilka słów i szybko wyszedł.Adam zostawił fusy po kawie i ruszył za nim przez labirynt korytarzy, aż znalazł sięna bloku operacyjnym.Blok operacyjny szpitala w Georgii był czysty, jaskrawo oświetlony, przestronny i niezagracony.Tutaj natomiast światło było w najlepszym wypadku przyćmione, korytarzesprawiały wrażenie przechowalni niepotrzebnych mebli, zapasowych noszy, szafek na książkii najrozmaitszego wyposażenia; w godzinach szczytu leżeli tu zapewne również pacjenci -zarówno przed, jak i po operacji.Wahadłowe drzwi do sal operacyjnych były poobijane zobydwu stron, zwłaszcza tam gdzie kanty niezliczonych łóżek uderzały i ocierały się o nie,odkrywając kolejne warstwy laminowanego drewna, niczym znaki czasu, pierścienie w pniudrzewa.Adam wszedł na galerię obserwacyjną, gdzie panował mrok i słychać było jakieśdziwne odgłosy, jakby ktoś bardzo głośno oddychał.Okazało się, że to oddech pacjentadochodzący przez interkom, który ktoś zostawił włączony z siłą głosu ustawioną namaksimum.Nie mogąc znalezć wyłącznika światła, Adam po omacku przedostał się dopierwszego rzędu i usiadł.Przez szybę ujrzał leżącego na stole operacyjnym mężczyznę okołoczterdziestki, łysiejącego i najwyrazniej bardzo cierpiącego, który nie spuszczał z okapielęgniarki szykującej narzędzia.Wzrok miał otępiały, pewnie dostał już środekuspokajający, jak również skopolaminę.Po paru minutach otyły chłopak, który pił w kuchni kawę, wszedł na salę operacyjną,umyty i w rękawiczkach.- Doktorze - przywitała go pielęgniarka.Gruby kiwnął głową bez zainteresowania i zaczął podawać pacjentowi narkozę.Jegopalce przypominające kiełbaski przez chwilę bawiły się lewym ramieniem chorego, bezwiększego trudu odnalazły żyłę i wprowadziły cewnik dożylny.Na drugie ramię założyłpacjentowi mankiet, a następnie zaczął badać ciśnienie.- Tego się nie spodziewaliśmy - odezwała się pielęgniarka.- I dalibyśmy sobie bez niego radę - odrzekł gruby.Podał środek rozkurczowy zusypiającą dawką Pentothalu, po czym zaintubował pacjenta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]