Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Donaldson Stephen R Moc ktora oslania
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- White Stephen Program (2)
- Dickson Gordon R Smoczy Rycerz T1 Smok i jerzy
- J. K. Rowling 4 Harry Potter i Czara Ognia
- Hobb Skrytobójca 3 Wyprawa Skrytobójcy
- Wojny Rady Tom 1 Tam Będą Smoki Ringo John
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mizuyashi.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzień miała gówniany, nie da się ukryć, iż był to dzień gówniany, ale szczęście chyba już się do niej uśmiechnęło, więc czapki z głów, panie i panowie! Podeszła do krawędzi urwiska.Strumyk spadał z niego, tu i ówdzie trafiając na co większe głazy i pieniąc się na nich; w słoneczne popołudnie w pianie widziałaby zapewne tęcze.Zbocze po jego obu stronach wydawało się śliskie, zdradzieckie, pełne luźnych, wilgotnych kamieni, mimo wszystko jednak krzaki rosły tu dość gęsto.Gdyby zdarzyło się jej poślizgnąć, chwyciłaby się po prostu któregoś z nich, tak jak przedtem chwyciła się pnia brzozy.- Woda prowadzi do ludzi - powiedziała głośno i zaczęła schodzić po zboczu.Schodziła bokiem, drobnymi kroczkami, prawym brzegiem strumyka, z początku szło jej nieźle, mimo iż zbocze okazało się w rzeczywistości bardziej strome, niż mogło się to wydawać z góry, a kamienie usuwały się spod nóg przy każdym kroku.Niesiony na ramionach plecak, o którym niemal zapomniała, ujawnił teraz swe istnienie, przypominając ciężkie, choć bezwładne dziecko w nosiłkach; ilekroć się przesuwał, musiała machać rękami, by utrzymać równowagę.Mimo to wszystko nadal wydawało jej się w porządku -i bardzo dobrze, ponieważ kiedy przystanęła w połowie drogi z dolną, prawą stopą wciśniętą między luźne kamienie, zdała sobie sprawę, że wrócić na górę już nie zdoła.Na dobre czy na złe, musiała zejść w dolinę.Ruszyła przed siebie, w trzech czwartych drogi owad, wielki owad, a nie muszka i nie komar, uderzył ją w twarz, i była to osa, bez wątpienia osa.Zamachnęła się na nią z krzykiem, plecak przekrzywił się gwałtownie i nagle nie sposób już było mówić o utrzymaniu równowagi.Upadła, ramieniem uderzyła w skaliste zbocze, aż szczęknęły jej zęby, i zaczęła się po nim ślizgać.- Kurka wodna! - krzyknęła, kurczowo chwytając się, czego tylko się dało.Zdołała uchwycić garść kamieni, które spadały wraz z nią, poczuła nagły ból, kiedy ostry odłamek kwarcu przeciął jej dłoń.Trafiła na krzak, którego nie obroniły przed nią absurdalnie płytkie korzenie.Trafiła na coś stopą, prawa noga wygięła się boleśnie i Trisha nagle wzleciała w powietrze, wykonując niezaplanowane salto, choć miała wrażenie, że to świat kręci się wokół niej.Upadła na plecy i zsuwała się dalej, szeroko rozstawiając nogi i wymachując ramionami, krzycząc z bólu, strachu i zaskoczenia.Płaszcz przeciwdeszczowy i podkoszulek podwinęły się jej aż na łopatki, ostre kamienie wyrywały kawałki skóry z pleców.Próbowała hamować stopami, lewa trafiła w głębiej wbity w ziemię kamień, co obróciło ją w prawo.Trisha natychmiast zaczęła się toczyć, brzuch, plecy, brzuch, plecak to wbijał się jej w ramiona, to podrywał ją w powietrze.Niebo jakimś cudem znalazło się w dole, nieznośny ostry piarg w górze, potem zamieniły się miejscami, zmiana partnera w tańcu, wszyscy zmieniamy partnerów.Ostatnie dziesięć metrów Trisha zjechała na lewym boku, z wyciągniętym lewym ramieniem i twarzą skrytą w zgięciu łokcia.Coś uderzyło ją wystarczająco mocno, by nabić jej siniaki na tym boku, i nagle, nim w ogóle zdążyła spojrzeć nad ramieniem, poczuła świdrujący ból tuż nad lewą kością policzkową.Krzyknęła i poderwała się na kolana, instynktownie uderzając i miażdżąc to coś, czyli oczywiście kolejną osę, która zdołała jednak użądlić ją po raz drugi, a kiedy Trisha otworzyła oczy, ujrzała osy wszędzie dookoła, żółtobrązowe potwory o zwisających, ciężkich odwłokach, obrzydliwe, tłuste fabryki jadu.Ześlizgnęła się wprost na martwe drzewo u stóp zbocza, jakieś siedem metrów od wesołego strumyka, w miejscu, gdzie z jego pnia wyrastały najniższe gałęzie, dokładnie na poziomie oczu dziewczynki dziewięcioletniej, ale wysokiej jak na swój wiek, wisiało szare gniazdo.Wściekłe osy pełzały po nim, a inne wylatywały z otworu u góry.Kolejna osa użądliła Trishę w szyję po prawej, tuż pod daszkiem czapki, następna w prawe ramię nad łokciem.Wrzeszcząc, w ślepej panice, dziewczynka rzuciła się do ucieczki.Poczuła przeszywający ból w karku i na plecach, nisko, tuz nad paskiem dżinsów, pod podwiniętą koszulą i między strzępami podartego płaszcza przeciwdeszczowego.Biegła w kierunku strumienia bezmyślnie, bez planu, bez żadnego zamiaru, nie widziała tam po prostu żadnych większych przeszkód.Śmigała między kępami krzaków, a kiedy się zagęściły, przedzierała się przez nie, tratując je.Ciężko dysząc, zatrzymała się wreszcie nad brzegiem strumienia; zapłakana i przerażona, obejrzała się przez ramię.Osy znikły,ale nim im uciekła, zdołały przecież dokonać dzieła zniszczenia.Lewe oko, blisko którego użądliła ją pierwsza, było tak spuchnięte, że nic przez nie nie widziała.“Jeśli jestem uczulona na jad os, umrę” - pomyślała, ale nadal w szoku, nie przywiązywała do tej refleksji większego znaczenia.Usiadła na brzegu strumyka, przyczyny jej ostatnich kłopotów, szlochając i pociągając nosem.Opanowała się odrobinę, zdjęła z ramion plecak.Jej ciałem targały dreszcze, na przemian sztywniało ono i rozluźniało się, a kiedy mięśnie się napinały, czuła ostry ból ukąszeń.Objęła plecak ramionami, kołysała go na kolanach jak dziecko i płakała.Przypomniał jej Monę spoczywającą na tylnym siedzeniu samochodu, poczciwą starą Moanie Balognę o wielkich niebieskich oczach.Był taki czas, kiedy rodzice najpierw rozważali rozwód, a potem się rozwodzili, gdy uważała Monę za swą jedyną pociechę; nawet Pepsi nie byłaby w stanie zrozumieć, co przeżywała.Teraz rozwód rodziców wydawał jej się sprawą nieważną, wręcz błahą.Na świecie istniały sprawy boleśniejsze niż dwójka dorosłych, którzy nie potrafią żyć razem, na przykład osy, i Trisha dałaby wiele, by znów mieć przy sobie Monę.Na szczęście nie miała umrzeć od osiego jadu, bo gdyby miała, to zapewne już by umarła.Podsłuchała kiedyś, jak mama i pani Thomas, mieszkająca po drugiej stronie ulicy, rozmawiały o kimś uczulonym na osy czy pszczoły i pani Thomas powiedziała wówczas: “W dziesięć sekund po użądleniach biedny Frank był spuchnięty jak balon.Gdyby nie miał przy sobie strzykawki, to chyba udusiłby się na śmierć”.Ona jednak bynajmniej się nie dusiła, choć użądlenia strasznie ją bolały i rzeczywiście, puchły niemal jak balony.To przy oku zmieniło się w miniaturowy wulkan gorącej tkanki, a kiedy przycisnęła je palcami, przeraźliwy ból odczuła aż w głowie i po prostu musiała krzyknąć.Nie płakała już, lecz mimo to z jej lewego oka łzy płynęły nieprzerwanym strumieniem.Poruszając dłońmi ostrożnie, delikatnie, Trisha sprawdziła, w jakim jest stanie.Udało się jej umiejscowić co najmniej sześć żądeł, a tuż nad biodrem po lewej było miejsce, w które wbiły się dwa lub nawet trzy, i ono bolało najbardziej.Plecy zdawały się wręcz odarte ze skóry, lewe ramię zaś, którym osłaniała się podczas ostatniego etapu zjazdu, ociekało krwią od łokcia aż do nadgarstka.Policzek, zraniony wcześniej gałęzią, teraz znów krwawił.“To nie w porządku - uznała.- To nie w po.”I nagle do głowy wpadła jej straszna myśl, tylko że nie była to właściwie myśl, lecz raczej pewność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]