Podobne
- Strona startowa
- Dębski Eugeniusz Pieklo dobrej magi
- dębski eugeniusz pieklo dobrej magi (2)
- Balzac Honoriusz Eugenia Grandet
- Anne McCaffrey Piesn krysztalu
- ludzie bezdomni
- Corel DRAW
- Alistair Maclean Lalka Na Lancuchu 2
- Andre Norton SC 1.1 Swiat czarownic
- Waltari Mika Egipcjanin Sinuhe
- Jan Potocki Rękopis znaleziony w Saragossie (tom. II)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- starereklamy.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeleciało mi przez głowę - o podziemiach, gdzie jakoby ukrywano się podczas Wojny Dwustuletniej.Tak czy owak: trzeba iść.Szedłem, przypuszczam, ze dwadzieścia minut.Skręciłem w prawo, korytarz stał się szerszy, żarówki mniej jaskrawe.Jakieś niewyraźne echo.Może maszyny, może głosy - nie wiem.Doszedłem do ciężkich, nieprzejrzystych drzwi: echo stamtąd.Zastukałem: jeszcze raz - głośniej.Za drzwiami - ucichło.Coś szczęknęło, drzwi otworzyły się - powoli, ciężko.Nie wiem, który z nas dwóch bardziej osłupiał - przede mną stał lancetowaty, cienki doktor.- Wy? Tutaj? - i nożyce zamknęły się z trzaskiem.A ja - jakbym nigdy nie znał żadnego ludzkiego słowa: milczałem, patrzyłem i zupełnie nie rozumiałem, co do mnie mówił.Pewnie, że powinienem stamtąd odejść, bo potem swoim płaskim, papierowym brzuchem szybko wyparł mnie aż do końca tej jaśniejszej części korytarza - i popchnął w plecy.- Przepraszam.chciałem.myślałem, że ona, I-330.Ale za mną.- Stójcie tutaj - uciął doktor i zniknął.Nareszcie! Nareszcie ona obok, tutaj - czyż nie wszystko jedno, gdzie „tutaj”.Znajomy, szafranowożółty jedwab, kąśliwy uśmiech, oczy za zasłoną.Drżały mi wargi, ręce, kolana - a w głowie idiotyczna myśl:„Drganie to dźwięk.Drżenie powinno wydawać dźwięk.Dlaczego więc nic nie słychać?”.Jej oczy otwarły się ku mnie - na oścież, wszedłem do środka.- Nie mogłem dłużej! Gdzie wyście byli? Dlaczego - nie odrywając od niej oczu mówiłem jak w malignie - szybko - nielogicznie - może nawet tylko myślałem.- Cień - za mną.Umarłem - z szafy.Bo ten wasz.mówi nożycami: mam duszę.nieuleczalną.- Nieuleczalną duszę! Ach, mój biedaczek! - I roześmiała się - i spryskała mnie śmiechem: odeszła mnie maligna, wszędzie migotały, dzwoniły drobinki śmiechu i jak - jak piękne było wszystko.Zza węgła wywinął się doktor - cudowny, wspaniały, najcieńszy na świecie.- No - zatrzymał się przy niej.- Nic, nic! Potem wam opowiem.On przypadkiem.Powiedzcie, że wracam za.mniej więcej piętnaście minut.Doktor znikł za rogiem.Czekała.Głucho stuknęły drzwi.Wtedy I powoli, powoli, coraz głębiej wbijając mi w serce ostrą, słodką igłę - przywarła do mnie ramieniem, ręką, całą sobą - i poszliśmy razem, razem z nią - dwoje - jedno.Nie pamiętam, gdzie skręciliśmy w ciemność - a w ciemności po stopniach w górę, bez końca, w milczeniu.Nie widziałem, ale wiedziałem: szła tak samo jak ja - z zamkniętymi oczami, ślepa, z głową odrzuconą do tyłu, z przygryzionymi wargami - wsłuchana w muzykę: moje ledwo słyszalne drżenie.Ocknąłem się w jednym z niezliczonych zakamarków podwórza Domu Starożytności: jakiś płot, z ziemi - nagie, kamieniste żebra i żółte zęby rozwalonych ścian.Otwarła oczy, powiedziała: „Pojutrze o 16”.Odeszła.Czy to wszystko działo się rzeczywiście? Nie wiem.Dowiem się pojutrze.Realny ślad jest tylko jeden: na prawej ręce - na czubkach palców - zdarta skóra.Ale dzisiaj na Integralu Drugi Konstruktor zapewniał mnie, że sam widział, jak przypadkiem dotknąłem tymi właśnie palcami ściernicy szlifierki - ot, i tyle.Cóż, być może.Bardzo prawdopodobne.Nie wiem - nic nie wiem.Notatka 18Konspekt:DŻUNGLA LOGICZNARANY I PLASTERNIGDY WIĘCEJWczoraj położyłem się - i od razu zapadłem na dno snu.Jak przeładowany statek, który przewrócił się na burtę.Masa głuchej, rozkołysanej, zielonej wody.Pomału wypływam z dna na powierzchnię, gdzieś jeszcze w głębi otwieram oczy: mój pokój, zielony, wczesny, zastygły poranek.W lustrzanych drzwiach szafy - odłamek słońca - prosto w oczy.To on nie daje wyrobić godzin snu ściśle wyznaczonych przez Dekalog.Najlepiej byłoby otworzyć szafę.Ale cały jestem jak w pajęczynie, pajęczyna na oczach, nie mam siły wstać.Wstałem przecież, otworzyłem - i naraz za lustrzanymi drzwiami, wyplątująca się z sukni, cała różowa - I.Tak się ostatnio przyzwyczaiłem do rzeczy najzupełniej nieprawdopodobnych, że, jeśli pamiętam, nawet się wcale nie zdziwiłem, o nic nie spytałem: byle prędzej do szafy, zatrzasnąłem za sobą lustrzane drzwi - i bez tchu, pospiesznie, na oślep, chciwie połączyłem się z I
[ Pobierz całość w formacie PDF ]