Podobne
- Strona startowa
- Brown Dan Kod Leonarda da Vinci IMN (pdf by kreegorn)
- Brown Dan Kod Leonarda da Vinci (3)
- Brown Dan Kod Leonarda da Vinci (2)
- Brown Dan Anioly i demony (2)
- Brown Dan Anioly i demony
- King Stephen TO
- Pokuta Gabriela (2)
- Roman Bratny Kolumbowie. Rocznik 20
- Terry Pratchett 08 Straz! Str
- Praktyczny komentarz do Nowego
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- letscook2011.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak wyglądali ci marsjańscy tubylcy? Na ten temat nie było żadnej wzmianki w krótkim artykule, który brzmiał jak komunikat z pierwszej linii frontu bardziej znajomych Keithowi wojen.Może słowo “Lunańczyk" mimo wszystko było imieniem; może purpurowe potwory to Marsjanie, a nie mieszkańcy Księżyca?Jednak były ważniejsze rzeczy niż to, Keith czytał dalej.Jeden ze statków Arkturian zdołał jakoś przedostać się przez kosmiczną blokadę i wystrzelić torpedę, zanim wykryli go ludzie Dopelle'a.Zaatakowali natychmiast i choć arkturiańska jednostka przeszła na napęd międzygwiezdny, dopędzili ją i zniszczyli.Czyniono przygotowania - podawał New York Times - do ataku odwetowego.Szczegóły były, rzecz jasna, objęte tajemnicą wojskową.W trakcie lektury artykułu Keith natknął się na liczne nazwiska i nazwy, które nic mu nie mówiły.Mimo to poczuł się jeszcze bardziej nieswojo, kiedy natknął się na znajome nazwisko w całkiem niezrozumiałym kontekście - na wzmiankę o generale Eisenhowerze, dowódcy sektora wenusjańskiego.Zakończenie artykułu dotyczyło proponowanego wzmocnienia środków obronnych wokół bardziej narażonych na atak miast i było zupełnie niezrozumiałe dla Keitha.Roiło się od pojęć, które nic mu nie mówiły - jak powtarzający się zwrot “całkowite zamglenie" i liczne wzmianki o “renegatach" oraz “Ludziach Nocy".Przebrnąwszy przez główny artykuł - prawie dwie kolumny tekstu - Keith przejrzał gazetę od deski do deski, czytając wszystkie nagłówki i przynajmniej część każdej wiadomości, która wydawała się niezwykła czy interesująca.Wyglądało na to, że życie codzienne niewiele różni się od tego, które znał.Znalazł wiadomości towarzyskie i rozpoznał wiele znajomych nazwisk; niewątpliwie rozpoznałby jeszcze więcej, gdyby miał dotąd zwyczaj czytać rubrykę towarzyską.St.Louis prowadziło w jednej lidze, a Nowy Jork w drugiej - i to też było tak, jak pamiętał, chociaż nie miał pewności, czy punktacja była ta sama.W ogłoszeniach znalazł te same firmy i produkty co zwykle - tylko z cenami podanymi w kredytkach zamiast w dolarach i centach.Nie było ogłoszeń reklamujących statki kosmiczne czy Małego Fizyka Atomowego dla dzieci.Szczególnie uważnie przejrzał ogłoszenia o kupnie.Sytuacja mieszkaniowa wyglądała znacznie lepiej, niż pamiętał, i możliwe, że wyjaśnienie tego faktu kryło się w tym, iż sporadyczne ogłoszenia o sprzedaży domu czy mieszkania były opatrzone dopiskiem “Z powodu emigracji na Marsa".Jedno z ogłoszeń w rubryce “Zwierzęta domowe" oferowało wenusjańską kolinę - cokolwiek to mogło być - a drugie księżycowe szczeniaki.Kilka minut po pierwszej, zgodnie z planem, pociąg wjechał na Dworzec Centralny.Zaabsorbowało go to tak, że zupełnie zapomniał o magazynach.W miarę jak pociąg wolno wtaczał się na stację, Keith zdał sobie sprawę z czegoś niezwykłego, czegoś dziwnego, czego nie potrafił określić - szczególnego nastroju, jaki tu panował.Nie chodziło o brak świateł; te świeciły jak zawsze, może nawet było ich więcej.Uświadomił sobie, że wagon, z którego wysiadł, był zapełniony zaledwie w jednej czwartej, a może nawet i nie.Wysiadłszy stwierdził, że był to jedyny pociąg na stacji i wszyscy bagażowi, zdawało się, mieli wolne.Tuż przed nim mały człowieczek zmagał się z trzema walizkami, próbując nieść dwie w rękach, a jedną pod pachą.Szedł z największym trudem.- Mogę panu pomóc? - spytał Keith.- Jasne, dzięki - odparł człowieczek z wyraźnym zadowoleniem w głosie.Przekazał jedną z walizek Keithowi i obaj ruszyli betonowym peronem.- Słaby dziś ruch, co? - powiedział Keith.- To był chyba ostatni pociąg.Naprawdę nie powinni ich puszczać tak późno.Co z tego, że przyjedziesz, skoro nie można się dostać do domu? Och, pewnie, szybciej dotrzesz tam rano, ale co to naprawdę da?- Chyba nic - powiedział Keith zastanawiając się, o czym właściwie tamten mówi.- Osiemdziesięciu siedmiu zabitych zeszłej nocy! - powiedział człowieczek.- Przynajmniej tyle ciał znaleziono; nikt nie wie, ile zabrała rzeka.- Okropne - rzekł Keith.- I to nie tylko jednej, zwyczajnej nocy.Można uznać, że było co najmniej stu zabitych.I to tylko ci zabici na miejscu.Bóg wie, ilu napadnięto i pobito do nieprzytomności.Westchnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]