Podobne
- Strona startowa
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna ( 18) (2)
- Thomas Lemke Biopolitics. An Advanced Introduction
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna ( 18)
- Thomas Craig Niedzwiedzie lzy
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna (2)
- Costain Thomas Srebrny kielich
- Slawomir Nowakowski Uroda i Zdrowie
- Elliott Kate Korona gwiazd 04 Dziecko płomienia
- Duncan Dave Siódmy Miecz 1 Niechętny Szermierz
- Babski Motyw
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tak, i jako wstęp do nowej prośby.– Znowu pan zaczyna!Ogarnął ją nagły lęk, by opór jej nie ugiął się pod własnym pragnieniem.– O, Tessy – mówił dalej – nie umiem sobie wytłumaczyć, dlaczego mnie tak dręczysz? Czy chcesz mnie rozczarować? Postępujesz jak kokietka, daję słowo, jak najczystszej wody wielkomiejska kokietka! One też bywają na przemian to gorące jak ogień, to zimne jak lód, zupełnie jak ty, a to, doprawdy, ostatnia rzecz, jaką spodziewałem się spotkać w takim ustroniu jak Talbothays.Mimo to, najdroższa – dodał szybko, widząc, jak bardzo ta uwaga ją dotknęła – wiem, że jesteś nieposzlakowanym, najuczciwszym stworzeniem na świecie! Jakże więc mógłbym uważać cię za kokietkę! Tessy, jeżeli mnie naprawdę kochasz, to dlaczego z taką niechęcią myślisz o zostaniu moją żoną?– Nigdy nie mówiłam, że myślę o tym z niechęcią! Nie mogłabym tego powiedzieć, bo.bo to nieprawda!Wysiłek ten stawał się nie do zniesienia; wargi jej zadrżały i musiała się oddalić.Clare był tym tak zmartwiony i zmieszany, że pobiegł za nią i dogonił ją na korytarzu.– Powiedz mi, powiedz – mówił chwytając ją namiętnie w objęcia i zapominając przy tym, że ma ręce oblepione twarogiem – powiedz mi, że nie będziesz należała do nikogo innego, tylko do mnie!– Dobrze, dobrze, powiem! – zawołała.– I dam panu dokładną odpowiedź, ale teraz proszę mi pozwolić odejść.Opowiem panu o wszystkich moich przeżyciach, opowiem o sobie wszystko, wszystko!-Twoje przeżycia, kochanie? Dobrze, wszystko, co będziesz chciała – zgodził się z tkliwą ironią, patrząc jej w twarz.– Moja Tessy pewnie ma za sobą tyle przeżyć, co ten pączek dzikiego powoju rosnący tam na żywopłocie, który dziś rano po raz pierwszy rozwinął się w kwiat.Powiedz mi, co chcesz, tylko nie powtarzaj już tych okropnych słów, że nie jesteś mnie godna.– Postaram się.I jutro powiem panu dlaczego.nie.w przyszłym tygodniu.– Powiedzmy w niedzielę.– Dobrze, w niedzielę.Nareszcie umknęła i zatrzymała się dopiero w najniższej części dziedzińca, w lasku wierzbowym, gdzie w gąszczu drzew o przyciętych koronach nikt nie mógł jej zobaczyć.Tam rzuciła się, jak na łóżko, na chrzęszczącą podściółkę suchych traw i perzu i skuliła się, wstrząsana na przemian bólem i przelotnymi błyskami radości, których nie zdołał zgasić lęk przed myślą, iż miłość ich się skończy.W istocie skłaniała się do ustąpienia.Każdy jej oddech, każda fala krwi, każde tętno pulsujące w uszach, stawały się głosami, które łącząc się z naturą buntowały się przeciw jej skrupułom.Przyjąć go beztrosko, bez namysłu, połączyć się z nim przed ołtarzem, niczego mu nie zdradzić, zaryzykować, że nigdy się nie dowie, zakosztować pełnej rozkoszy, zanim żelazne zęby bólu zawrą się nad nią – oto co doradzała jej miłość.Tessa w ekstazie graniczącej ze zgrozą przeczuwała, że mimo całych miesięcy spędzonych w odosobnieniu dla odpokutowania swej winy, mimo walk, rozmyślań, mimo postanowień, że odtąd życie jej będzie surowe i samotne – mimo to wszystko przeczuwała, że rada miłości odniesie zwycięstwo.Godziny popołudniowe mijały jedna po drugiej, a Tessa nadal leżała pod wierzbami.Słyszała brzęk wiader zdejmowanych z podpórek, ryk bydła towarzyszący zwykle spędzaniu krów do udoju, nie poszła jednak na pastwisko.Każdy zauważyłby jej wzburzenie, a mleczarz w przekonaniu, że tylko miłość może być tego powodem, byłby jej żartobliwie dokuczał; nie zniosłaby takiej męczarni!Jej ukochany pewnie domyślał się jej zdenerwowania i musiał jakoś usprawiedliwić jej nieobecność, gdyż nikt o nią nie pytał ani jej nie zawołał.O pół do siódmej nad horyzontem zniżyło się słońce, płonąc na niebie niby ognisko olbrzymiej kuźni; wkrótce potem z przeciwnej strony wyłonił się ogromny, podobny do wielkiej dyni księżyc.Na tym tle wierzby, okaleczone i zniekształcone przez nieustanne obcinanie gałęzi, wyglądały jak potwory o sterczących w górę kolczastych czuprynach.Tessa wróciła do domu i weszła na górę nie zapalając światła.Było to w środę.W czwartek Angel, zamyślony, spoglądał na nią z daleka, lecz się nie zbliżał.Dziewczęta mieszkające na farmie, Marianna i inne, zdawały się domyślać, że nadchodzi jakaś chwila decydująca, gdyż w sypialni nie robiły żadnych uwag.Minął piątek, sobota.A więc już jutro?– Chyba ustąpię.Zgodzę się.Wyjdę za niego.Nie potrafię się od tego powstrzymać – wzdychała tuląc rozpaloną głowę do poduszki i słysząc zazdrośnie, jak inne dziewczęta wymawiają przez sen jego imię.– Nie, nie zniosę, by należał do innej! A jednak będzie to dla niego krzywda.Gdy się dowie, może go to zabić.O, moje serce!.O, o!Rozdział 29– Zgadnijcie, o kim mówiono mi dziś rano, co? – zapytał mleczarz Crick zasiadając nazajutrz do śniadania i tocząc chytrym spojrzeniem po poruszających szczękami parobkach i dziewczętach.– Jak myślicie, o kim?Ten i ów zgadywał, tylko pani Crick nie zgadywała, gdyż już wiedziała od męża.– A więc wam powiem – oznajmił mleczarz – mam wiadomości o tym nicponiu i dziwkarzu Jakubie Dullop.Niedawno ożenił się z pewną wdową.– Jakub Dullop, ten niecnota! Kto by to pomyślał! – zawołał jeden z mleczarzy.Nazwisko to utkwiło w pamięci Tessy Durbeyfield, gdyż tak nazywał się ów niewierny kochanek, który skrzywdził swoją dziewczynę, a potem został dotkliwie ukarany przez jej matkę, kiedy to ukrył się w masielnicy.– A czy dotrzymał słowa i ożenił się z córką tej wojowniczej matrony? – zapytał z roztargnieniem Angel Clare, który czytał gazetę przy małym stoliku, skazany tam na stałą banicję przez panią Crick, przekonaną, iż jego wyższe stanowisko społeczne wymaga tego wyróżnienia.– On? Nic podobnego! Nawet mu się nie śniło! – odrzekł mleczarz.– Jakem już wspomniał, ożenił się z wdową.Baba była zamożna, bo dostawała rocznej renty coś około pięćdziesięciu funtów, a jemu tylko o to chodziło.Pobrali się z wielkim pośpiechem, a potem ona mu powiedziała, że przez powtórne wyjście za mąż straciła prawo do tych pięćdziesięciu funtów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]