Podobne
- Strona startowa
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna ( 18) (2)
- Thomas Lemke Biopolitics. An Advanced Introduction
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna ( 18)
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna (2)
- Costain Thomas Srebrny kielich
- Fromm Erich Ucieczka od wolnosci
- Crichton Michael Linia Czasu (3)
- Cook Robin Sfinks by sneer
- Kronika Krola Pana Dom Pedra
- Demostenes Mowy wybrane
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż, ty nie wierzysz w jego winę.Ale totylko wiara.- Nonsens.- Mój Boże - jeżeli pozwolą mu zostać dyrektorem generalnym służby wywia-dowczej, Paul, to okropne, wyrządzą firmie straszną szkodę, nie do naprawienia.61- W nic z tego nie wierzę.I ty też nie powinieneś.- Czas Aubreya się skończył, Paul, jakikolwiek będzie ostateczny rezultat.Uwierz, jego słońce już zaszło.- Oczy Babbingtona błyszczały nie skrywaną ambicją.- Niezależnie od tego, jaka jest prawda?- Przykro mi - mruknął Babbington nieszczerze.- Zdaję sobie sprawę, jak bliskimjest ci przyjacielem.- A jeżeli to rzeczywiście spisek KGB, tak jak uważa Aubrey? - zapytał Paul,czując falę gorąca zalewającą twarz.Był świadomy własnego braku rozsądku, irytacji,gniewu i braku kontroli nad sytuacją.Ale też czuł się znieważony i zastraszony groz-bami zawartymi w każdym zdaniu Babbingtona.- Nie zastanawia cię, dlaczego KGB miałoby ci pomagać w zaspokajaniu twoichambicji? Czemu miałoby im zależeć na tym, żeby Aubrey się pogrążył, i to w takisposób?Babbington zamilkł na chwilę, jakby rzeczywiście rozważał odpowiedz na pytaniaMassingera.Przesunął wzrokiem po gzymsach i fryzie nad kandelabrem.Gipsowestado, pasterze i pasterki na bladoniebieskim tle.Imitacja dzieła Wedgwooda.Wreszciejego spojrzenie powróciło do Paula.- Chyba nie zamierzasz dalej się w to angażować?- W co?- W skazaną z góry na niepowodzenie próbę przyjścia z pomocą osobie, której siępomóc nie da.- Czyżby prawda nie miała znaczenia?- Słyszę to pytanie już drugi raz.To brzmi po prostu naiwnie.- Mój Boże.- Aubrey jest winien jak wszyscy diabli! - warknął Babbington, wychylając się zfotela, a jego potężne dłonie spoczęły na kolanach.- Kiedy przekopiemy sprawę do dnai dostaniemy się do centrum siatki, Aubrey okaże się winien jak wszyscy diabli.Docholery, to agent radziecki, i to od prawie czterdziestu lat.Wsypał ojca twojej żony izlikwidował go rękami NKWD.- Ale dlaczego miałby to zrobić? - Massinger z twarzą płonącą gniewem usiłowałodeprzeć atak nie ukrywanej napastliwości Babbingtona.- Na dowód lojalności.Albo dlatego, że załatwienie Roberta Castleforda stało sięwygodnym sposobem, żeby ratować własną skórę.Wybierz, co chcesz.- Ależ to szaleństwo - rzekł Massinger z drżeniem w głosie.Wyczerpany sporem Babbington opadł w fotel.Jego oczy były spokojne, w przeci-wieństwie do ust i mięśni policzków, które dygotały ze złości.Przyglądał się Massin-gerowi chłodno i przenikliwie.62- Skoro tak uważasz - powiedział w końcu.- Ale on to zrobił.Chodzi o ojca two-jej żony.Człowieka, którego Aubrey pozbył się jak pary niewygodnych butów.- Czy to szantaż? - zapytał Paul cicho.Głos miał zdyszany i nerwowy.- Po prostu przypomnij sobie o szczęśliwych chwilach z Margaret, Paul.Proszęcię.- Te słowa nie były niczym więcej jak zwykłą drwiną.- Więc tak jak sądziłem, szantaż.- Nie, Paul.To rozsądna rada.Jeżeli po tym, czego nauczyłeś się w Harvardzie,CIA i King's College, chciałbyś zobaczyć, jak wygląda prawdziwy szantaż - to zasta-nów się nad tym, czy warto.Mogą ci stanąć na drodze różni wysoko postawieni faceci.Możesz otrzymać parę propozycji nie do odrzucenia.Ale jeśli dasz spokój, nic ci sięnie stanie, zapewniam.Ten dom w Belgravii, wszystko, co się wiąże z twoją pracą,ach, szkoda mówić.- wymownym gestem wskazał salon.To było obrzydliwe.Mas-singer parsknął w milczącym gniewie.- Wszystko pójdzie na marne.Możesz być tegopewien.- Wielki Boże - wydyszał Paul.- No i co najważniejsze, utracisz miłość swojej żony.Rozumiemy to obaj.- Wstałszybko.- Nie trudz się odprowadzaniem mnie.Pożegnaj w moim imieniu Margaret,powiedz jej, że Elizabeth skontaktuje się z nią - może urządzimy sobie jakąś wspólnąkolację? Dobranoc, Paul.Wyszedł, zanim Massinger zdołał opanować uczucie rozgoryczenia i strachu.Paulspojrzał na zamykające się drzwi, jakby w obawie, że gość może wrócić.Czuł, jak drżąmu ręce wsparte na udach, ale starał się na nie nie patrzeć.Był niczym w gorączce,bez sił.Babbington zagroził, że zabierze mu żonę!Drzwi do jadalni, zza których dobiegała krzątanina służby, otworzyły się i stanęła wnich Margaret.Teraz on był przerażony, tak jak ona, kiedy wyszła z pokoju po pierw-szych zdaniach Babbingtona.Lokaj i gospodyni zabiegani za jej plecami to część ta-bleau vivant.Kryształy, błyszczące nakrycia, srebra, lichtarze i kandelabry.Kawior,wędzony łosoś, przekąski, szparagi.Szampan, burgund, bordeaux, reńskie.Puściła wreszcie klamkę i, usuwając się z tego tła, ruszyła ku niemu.Z każdymkrokiem coraz wyrazniej jej twarz stawała się odbiciem jego uczuć.Ostatnich kilkakroków Margaret prawie przebiegła.Przyklękła Przy jego fotelu i szybko ujęła jegowyciągniętą, rozedrganą dłoń.- Kochanie.kochanie.- szeptała raz po raz, przytulając policzek do jego rąk.Paul wyczuł współczucie w jej głosie i czepiał się go kurczowo w obawie przed utratą,ale jednocześnie odnalazł w jej tonie twarde nutki przymusu; zgrzytały niczym stara63płyta w radio.A więc wiedziała, o czym była mowa, wiedziała, że jej szczęście ważyłosię na szali, Pozwoliła, by Babbington straszył i szantażował.Aby go zniechęcił do tejsprawy.Ojciec był dla niej świętością i pamięć o nim była starsza od miłości do męża
[ Pobierz całość w formacie PDF ]